Rozdział dwudziesty piąty

1.7K 151 65
                                    

"Czułem smród"

  —   

Na samym początku poczułem strach i coś na kształt respektu przed rannym Peterem. Każda sekunda się dłużyła, stałem i wpatrywałem się w wilkołaka, leżącego na błotnistej powierzchni. Bardzo wolnym krokiem zacząłem podchodzić w jego stronę. W mojej głowie powtarzały się w kółko słowa bądź silny. W końcu musiałem zabić wilkołaka albo dziadek zabije mnie. Podchodząc w jego strone miałem przeróżne myśli, ale jedna była zdecydowanie najważniejsza — Peter to wujek Dereka, a jeśli czarnowłosy dowie się, że to ja go zabiłem prawdopodobnie się wścieknie i zerwie ze mną kontakt. W najlepszym przypadku mnie zabije. Otrząsnąłem się z tego dziwnego stanu i odczekałem kilka minut aż łowcy zniknęli za drzewami i dopiero wtedy podbiegłem do Petera, odrzucając broń gdzieś w bok. Uklęknąłem na błotnistej powierzchni obok wilkołaka i chciałem mu pomóc.

— Odejdź ode mnie — warknął i błysnął niebieskimi oczami, a ja odsunąłem się nieznacznie od rannego wilkołaka.

Przez pierwszą chwilę chciałem go zostawić. Naprawdę nie miałem ochoty użerać się z rozkapryszonym wilkołakiem. Zdrowy rozsądek podpowiadał mi, aby mu pomóc chociażby ze względu na Dereka.

— Peter, ogarnij się i zaufaj mi chociaż raz — poprosiłem ponownie klękając obok wilkołaka.

— Mam ci zaufać po tym jak mnie postrzeliłeś? — roześmiał się i jęknął z bólu.

— Zawsze mogę cię zostawić żebyś się męczył lub wykonywać rozkazy i zabić, ale wiesz co? Chyba jednak wybiorę pierwszą opcję.

Zacząłem wstawać i rozglądać się w celu znalezienia broni. Chwyciłem broń i pokierowałem się w stronę, w którą poszła reszta, ale poczułem dłoń wilkołaka na kostce. Spojrzałem w dół i ujrzałem zamglony wzrok Hale'a przepełniony bólem. Przewiesiłem broń przez ramię i podniosłem wilkołaka z ziemi, starając się by nie sprawić mu zbędnego bólu.

— Widziałem tu kiedyś starą chatkę... pójdziemy tam i zobaczę co da się zrobić — powiedziałem i ruszyłem w stronę wcześniej wspomnianego domku.

— Po prostu zabierz mnie do domu — jęknął.

— Chcesz żeby łowcy nas śledzili i zabili Dereka? Resztę twojej rodziny?

— Zależy ci na nim, co?

Nie odpowiedziałem i przez resztę drogi wilkołak był cicho. Co chwilę sprawdzałem czy nikt za nami nie idzie i czy Hale nadal żyje. W końcu dotarliśmy do chatki, a drzwi ustąpiły po pierwszym kopnięciu. Położyłem Petera na starym materacu, a sam wróciłem w celu zamknięcia drzwi.

— Musisz mi teraz coś obiecać, okej? — zapytałem, ściągając kurtkę i rzuciłem ją gdzieś w bok. Podwinąłem rękawy bluzy i usiadłem przy materacu. — Wyciągałem już kulę Derekowi, ale jemu ufam, więc musisz mi obiecać, że mnie nie zabijesz.

— Niby czym chcesz wyciągnąć kulę? — parsknął śmiechem.

— Palcami — odparłem.

— O nie, nie ma, kurwa mowy — zaczął panikować.

— Jeżeli jej nie wyciągnę to umrzesz w ciągu godziny — zastraszyłem go.

Po jego wyrazie twarzy mogłem zauważyć, że bije się z myślami i rozważa wszystkie możliwe wyjścia.

— Dobra, ale zrób to szybko — westchnął zrezygnowany. — Proszę.

— Najpierw obiecaj, że mnie nie ugryziesz.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz