32

4.7K 221 8
                                    

Everett

-Tiffany- w moim głosi słychać szok i niesmak.

Jak mogła zrobić to mnie i Bryson'owi? Jak mogła zrobić to naszemu stadu?

-Everett-chichoczę podchodząc do mnie i chwyta mój podbródek.

-Jak mogłaś to zrobić? Jak mogłaś zrobić to stadu? Jak mogłaś nas zdradzić!?-zaczynam szeptem, ale kończę krzykiem.

Próbuje się do niej zbliżyć, ale ona się tylko śmieje i kręci głową. Chwyta moją głowę i uderza nią o ścianę.

Czuję, że mój wilk chce wyjść na zewnątrz, ale wiem, że jeśli to zrobi to może zagrozić naszemu dziecku. Nie mogę na to pozwolić. Nie pozwolę na to.

-Ari, nie możesz tego zrobić. Nasze szczenie. Pomyśl o naszym szczeniaku. Narazisz ją/ jego na niebezpieczeństwo.- próbuję ją przekonać.

Nic nie odpowiada, ale cofa się w tył mojego umysłu. Pozostając blisko. Naszym priorytetem jest chronić nasze dziecko.

-Everett jesteś głupią, naiwną dziewczyną- mówi Tiffany, uśmiechając się niebezpiecznie. Chce jej przerwać, ale mi nie pozwala. - Powinnaś pozwolić Bryson'owi mnie wyrzucić ze stada w dniu grilla. Nigdy nie zostałabyś tak szybko porwana gdyby nie ja.

Odebrało mi mowę. Nie wiem co mam jej odpowiedzieć. Powinnam powiedzieć, że za bardzo zależy mi na wszystkich członkach stada by pozwolić ją wyrzucić? Nie, nie mogę tego powiedzieć. Użyją tego przeciw mnie. Użyją stada przeciwko mnie.

-Aww biedna Everett, wciąż nie rozumiesz. To ja powiedziałam Stadu Czerwonego Słońca, że jesteś w ciąży- wzdycham i wyrywam podbródek z jej uścisku.

-Czemu? Czemu to zrobiłaś?- patrzę na nią.

Greg staje za nią, uśmiechając się chytrze. Jego wzrok przejeżdża przez jej ciało, a później przez moje. Czuję obrzydzenie gdy oblizuje swoje usta.

-Bo coś mi ukradłaś. Zabrałaś mi Bryson'a- odpowiada- Po tych wszystkich latach on myślał i mówił o jego dawno utraconej mate. Dziewczynie o imieniu Everett, która zniknęła po ataku zbuntowanych. Ja go wspierałam. Ja miałam być jego mate drugiej szansy.

-Bryson nie był twój i nigdy nie będzie. Nie pozwolę na to- warczę.

-Zamknij się- odzywa się Greg, a jego pięść spotyka się z moim policzkiem. Ból eksploduje w tym miejscu więc odruchowo się za nie łapie, a przynajmniej próbuje.

-Kochanie, poczekaj aż skończę. Wtedy będziesz mógł się z nią zabawić- Tiffany ściska jego ramie. Greg kiwa głową i cofa się do tyłu.

-Krótko po tym jak odzyskałaś wspomnienia uciekłam i napotkałam na swojej drodze Greg'a, który okazał się być moim mate.-jestem w szoku.-Oboje wiedzieliśmy, że nic do siebie nie czujemy. Oboje pragnęliśmy kogoś innego...

-Jak możesz tak mówić? Bycie mate to wspaniała rzecz. Powinniśmy im wielbić i kochać- tłumaczę zła, nie mogąc się powstrzymać.

Jestem zła bo gdy byłam mała mój mate został mi odebrany. Tak jak moje wspomnienia. Przez te wszystkie lata. Tak długo byliśmy oddzieleni. A ci ludzie na przeciw mnie są swoimi mate. Nie obchodzi ich to, że zostali połączenie. Zależy im tylko by dostać to czego pragną. Innych mate.

Uderzenie w policzek i zaciśnięta ręka na gardle wybudza mnie z zamyślenia. Długie paznokcie Tiffany wbijają się w moją skórę i jestem pewna, że jeżeli zaciśnie mocniej dłoń to przebije mi skórę.

-Musisz. Nauczyć. Się. Być. Cicho.- mówi oddzielnie każde słowa i zaciska mocniej dłoń. Czuję ciepłą ciecz spływającą mi po szyi.

Tlen opuszcza moje płuca i nie mogę oddychać. Śmieje się i puszcza mnie.

-Tak jak mówiłam wcześnie, oboje pragnęliśmy kogoś innego więc wymyśliliśmy plan. Plan by ukraść mate tym, których pragniemy.- szczerzy się, a ja czuję uścisk w brzuchu.

-Tiffany szpiegowała dla mnie ciebie i Bryson'a, i zdawała raport co tydzień. Jest dobrą dziewczyną i zrobiła to co kazałem. A gdy powiedziała mi, że jesteś w ciąży musieliśmy przyspieszyć nasz plan i zrealizować go nim urodzisz.- mówi Alfa John, podchodząc bliżej.

Jego twarz wykrzywia się w obrzydliwym uśmiechu, a ja wzdrygam się na samą myśl co może się kryć w jego głowie. Dotyka dłonią mojego brzucha. Sztywniej i próbuje się odsunąć. Nie, on chce skrzywdzić moje dziecko!

Uwalniam swoją nogę i kopie go w jaja. Muszę się stąd wydostać i wrócić do Bryson'a. Wyrywam rękę z łańcucha i słyszę jęk. Dziękuje bogini za siłę, którą posiadają wilkołaki. Wyrywam drugą dłoń i biegnę do drzwi. Słyszę za sobą krzyki więc obejmuje ochronnie mój brzuch.

-Ty mała kurwo. Wracaj tu kurwa!-ktoś łapie mnie na szyje.

Czuję jak ktoś mnie szarpie, ich dłonie są zimne i szorstkie. Uderzają moją głową, z dużą siłą o ścianę. Nie mogę zemdleć! Jeśli to zrobię mogą skrzywdzić nie tylko mnie, ale i moje dziecko! Zbieram się i patrzę w kierunku skąd spodziewam się, że nadejdzie atak.

-Będziemy mieli tak dobrą zabawę.-słyszę szyderczy głos nim zostaje ponownie uderzona w twarz.

Wychodzą zamykając za sobą drzwi na klucz, zostawiając mnie całkiem samą w ciemności. Odnajduje drogę do ściany i zwijam się pod nią w kulkę. Przechodzi mnie gęsia skórka z powodu zimna.

-Bryson, proszę przybądź szybko- szepcze w ciemności i sam w nią zapadam.

Bryson

Moi rodzice zajęli się Alice i Justin'am gdy ja poszedłem wraz ze strażnikami i tropicielami do mojego gabinetu. Wiem, że Everett cierpi, ale jako mate powinienem także czuć jej ból, ale tak nie jest. W jakiś sposób nasza więź jest zablokowana, a to bardzo złość mnie i mojego wilka. Legend pragnie przejąć nade mną kontrolę.

Widzę, że idzie z nami Alex. On wie jak ciężko jest mi utrzymać kontrolę nad moim wilkiem. Ciesze się, że tu jest by pomóc nam wszystkim się uspokoić.

Wszyscy zatrzymujemy się w gabinecie przy biurku, na którym rozkładam mapę.

-Wiemy, że Everett jest trzymana gdzieś tutaj.- wskazuję obszar oddalony o jakieś dwa tysiące kilometrów na północ od naszego domu.-Beto Jackson'ie mógłbyś nam wszystkim powiedzieć co wiesz o zmianach strażników pod czas gdy byłeś w Stadzie Czerwonego Słońca?

-Oczywiście Alfo- Jackson kłania mi się i staje obok mnie. - Strażnicy zazwyczaj zmieniali się co dwanaście godzin.Raz w porze lunch'u i raz o północy. Sądzę, że teraz z pomocą łowców i zbuntowanych będzie więcej strażników i będą silniejsi. Ale wiem, że sobie z nimi poradzimy - uśmiecha się na co wszyscy kiwamy głową bo po prostu potrzebujemy odzyskać naszą Lunę.

-Według naszego planu wyruszamy jutro rano więc do miejsca docelowego dotrzemy mniej więcej o czwartej więc będziemy mieli parę godzin by odpocząć przed atakiem. Okrążymy ich obozowisko i zaatakujemy o północy. Logan, Jackson, Stephen i ja pójdziemy przodem by odnaleźć i wyprowadzić Everett w ciągu godziny lub dwóch.- mówię.

Stephen jest naszym najlepszym wojownikiem i tropicielem. Ma 6 stóp wzrostu i silną budowę. Jego oczy są brązowe, a na głowie nie ma włosów. Widzę jak kiwa do mnie głową w zrozumieniu. Doskonale wie, że jak najszybciej muszę odzyskać moją mate. Wszyscy to wiedzą.

-Wiec wszyscy znają plan?- wszyscy potakuję- Okay. Potrzebuje jeszcze dziesięciu wolontariuszy, którzy zostaną w domu by chronić stado.

Kendrick, Blaise, Cassidy, Gray, Sam, Alex, Nick, Freddy, Mason i Dean zgłaszają się, na co dziękuje im kiwnięciem głowy. Muszę uratować moją mate, ale muszę również chronić całe stado.

-Okay wyruszamy jutro. Możecie odejść- wszyscy odpowiadaj zgodnie- Tak Alfo- i wychodzą.

Siadam chowając twarz w dłoniach. Boli mnie głowa.

Nie martw się Everett ,ocalę cię tylko wytrzymaj jeszcze trochę.

***

Kom i *** są mile widziane.

Koniec maratonu :D

My Alfa Bryson /TLWhere stories live. Discover now