Rozdział trzydziesty czwarty

2K 156 61
                                    

"Zabiłem ich"

  —   

— Tata? — zapytałem z niedowierzaniem.

Stanąłem przed nim, ale nie schowałem pazurów. Po tym jak oznajmił, że nie ma zamiaru pomóc nam z łowcami nie miałem ochoty go widzieć, a tym bardziej z nim rozmawiać. Myślałem, że podczas naszego ostatniego spotkania dałem mu to jasno do zrozumienia.

— Tak, to ja — zaśmiał się pod nosem. — Jak się czujesz?

— A jak mam się czuć? — parsknąłem. — Czuję się najgorzej na świecie. Wiesz... może gdybyś się zgodził nam pomóc to czułbym się teraz o wiele lepiej.

— Możesz mnie o to nie obwiniać? — warknął. — Dobrze wiesz, że Chris by mnie nie posłuchał. Zresztą nie chcę widzieć tego człowieka na oczy po tym co zrobił.

— Myślę, że jako jego stary przyjaciel załagodziłbyś sytuację.

— Koniec tematu, Derek.

— Po co przyjechałeś? — zapytałem.

— Chciałem zobaczyć jak się trzymasz po... po tym wszystkim — odparł, wzruszając ramionami.

Wywróciłem oczami na jego słowa. Przez kilka lat się mną nie interesował, a teraz wyjeżdża z martwieniem się, zabawne. Wyprosiłem go tłumacząc, że mam spotkanie, na które muszę się przygotować. Po jego wyjściu powróciłem do czytania lektury, a kiedy skończyłem kolejny rozdział postanowiłem odwiedzić rodzinny dom ze względu na lekkie zaniedbanie rodziny w ostatnim czasie.

Wszedłem do domu nie pukając, ponieważ drzwi zawsze były otwarte, co było lekko głupim pomysłem ze strony mamy. Od razu przywitał mnie zmartwiony wzrok Talii i Cory, które rozmawiały ze sobą w salonie.

— Gdzie są wszyscy? — zapytałem siadając na fotelu.

— W swoich pokojach. Jest już po dwudziestej drugiej — oznajmiła Cora.

Chciałem jej odpowiedzieć, ale usłyszałem jak ktoś wchodzi na patio. Wyczułem znajomy zapach, ale nie mogłem go do nikogo przypisać, ponieważ był pomieszany z zapachem krwi i błota. Po kilku sekundach usłyszeliśmy ciche pukanie. Spiąłem się lekko, nie wiedząc kto może przyjść do domu w środku lasu w nocy. Cora od razu poszła otworzyć drzwi i przez chwilę w domu trwała przerażająca cisza, która została przerwana zakłopotanym głosem mojej siostry:

— Derek! Chyba musisz tutaj przyjść.

Westchnąłem głośno i niechętnie podniosłem się z wygodnej sofy. Czemu ten ktoś nie poszedł do mojego domu tylko przyszedł tutaj? Ruszyłem wolnym krokiem na korytarz i przeraziłem się na widok, który tam zastałem.

Nasz gość był cały we krwi pomieszanej z błotem przez co prawie nie było widać jego twarzy. Chłopak miał na sobie brudne, postrzępione ubrania, a co najważniejsze — jego oczy świeciły się na niebiesko. Podszedłem bliżej i gdyby nie zapach, który znałem tak dobrze rzuciłbym się na niego myśląc, że to obcy wilkołak, który wkroczył na nasz teren. Nie mogłem niczego zrozumieć. Przede mną znajdowała się osoba, która umarła trzydzieści siedem dni temu i teraz stoi przede mną cała we krwi i błocie. To niemożliwe. To niemożliwe, aby Stiles był wilkołakiem.

— Zabiłem ich. Zabiłem ich wszystkich — wyszeptał do siebie, ale oboje z Corą to usłyszeliśmy.

— Stiles — zaczęła Cora. — Kogo zabiłeś?

— Ich wszystkich. Moją rodzinę.

Analizowałem jego słowa, które odbijały się ciągle w mojej głowie. Nie rozumiałem tego całego gówna.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz