39

6.5K 278 12
                                    

Bryson

Gdy otwieram drzwi, wskakują na mnie dwie małe istotki. Klękam i przytulam moje dzieci mocno do piersi. Głaszczę ich po główkach i przyciągam bliżej. Logan podchodzi do nas, czochra im włosy, a mnie klepie po ramieniu po czym wychodzi. Pewnie by zobaczyć się z rodzicami i Everett.

-Tato, gdzie mama?- pyta Justin, odsuwając się.

-Mama została ciężko ranna i jest teraz w szpitalu. Babcia i dziadek próbują pomóc jej i dziecku. Ale mamusia i dziecko mogę tego nie przeżyć- czuję jak łzy spływają mi po policzkach.

Alice i Justin również płaczą, co łamie mi serce. Przytulam ich ponownie. Mój wilk szlocha w moim umyśle.

-Tatusiu czy mamusia wyzdrowieje?- szepcze Alice w moją szyję.

-Nie wiem kochanie, nie wiem- całuje ją w czoło- Ale sądzę, że tak. Jak mogłaby zostawić takie dwa małe szkraby jak wy?- pstrykam ich obu w nos.

-Tak, mamusia nas nie zostawi- odzywa się Justin, podchodząc do łóżka po książeczkę- Musi przeczytać mi i Alice książkę na dobranoc, i wszyscy musimy iść jeszcze na piknik więc mamusia nie może nas zostawić.

-I nasz nowy brat lub siostra też nas nigdy nie zostawi bo musi się z nami pobawić- dodaje Alice, uśmiechając się.

-Tak, oczywiście- przytulam ich z uśmiechem. - Może zrobimy kartki dla mamy i dzidziusia by szybciej wyzdrowieli? Sądzę, że mamie spodobałby się ten pomysł.

-Tak- mówią jednocześnie, podając im kartki i kredki.

Siadam na ziemi, bawiąc się kartką i zieloną kredką. Ale mimo robienia tego, mam wrażenie, że Everett może nie dać rady by do nas wróci.

Everett

Mrugam oczami, siadając powoli. Dotykam brzucha i wyczuwam zaokrąglenie. Uśmiecham się rozglądając dookoła. Otacza mnie zielony las, a słońce już zachodzi. Niebo jest pełne kolorów.

Gdzie ja jestem? Ogarnia mnie panika, a łzy napływają do oczu gdy wstaje. Gdzie Bryson? I moja rodzina? Stado? Nie chce być znów całkiem sama. Chce do mojej rodziny. Chce mieć przy sobie mojego mate. Boje się.

Słyszę szelest za moimi plecami, odwracam się oczekując bólu, który nie następuje. Patrzę w dół na moje ciało i widzę, że nie ma żadnych ran ani blizn. Moja skóra jest miękka i gładka. Mam na sobie białą nocną koszulę do kolan.

Kolejny szelest rozbrzmiewa z mojej lewej strony, odwracam się i widzę dwójkę ludzi, wychodzących z cienia drzew. Dziewczyna o blond włosach ma na sobie zwiewną sukienkę. Jest piękna, a zwłaszcza jej ciemno-szare oczy. Kto nosi takie sukienki w lesie, no, ale nie oceniam. To ja mam na sobie koszule nocną.

Mężczyzna ubrany jest w czarny mundur. Przy boku ma pistolet i inną broń. Jest przystojnym ciemnowłosym mężczyzną o szarych oczach.

-Everett, kochana- podchodzi do mnie dziewczyna z uśmiechem na ustach. Wydaje się być w moim wieku, ale o wiele dojrzalsza jak na swój wiek.

Cofam się, nie ufając tym ludziom- Kim jesteście?

-Nazywam się Lunette. A to jest Anil mój najlepszy przyjaciel i najlepszy strażnik. Jestem Boginią Księżyca. - uśmiecha się, zbliżając jeszcze bardziej i chwyta moją dłoń. Podskakuję, ale nie cofam się.- Mogę ci udowodnić, że mówię prawdę.

-Jak?- pytam ciekawa.

-Odwiedziłam Bryson'a gdy był w śpiączce. Został zaatakowany przez zbuntowanych. Powiedziałam mu o planach Stada Czerwonego Słońca. - wzdycham, będąc w szoku i spuszczam wzrok.

My Alfa Bryson /TLWhere stories live. Discover now