16

13.5K 507 31
                                    

Everett

Moja mama szykuję kolacje z okazji powrotu Henr'ego i Julie't, byłych przywódców stada. Po rozmowie z nimi na zewnątrz, postanowiłam, że powinnam pomóc mamie. Przecież mam być przyszłą Luną.

-Hej skarbie. Czego ci potrzeba?- pyta mama, gdy wchodzę do kuchni. Rwie właśnie sałatę na kawałki, pewnie do sałatki.

-Przyszłam tylko ci pomóc z kolacją- mówię- Co robimy?

-Zrobimy udka kurczaka i żeberka. Przywitałaś Henrego i Julie't?-pyta, wrzucając sałatę do miski.

-Tak. Popłynęły łzy, ale cieszę się, że znów ich widzę.- odpowiadam, gdy Julie wchodzi.

-Oh, Julie dobrze cię znowu widzieć- moja mama przytula Julie.

-Ciebie też dobrze widzieć Emily- odwzajemnia uścisk- Everett, skarbie, ja pomogę twojej mamie. Ty idź się odpręż.

-W porządku widzimy się później. Ale proszę zawołajcie mnie jeśli będzie potrzebna wam pomoc- kiwają głowami w zgodzie. Kłaniam głowę w geście szacunku do byłej Luny i wychodzę.

Kończę w ogrodzie. Grill się już pali, a jacyś członkowie stada, których nie znam, smażą steki. Dostrzegam Bryson'a grającego w piłkę z innymi. Są bez koszulek. Widzę także kilka dziewczyn siedzących w ich koszulkach. To pewnie ich mate.

Bryson stoi bez koszuli, a jego sześciopak połyskuje od potu. Włosy mienią mu się w słońcu. Oblizuje usta. Mój umysł ogarnia żądza i to bez pomocy mojej wilczycy. Chociaż jej też podoba się ten widok. Bryson odwraca się do mnie, a jego oczy ciemnieją. Mówi coś do chłopaków i podbiega do mnie, podnosząc swoją koszulkę z trawnika.

-Everett, założysz to?- pyta podając mi koszulkę z imieniem Bryson'a na plecach i numerem 13.

-Oczywiście, ale mogę zapytać dlaczego- zakładam koszulkę.

-Kiedy faceci grają w piłkę, ich mate zakładają ich koszulki w ramach wsparcia. Możesz zauważyć, że niektórzy z nas wciąż mają na sobie koszulki, to oznacza, że jeszcze nie odnaleźli swoich przeznaczonych. Jak twój brat- wyjaśnia Bryson. Ma racje, niektórzy wciąż mają na sobie koszulki. Włączając w to mojego brata.

-Okay- zjeżdżam wzrokiem na jego brzuch. Powoli dotykam go palcami, a jego mięśnie się napinają. Wiedzę jak inne dziewczyny pożerają go wzrokiem, co wywołuje we mnie gniew. -Sądzę, że powinieneś założyć coś na siebie. Niesparowane dziewczyny wciąż się na ciebie patrzą. -warczę.

-Nie przejmuj się malutka, ja patrzę na ciebie i tylko na ciebie. - całuje mnie w czoło - Kocham cie.

-Ja ciebie też- odpowiadam i przyciągam go do pocałunku. Jest on pełen pasji. Nasze usta idealnie do siebie pasują. Bryson jest moim mate i tylko ja mogę go mieć, nikt inny.

Bryson odsuwa się ściskając moje biodra. Uśmiecham się do niego niewinnie. Cmoka mnie jeszcze w usta i prowadzi do grupy dziewczyn.

-Witam panie- odzywa się Bryson.

-Witaj Alfo, Luno- dziewczyna o rudych włosach, z okularami na nosie, odpowiada i kłoni głowę w geście szacunku. Inne dziewczyny również się kłaniają po czym wracają do podziwiania ich mate.

-Oh proszę, mów mi Everett nie jestem jeszcze Luną- wyciągam do niej dłoń.

-Oh okay, ja mam na imię Jamie- chwyta moją dłoń i potrząsa nią delikatnie.

-Jamie miałabyś coś przeciwko jeśli moja mate usiadałaby z tobą podczas meczu?- pyta Bryson.

-Nie, oczywiście, że nie. To będzie dla mnie zaszczyt- uśmiech dociera do jej oczu co oznacza, że jest szczery.

My Alfa Bryson /TLWhere stories live. Discover now