25

8.4K 363 13
                                    

Bryson

Pamiętam krzyk i płacz Everett nim ogarnęła mnie ciemność.

Źle się czuje, gorzej niż źle, nie ma słowa, które określiłoby to jak straszę się czuje z tym, że ją zostawiłem. I to właśnie wtedy gdy zaczynaliśmy być rodziną. Obiecałem Alice i Justin'owi, że ich nie zostawię, obiecałem Everett, że będziemy razem już na zawsze i nie dotrzymałem żadnej z tych obietnic.

Nie wiem gdzie jestem ani co się ze mną dzieje. Nie żyje? A może żyje i tylko śnie? Mam pusto w głowię i nie ma w niej już mojego wilka. Muszę być martwy.

Odganiam od siebie myśli o mojej śmierci, próbując ją zaakceptować i wziąć to za pewnik. Otacza mnie las. Jestem w moim i Everett miejscu. Staw świeci od promieni słońca, które właśnie zachodzi. Fale uderzają o brzeg. Niemal widzę Everett i mnie siedzących pod drzewem jak jemy spathetti i chlebek czosnkowy. Na ten widok boli mnie serce.

Idę kawałek dalej, a moją uwagę przykuwa jakiś ruch. Ciemny beżowy wilk podchodzi do stawu. Jego oczy są jasno szare. Kiwa do mnie głową, a później wskazuje drogę za sobą.

-Chcesz żebym poszedł za tobą?- pytam.

Kiwa głową i zaczyna iść. Waham się chwile, a potem powoli idę za nim w zielony las. Kręci mi się w głowię na myśl, że mogę tu nie wrócić, ale idę dalej. Co mam do stracenia? Już nie żyje, chyba.

Wilk prowadzi mnie na polane. Na środku stoi kobieta w wieku Everett. Ma na sobie srebrną sukienkę. Wilk idzie za drzewa i przemienia się. Wraca do nas młody mężczyzna w czarnym mundurze strażnika. Kobieta odwraca się i spogląda na mnie. Uśmiecha się smutno, podchodząc do mnie.

-Bryson, wiem, że pewnie jesteś zdezorientowany z powodu tego co dzieje się dookoła. Ja mam na imię Lunette, a to mój osobisty strażnik Anil-kładzie dłoń na piersi mężczyzny w mundurze.

-Jesteś Boginią Księżyca- ogarnia mnie szok.

-Tak, jestem- chichoczę.

-To zaszczyt cię spotkać, wasza wysokość- kłaniam się. Stoję przed osobą, do której modlą się wszystkie wilkołaki. Muszę być martwy. Legend mówił, że gdy umierasz bogini przychodzi cię pożegnać.

-Nie, nie lubię gdy ludzie mi się kłaniają-wciąż chichocze.

-Dlaczego tu jestem?- pytam.

-Cóż, pozwól, że zacznę od początku.- mówi na co kiwam głową.-Twoja mate została porwana w bardzo młodym wieku. Od tego czasu obserwowałam ją by mieć pewność, że jest bezpieczna, w znacznej części. Twoją mate pożąda wiele osób. Znasz powód?

-Nie, wiem tylko, że jest częścią proroctwa- odpowiadam.

-To po części prawda. Jej siła woli jest bardzo duża. Chodzi o to, że wszyscy ci ludzie chcą ją by ich stado miało silną Lunę lub by mieć przyjemność ze złamania jej. - warczę niekontrolowanie- Wiem, że to odrażające. Ale kiedy Everett uciekła od Stada Czerwonego Słońca i wróciła do Północnego Stada już wiedziałam, że będzie silniejsza nawet niż ja. Przesłałam jej sny, w których przypomniała sobie o tobie, o rodzinie i o stadzie.

-Co to wszystko ma z tym wspólnego?- pytam. Anil warczy ostrzegawczo.

-Anil uspokój się, jest niecierpliwy bo słucha o swojej mate.- kładzie swoją dłoń na jego. Uspokajając go. Wyglądają jakby byli swoimi mate. Wspierają się. Ale mówi się, że bogini księżyca nie może mieć mate. -Jackson i Cornelia ze Stada Czerwonego Słońca przyjeżdżając do twojego stada, a teraz Alfa John wraz z synem wpadli w szał. Zaczęli mordować stada stając się co raz silniejszym wrogiem. Wiem, że Everett chciała byś nie zrywał pokoju z nimi bo martwiła się o to co stanie się z dziećmi, ale pokój z wami nie powstrzyma ich przed tym co planują.

My Alfa Bryson /TLWhere stories live. Discover now