Epilog

11.6K 344 20
                                    

Everett

-Alice skarbie, przyniesiesz mi grzebień?- wołam do niej przez ramie wiedząc, że siedzi na moim łóżku czesząc się.

-Tak mamusiu- odpowiada zeskakując z łóżka.

Ma na sobie żółtą letnią sukienkę w różowe kwiaty. Moja sukienka jest natomiast niebieska w białe kwiaty. Mój siedmiomiesięczny brzuszek odznacza się ładnie gdy czesze włosy. Idziemy dziś na kolacje, a Justin i Bryson szykują się w pokoju dzieciaków.

-Więc kochanie gdzie chciałbyś dziś zjeść?- pytam, sadzając ją sobie na krawędzi kolan bo nie mogę bliżej przez brzuszek.

-Pizza hut lub Kelsey- odpowiada na co uśmiecham się bo wiedziałam, że to powie.

Co dwa tygodnie zabieramy Alice i Justin właśnie do jednego z tych miejsce. Uszczęśliwia to ich, a mnie i Bryson'owi daje chwilę odpoczynku od bycia Alfą i Luną najsilniejszego stada w Ameryce.

-W porządku, więc niech tym razem Justin wybierze jedno z tych miejsc. -kończę związywać moje długie włosy. Naprawdę muszę je ściąć.

-Chodźmy mamusiu, jestem taka głodna. - łapie się dramatycznie za brzuch.

-Tak, tak, chodźmy- wstaje i chwytam ją za dłoń.

-Jesteście gotowi, kochani?- pytam w myślach.

-Tak, czekamy na was skarbie.- chichoczę.

Biorę jeszcze torebkę i przerzucam ją sobie przez ramie po czym otwieram drzwi. Idąc zauważam, że drzwi do pokoju Jamie są otwarte, a w środku widzę ją z uśmiechem trzymającą ręce na trzymiesięcznym brzuszku. Dowiedziała się o tym miesiąc temu i muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie widziałam jej takiej szczęśliwej. Alex stoi za nią obejmując ją w tali w obronnym geście, a jego dłonie również spoczywają na jej brzuszku. Są inspirujący, cóż nawet bardziej niż przed tym jak dowiedzieli się, że spodziewają się dziecka.

-Wychodzicie na kolacje - zgaduje Jamie.

-Tak, Alice i Justin byli ostatnio tak pomocni, że zasłużyli na to- uśmiecham się.

-Mam tylko nadzieje, że moje maleństwo będzie takie jak oni- śmieje się dziewczyna, obserwując Alice i Justin obejmujący się i śmiejących do siebie. Bryson podchodzi do mnie i całuję w policzek, obejmując brzuch.

-Cóż, przykro mi, ale porywam ci Everett, idziemy na kolacje. -odciąga mnie od drzwi.

-Do zobaczenia- wołam przez ramię.

-Justin chce iść do Kelsey.- uśmiecha się Bryson, ściskając moją dłoń.

-Mogłam się domyśleć- chichoczę, oddychając głęboko.

Alice i Justin już siedzą na miejscach czekają na na. Kochają wychodzi z nam na kolacje. Zasługują na wszystko co od nas dostają, tak wiele przeszli, a ja chce tylko by byli szczęśliwi. Nawet jeśli sprawia im przyjemność kolacja z nami co jakiś czas, to będziemy to robić na okrągło.

Bryson otwiera mi drzwi i pomaga wsiąść do środka. Patrzę przez okno na niego i czuję spokój wiedząc, że już zawsze będziemy szczęśliwi razem.

Kiedy dojeżdżamy do Kelsey ja chwytam za dłoń Justin'a, a Byrson Alice. Zajmujemy ten sam stolik co zawsze. Podchodzi do nas kelnerka, którą jest starsza kobieta o imieniu Gladis. Podaje nam menu, a my obiecujemy Alice i Justin'owi, że jeżeli będą grzeczni podczas kolacji to dostaną deser.

-Okay kochani, jeśli jesteście już gotowi to co chcielibyście zamówić?- pyta, wyjmując notatnik.

-Chcielibyśmy jako przystawkę dostać pitę z dipem szpinakowym i chyba już zdecydowaliśmy co do reszty zamówienia. Prawda kochani?- patrzę na nich, a oni kiwają głowami.- Justin i Alice chcieliby paluszki z kurczaka z frytkami, a my z Bryson'em poprosimy o nachos bez zielonej papryki i pomidorów.

