23

10.6K 361 11
                                    

Bryson

Dwa małe szkraby wskoczyły do łóżka budząc mnie i Everett. Moje ręce były owinięte wokół jej tali, a jej głowa spoczywała na moim ramieniu. Otwieram oczy i widzę uśmiechnięte buzie mojego adopcyjnego syna i córki. Alice i Justin siedzą z uśmiechami od ucha do ucha. Alice ma na sobie piżamkę z jej ulubionymi księżniczkami Disney'a, którą jej kupiłem wczoraj. Justin natomiast ubrany jest jedynie w spodenki od piżam, w żółwie ninja.

-Mamo, tato czas wstawać- mówi Alice, potrząsając moim ramieniem.

-Okay, mały minionku już wstajemy. -wstaje, zaczynając łaskotać Alice. Everett robi to samo Justin'owi. Chichoty i śmiechy roznoszą się po pokoju, zarówno dzieci, jak i moje i Everett.

Spoglądamy na siebie z Everett, z wielkimi uśmiechami na twarzach. Jej twarz wręcz świeci. Przestaje łaskotać Justin'a, przytulając go mocno na co również się śmieje. Całuje go w czoło po czym przytula Alice i również całuje w czoło.

-Co chcecie na śniadanie?- pytam, biorąc ich na ręce i schodząc na dół. Nawet się nie kręcą.

-Lody- mówią jednocześnie.

Spoglądam przez ramie na Everett. Jej włosy są potargane po poprzedniej nocy, a usta czerwone i opuchnięte. Nigdy nie wyglądała piękniej. Ogarnia mnie pożądanie. Nie, nie myśl o tym teraz. Everett tylko kiwa głową. Zepsujemy te dzieci.

-Tylko ten jeden raz, pozwolimy wam zjeść na śniadanie lody- siada.

Krzyczą ze szczęścia, a później biegną do kuchni trzymając się za ręce. Wydają się być w dobrej kondycji. Everett obejmuje mnie w talii. Jej wilk mruczy na ten kontakt, tak jak mój.

-Cieszę się, że wszystko z nimi dobrze- szepcze gdy dzieci siadają na krzesłach przy stole, czekając na śniadanie.

-Ja też, cieszę się, że są szczęśliwi, a my zaczynamy być prawdziwą rodziną.- mówi- Justin, Alice jakie lody chcecie?- odwracam do niech głowę. W domy pełnym wilkołaków mamy pełno lodów o różnym smaku.

-Truskawkowe- mówi Alice, a w tym samym czasie Justin mówi- Waniliowe.

-Okay. Malutka, a ty jakie byś chciała?- pytam moją mate gdy siada obok Alice.

-Waniliowe i truskawkowe, poproszę- przygryza wargę. Warkot opuszcza moje usta, ale staram się to ukryć.

-Nie rób tak moja mate. Ledwo się kontroluje. -szepcze do niej w myślach. Widzę jak przechodzi ją dreszcz. Przygryza wargę jeszcze raz i patrzy na mnie spod swoich długich rzęs.

Biorę głęboki oddech próbują uspokoić siebie i mojego wilka. Everett i ja dopiero co się sparowaliśmy więc bardzo mi ciężko jest się kontrolować, siebie i mojego wilka. Chcemy zaciągnąć ją do łóżka i kochać się z nią aż nie będzie mogła chodzić przez tydzień. Mój wilk poddaje się i oddala. Nie pozwolę mu przejąć teraz kontroli.

-Skarbie przestań tak myśleć albo zabiorę cię zaraz do naszego łóżka i będę się z tobą kochaał aż nie będziesz mógł chodzić przez tydzień. -w mojej głowie rozbrzmiewa jej głos.

Kręcę tylko głową i wyjmuję dwa pudełka lodów. Podaje Justin'owi waniliowe, Alice truskawkowe, a mojej mate mieszankę obu. Dla siebie biorę czekoladowe.

-Tatom co będziemy dzisiaj robić?- pyta Alice. Jej twarz ubrudzona jest od lodów. Pochylam się przez blat i ścieram kciukiem resztki lodów. Alice chichoczę i wraca do jedzenia swoich pysznych lodów.

-Cóż, myślałem, że moglibyśmy wybrać się na piknik jak skończę pewne rzeczy dotyczące stada. I Justin jeśli masz ochotę to chciałbym byś do mnie dołączył?- pytam.

My Alfa Bryson /TLWhere stories live. Discover now