Rozdział dziewiętnasty

1.9K 148 24
                                    

"Wzgórze"

W

szedłem do pokoju Allison uprzednio pukając. Dziewczyna leżała przykryta kołdrą i czytała książkę, ale gdy mnie zobaczyła odłożyła lekturę na bok i spojrzała na mnie wyczekująco.

— Co jest?

Usiadłem obok niej na łóżku i zerknąłem na nią niepewnie.

— Wiesz o tym kodeksie, prawda? O tym, że nie chce go podpisać?

— Wiem... i chcę porozmawiać z nim o tym — podrapała się nerwowo po głowie i dodała, śmiejąc się: — W końcu jestem jego ulubioną wnuczką i mam nadzieję, że się zgodzi.

— Kiedy planowałaś do niego jechać? — zapytałem.

— W najbliższy weekend — odparła, wzruszając ramionami i wstała z łóżka w celu spakowania książek do torby.

— Co powiesz na jutro?

Miałem ogromną nadzieję, że Allison zgodzi się tam jechać jutro, ponieważ im szybciej to załatwimy tym lepiej. Tym bardziej, że nie znałem dokładnej daty upływu ważności kodeksu. 

— Jutro mamy szkołę — obrzuciła mnie karcącym wzrokiem. — I tak opuściłeś już od groma godzin.

— Jest prawie koniec roku, a kodeks jest ważniejszy od zajęć — odparłem bardzo pewnie.

Brunetka cały czas patrzyła na mnie niepewnie, jakby analizowała wszystko w myślach. Już miałem się upomnieć o dalszą rozmowę, ale Allison mnie uprzedziła:

— W takim razie jedziemy jutro — uśmiechnęła się. Wstałem z łóżka i podszedłem do niej szybkim krokiem po czym mocno ją przytuliłem.

— Dziękuję — wyszeptałem i w pośpiechu wyszedłem z jej pokoju. Miałem zamiar napisać o tym Derekowi, ale jeszcze na chwilę cofnąłem się do pokoju siostry. — Ale jedziemy moim autem i ja prowadzę.

Brunetka zaśmiała się głośno i przytaknęła tylko w akcie zgody. Całe szczęście, że nie musiałem się z nią o to kłócić. Naprawdę nie przeżyłbym kolejnej jazdy z nią, podczas której licznik prędkości wskazywałby pięćdziesiąt kilometrów na godzinę.

Po wejściu do swojego pokoju usiadłem na łóżku i spojrzałem na księżyc za oknem, przekręcając w dłoniach w swój telefon. Zastanawiałem się czy powinienem zadzwonić do Derek i powiedzieć mu o tym, czego się dzisiaj dowiedziałem, ale w zasadzie nie było to nic istotnego. Poza tym kim dla mnie jest Hale, aby mu o tym mówić? I w ogóle co pokierowało mnie, aby powiedzieć mu, że porozmawiam o kodeksie z ojcem? Jaki ja byłem głupi, że to zaoferowałem.

Rzuciłem telefon na poduszki i położyłem się w poprzek łóżka. Leżałem tak kilkanaście lub kilkadziesiąt minut myśląc o tym całym gównie, w które się wpakowałem. Mogłem w ogóle nie schodzić do tej piwnicy i żyłbym sobie spokojnie.

Dźwięk komórki wyrwał mnie z zamyślenia. Leniwie usiadłem na skraju łóżka i sięgnąłem po komórkę. To Derek.

— Halo? — odezwałem się zaraz po odebraniu połączenia.

Rozmawiałeś z ojcem? — usłyszałem cichy głos Hale'a po drugiej stronie. Brzmiał jakby był przejęty całą sytuacją.

— Tak — opowiedziałem. 

I jak? — zapytał z nadzieją. — Co powiedział? Albo nie... wiesz co? Spotkajmy się.

— Jutro ci pasuje?

Miałem na myśli dzisiaj.

— Dzisiaj? — zapytałem niepewnie. — Um... Okej.

Spotkajmy się na wzgórzu za pół godziny — powiedział i się rozłączył.

I kolejna głupia decyzja, którą podjąłem. Jakby nie patrzeć zgodziłem się na spotkanie z wilkołakiem o dwudziestej drugiej w lesie, jego naturalnym środowisku, gdzie czuje się jak w domu i gdzie jestem dla niego łatwym celem.

— Przestań histeryzować — warknąłem na siebie.

Coś w środku mówiło mi, że Derek nie jest typem wilkołaka, który miałby mnie zabić. Poza tym chciałem się z nim spotkać, ponieważ trochę brakowało mi jego towarzystwa.

Czekałem na Dereka na wzgórzu, gdzie byliśmy umówieni, ale chłopak był spóźniony już piętnaście minut i możliwie, że trochę zacząłem się martwić, ale to przecież wilkołak, któremu nic nie grozi. Nic prócz łowców, ale gdy wychodziłem z domu upewniłem się, że wszyscy śpią, więc nic mu nie grozi.

Siedziałem na kamieniu prawie przy krawędzi skarpy i nagle zrobiło mi się strasznie zimno, co spotęgował tylko wiejący wiatr. Na dodatek lekki deszczyk, który zaczął padać kilka minut temu przemienił się w ulewę, sprawiając, że w jednej chwili przemokłem do suchej nitki. Zapiąłem bluzę do końca i otuliłem się nią mocniej, mając nadzieję, że to chociaż trochę pomoże. Przysięgam, że przywalę Derekowi, kiedy się tu pojawi. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i odblokowałem ekran, aby sprawdzić godzinę.

22:57

Zacząłem się naprawdę mocno martwić i już miałem zbierać się w celu pójścia do jego domu, ale w ostatniej chwili usłyszałem trzask łamanych gałązek za moimi plecami. Uśmiechnąłem się na widok chłopaka, któremu mokre kosmyki włosów opadały na czoło.

— Przepraszam, że musiałeś czekać, ale Peter poprosił mnie o pomoc przy... — zaczął się tłumaczyć, ale mu przerwałem.

— Nie musisz mi się tłumaczyć, po prostu... — zatrzymałem się na chwilę. — Po prostu martwiłem się trochę i nie rób tak więcej, a wracając do głównego tematu naszego spotkania to rozmawiałem z ojcem.

Hale spojrzał na mnie z nadzieją i przysiadł obok mnie na kamieniu.

— I co?

— Rozmawiał już o tym z Gerardem, ale dziadek nie chce się zgodzić... Dlatego jedziemy jutro z Allison do bazy, aby z nim porozmawiać i oboje mamy nadzieję, że zgodzi się na ponowne podpisanie kodeksu.

— Wow... To miłe z waszej strony, ale jeśli ma to popsuć wasze rodzinne relacje to lepiej n... — znowu mu przerwałem.

— Przestań. Moje relacje z nim są już dosyć popsute, a poza tym oboje chcemy żeby nikt nie ucierpiał przez jego zachcianki — westchnąłem jeszcze mocniej okrywając się bordową bluzą, ale to nic nie dało, ponieważ ubranie było doszczętnie przemoczone, co spowodowało, że było mi jeszcze zimniej.

— Jest ci zimno? — zapytał, ignorując to co wcześniej powiedziałem.

Tak.

— Nie, jest w porządku — odpowiedziałem i kurwa byłem pewien, że w tym momencie zazgrzytałem zębami z zimna.

— Trzymaj — uśmiechnął się i zaczął ściągać swoją skórzaną kurtkę, aby chwilę później narzucił mi ją na ramiona. Uśmiechnąłem się wdzięcznie, a on to odwzajemnił. — Wracajmy już. Pójdziemy do mnie i cię odwiozę.

Nie pytałem Dereka o nic, po prostu wstałem z kamienia i ruszyłem za nim w ciemny las, ściskając w kieszeni bluzy pistolet, który na wszelki wypadek ze sobą zabrałem.

Po kilkunastu minutach spaceru przez las doszliśmy pod dom rodzinny Hale'a. Chłopak wpakował mnie do auta i podszedł do bagażnika, z którego wyciągnął czerwony koc. Ponownie pojawił się przy mnie i przykrył mnie miękkim materiałem.

— Będziesz chory — oznajmił, zajmując miejsce kierowcy.

— Na pewno nie, ale i tak dzięki za kocyk — uśmiechnąłem się.

— Czuję to, że będziesz chory i nawet nie próbuj poddawać próbie moich wilkołaczych zmysłów.

Zaśmiałem się cicho i oparłem się o szybę, wpatrując się w drzewa, a później budynki, które mijaliśmy. W końcu Derek zatrzymał się pod moim domem, a ja niechętnie odkleiłem się od szyby i rzuciłem koc na tylne siedzenia, ściągając przy okazji kurtkę.

— Jutro mi ją oddasz — odezwał się wilkołak. — Uważaj na siebie jutro i napisz jak wrócisz do miasta.  

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz