21 (ograniczony)

11.1K 406 14
                                    

Ten rozdział jest kontynuacją poprzedniego ze sceną połączenia Everett i Bryson'a. Jeśli nie chcesz tego czytać to nie musisz. To ostrzeżenie! Miłego czytania.

***

Everett

Bryson wyprowadza mnie na zewnątrz i powadzi do lasu. Mogę zobaczyć male lampki na drzwiach. Powiewają delikatnie na wietrze wskazując nam drogę.

-Bryson, gdzie my idziemy?- pytam ciekawa. Nic na to nie poradzę, że emocje we mnie szaleją, a serce wali jak szalone.

-Cóż moja malutka, to ma być niespodzianka, a jeśli ci ją zdradzę, to już nią nie będzie, nieprawdaż?-całuje mnie w nos po czym łączy nasze dłonie.

Nasze palce się splatają, a ja ściskam jego dłoń. Prowadzi mnie lasem, drogą wskazaną przez światełka. Mienią się na różowo, czerwono i pomarańczowo. Nawet jeśli słońce wciąż świeci, to w lesie jest dość ciemno.

Unoszę dłoń, która nie jest złączona z Bryson'a i dotykam lampeczek. Ledwo je dosięgam więc puszczam dłoń Bryson'a i wyprzedzam go.

Pamiętam tą polane. Polane moją i Bryson'a. Na środku jest mały staw. Pięknie. Drzewa są pięknego zielonego kolory i wydają się lślinić w świetle słońca. Duży koc z koszem piknikowym został ułożony w cieniu pod jednym z większych drzew.

-Staw- mówię. Nie potrafię jasno myśleć a łzy zaczynają przysłaniać mi widok.

-Tak, wiem, że możesz nie pamiętać tego miejsca, ale przychodziliśmy tu zanim zniknęłaś. Zaplanowałem piknik i stwierdziłem, że powinienem go zrobić właśnie tutaj na naszej pierwszej randce. -podchodzi do mnie.

-Pamiętam. To nasz staw. Nasz. -powtarzam. Łzy zaczynają płynąć, a ja nie wiem dlaczego.

-Hej hej malutka. Nie płacz- ściera moje łzy.

-Po prostu jesteś dla mnie za dobry. Jesteś taki słodki. Zrobiłeś to wszystko dla mnie- chowam głowę w jego piersi.

-Oczywiście to wszytko dla ciebie. Jesteś moją mate i zasługujesz na to.- mówi, głaszcząc mnie po włosach.

-Czy kiedykolwiek mówiłam ci jak mocno cię kocham-patrzę w jego różnokolorowe oczy.

-Tak, ale kocham tego słuchać-cmoka mnie w usta.

-Kocham cię- szepcze w jego usta.

Bryson odsuwa się i prowadzi mnie do koca. Siadamy tak, że plecami opieramy się o drzewo. Nasze nogi się stykając, a ja kładę głowę na jego ramie.

-Przygotowałem dla nas obiadokolacje. - mówi Bryson przysuwając koszyk. W środku są kanapki z masłem orzechowym. Poza ty jeszcze spaghetii i chlebek czosnkowy. -Co byś chciała zjeść?

-Spaghetii i chlebek czosnkowy, poproszę- mówię.

Bryson podaje mi talerz i widelec. Nakłada mi makaron oraz chlebek. Dla siebie robi to samo i odkłada koszyk. Biorę gryza chlebka czosnkowego. Wciąż jest ciepły, a masełko się rozpływa.

-Mm ty to zrobiłeś?- pytam.

-Z małą pomocą mojej i twojej mamy. Najpierw pomogły mi zdecydować co przyrządzić, a później wszystko zrobić-mówi gryząc kawałek grzanki- Boże dobre mi wyszło - jęczy.

-Okay mistrzu, spróbujmy tego- nawijam makaron na widelec. To. Najlepsze. Spaghetii. Jakie. Kiedykolwiek. Jadłam.

-Po twojej minie wnioskuje, że ci smakuje. -rumienie się.

-Cokolwiek- biorę kolejny kęs jedzenia.

Siedzimy w przyjemnej ciszy jedząc. Bryson co jakiś czas karmi mnie grzanką. Chichoczę na to, a chlebek rozpływa się w moich ustach. Napawam się czasem, który spędzamy z Bryson'em razem.

My Alfa Bryson /TLKde žijí příběhy. Začni objevovat