6

20.9K 824 58
                                    

Emily Grace

Siedzę wraz z Michael'em obok łóżka Ever. Biedna dziewczyna, wiele przeszła. Ever wygląda zupełnie jak moja córka co sprawia, że czuje się jeszcze gorzej. Wciąż jest pogrążona we śnie, a w kąciku jej ust zaschła krew.

-Skarbie, wiem, że to trudne, ale nie trzymaj tego w sobie- mówi Michael, kładąc dłoń na moim ramieniu.

Kiwam tylko głową i dalej wpatruje się w Ever. Chwytam jej dłoń w swoją i modle się żeby to przetrwała. Pragnę przekazać jej swoją siłę i odebrać trochę bólu. Widziałam już kiedyś jak wilki przez to przechodziły, ale żaden z nich nie miał w sobie tak dużej ilości trucizny jak Ever. Michael dalej ściska moje ramię, wspierając mnie i co chwila całując w czubek głowy.

Słyszę jak szpitalne drzwi się otwierają, a gdy widzę Alfę szybko wstaje. Michael podchodzi do Alfy, kładąc dłoń na jego ramieniu.

-Alfo, proszę, nie sądzę aby to był dobry pomysł byś ją oglądał- mówi mój mąż.

-Rozmawiałem już o tym z twoim synem. Jestem Alfą i muszę chronić moje stado, ta zbuntowana może stanowić zagrożenie.- warczy Bryson. Jego różnokolorowe oczy pełne są gniewu i smutku. Niebieskie i zielone.

-Ale Alfo, ona jest w opłakanym stanie. Jest niedożywiona, a jej rany się nie goją. Jeśli mógłbyś poczekać kilka dni- odzywam się. Nie chce go denerwować. Już jest zły i smutny. Wiem, że Ever wygląda jak Everett, a to go zaboli.

-Nie Emily. Nie chodzi mi o brak szacunku, ale mam coś jeszcze do zrobienia.- robi krok do przodu, jakby chciał mnie choć trochę przestraszyć.

-Tylko bądź cicho ona śpi- informuję. Nie ma sensu się z nim kłócić.

Alfa podchodzi bliżej łóżka i widzę jak sztywnieje.

-Everett- to imię opuszcza jego usta, zapewne całkiem nieświadomie.

Podchodzę do Bryson'a kładąc dłoń na jego ramieniu. Widzę, że powstrzymuje łzy. Patrzy się na nią i podnosi dłoń jakby chciał jej dotknąć, ale powstrzymuje się. Odwraca się do mnie.

-Bryson, wiem, że przebywanie blisko niej będzie dla ciebie bolesne, przez jej podobieństwo do Everett, ale proszę nie skreślaj jej przez to od razu. Jest słodką dziewczyną i przy drobnym treningu będzie świetnym nowym lekarzem stada.- mówię. Jego wilk, jeśli wciąż gdzieś tam jest powiedziałby czy to jest jego mate- Czy twój wilk coś powiedział?

-Wiesz, zresztą jak wszyscy inni ludzie, że od dnia, w którym Everett umarła mój wilk schował się gdzieś głęboko w moim umyśle i nigdy nie powrócił.- przeczesuje swoje brązowe i blond włosy.

-Tak, ale tak sobie pomyślałam, że może...- ucinam.

-Bry Bry- szept dochodzi do nas z łóżka. Moje oczy się rozszerzają. Co ona właśnie powiedziała?

Bryson

-Bry Bry- szepcze dziewczyna.

Tak nazywała mnie tylko jedna osoba. Everett. Spoglądam na nią, wciąż będąc w szoku, spowodowanym jej podobieństwem do mojej mate.

-Bry Bry, pomóż- kolejny szept. Nie mogę tego znieść. Ta dziewczyna nie jest moją Everett. Nie może znać tego zdrobnienia. Odsuwam się i uciekam z pokoju.

Biegnę i biegnę, a gdy docieram na dwór przemieniam się. Znów biegnę i biegnę. Ta dziewczyna, Ever, jej szept rozbrzmiewa po raz kolejny w mojej głowie. Wyję z bólu i rozpaczy. Wyje za moją utraconą miłością. Moje serce pęka co raz bardziej.

Everett. Jeśli tylko byś tu była. Powinnaś była być bezpieczna, tego dnia powinienem był być z tobą. Powinienem cie ocalić, powinien szukać bardziej. Biegnę dalej aż opadam z sił. Biorę jakieś ubrania i wracam do pokoju, opadam na łóżko i w końcu pozwalam łzom wypłynąć na powierzchnię. Później ogarnia mnie ciemność.

My Alfa Bryson /TLWhere stories live. Discover now