-W porządku, niedługo przyniosę wasze zamówienie.- mówi Gladis i odchodzi.

Perę minut później dostajemy naszą przystawię. Podczas pierwszej wizycie w Kelsey Justin i Alice nie chcieli jeść dipu szpinakowego bo jest tam szpinak, ale po kilku namowach i przekupieniem ich deserem, spróbowali i pokochali ten smak. A teraz gdy tylko tu przychodzimy chcą to zjeść.

-Więc Justin, Alice jak tam w szkole?- pytam, biorąc gryza pysznej pity.

-Wspaniale mamo, pisaliśmy historyjki i rysowaliśmy obrazki- odpowiada dziewczynka.

-I dużo gramy w gry z klasą, a wczoraj oglądaliśmy film. - dodaje chłopak.

-Jaki film?- pyta Bryson, ściskając moja dłoń.

-Gdzie jest Nemo- chichoczę Alice.

-Mogłam się domyśleć- wszyscy zajadamy się pitą, która jak zawsze jest pyszna.

Dalej jemy i rozmawiamy. Bryson i ja dzielimy się nachos nie mając już miejsca na deser, ale Alice i Justin gdy tylko kończą swój posiłek proszą o deser. Zamówiliśmy sernik, brownie i pączki z czekoladą.

-Kocham sernik- mówię zlizując z ust karmel którym polane jest cisto. Jest wciąż ciepły!

-Ja też- mówi Bryson, zajadając swoje bownie.

Kończymy jeść deser więc czas się zbierać. Płacimy rachunek i wracamy do domu. Gdy docieramy na miejsce, słońce zaczyna zachodzić. Alice i Justin zasnęli w samochodzie. Ja biorę na ręce Alice, a Bryson Justin'a i zanosimy ich do pokoju. Kładziemy ich i całujemy w czoła.

-Everett chodźmy na spacer- mówi Bryson, obejmując mnie w tali. Pod wpływem jego dotyku dziecko zaczyna kopać.

-Okay-Bryson prowadzi nas do naszego miejsca, a ja nie jestem w stanie powstrzyma uśmiechu z powodu dobrych wspomnień o naszym pierwszym razie.

Księżyc odbija się w wodzie i błyszczy pięknie. Bryson podchodzi bliżej, odwracając się do mnie przodem. Wygląda na zdenerwowanego gdy chwyta moją dłoń.

-Bryson cokolwiek to jest musisz mi powiedzieć, po prostu mi powiedz- całuje go krótko

-Kocham cię Everett, całym sercem i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham naszą rodzinę i nasze nienarodzone szczenie. Jesteś moim księżycem na nocnym niebie, oczkiem w głowie. Chce byśmy byli razem już na zawsze. Wiem, że już jesteśmy połączeni, ale...- urywa wyciągając coś z kieszeni po czym klęka. Wzdycham, przykładając dłonie do ust- Wyjdziesz za mnie?

Odebrało mi mowę, łzy wypływają z oczu i wszystko co mogę zrobić to wyszlochać ciche tak i kiwać głową. Bryson uśmiecha się i zakłada najpiękniejszy pierścionek na świecie na mój palec. To nie jest diament tylko szmaragd. Bryson przyciąga mnie do pocałunku. Mój umysł zachodzi mgłą i czuje jedynie Bryson', naszą miłość i szczęście.

-Kocham cię, moja Everett- szepcze Bryson.

-Kocham cię, mój Alfo Bryson'ie.- szepczę głaszcząc go po policzku po czym ponownie łącze nasze usta, nie chcąc się ruszać i zostawiać mojego mate. Wiem, że będziemy razem już zawszę i już nigdy nie będziemy musieli się o nic martwić.

***

Kom i *** są mile widziane.

Kochani to koniec kolejnego tłumaczenia i chociaż istnieje kolejna część tego opowiadania to nie zamierzam go tłumaczyć.

Opowiadanie o którym mowa jest niemal takie samo, różni się jedynie niektórymi fragmentami więc mam nadzieje że zrozumiecie iż nie będę tego tłumaczyła.

Na razie robię sobie przerwę w pisaniu ale możecie proponować jakieś ciekawe książki. Może kiedyś je przetłumaczę albo po prostu sobie przeczytam.

Pozdrawiam.

My Alfa Bryson /TLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz