Rozdział piętnasty

2.3K 164 34
                                    

"Koń trojański" 

 —

Kiedy rodzice wrócili od dziadka w niedzielę i zobaczyli moją kostkę, której kolor podchodził pod ciemny fiolet byli zmartwieni na tyle, że w ciągu kilku sekund podjęli decyzję o zabraniu mnie do szpitala. Od początku uważałem, że to bezsensowne, ale mama jak zwykle wszystko wyolbrzymiała. Jak się później okazało kostka była jedynie zwichnięta i potrzebowałem tylko maści, aby ją wyleczyć.

— Na pewno chcesz iść do szkoły? — zapytała mama, gdy siedziałem na łóżku i pakowałem potrzebne książki. Kobieta siedziała na krześle przy biurku i patrzyła na mnie zmartwiona. Wywróciłem oczami, ponieważ zadała to pytanie już czwarty raz tego poranka.

— Tak, mamo — westchnąłem już lekko poirytowany jej zachowaniem, wstałem z łóżka i wyminąłem kobietę.

— Zadzwonię do Finstocka i zwolnię cię z ostatnich godzin treningu — oznajmiła, idąc za mną.

Mama zapytała kolejny raz jak to się stało, że zwichnąłem kostkę. Ustaliliśmy z chłopakami wersję ze schodami, czyli schodząc na dół pomyliły mi się stopnie i spadłem. Matka uwierzyła w tę wersję bardzo szybko, ale ojciec patrzył na mnie podejrzliwie i próbował wykryć, że kłamię. Tak naprawdę nikt nie powinien wiedzieć, że szlajaliśmy się nocą po lesie i o mało nie zabił nas wilkołak.

— Zawiozę cię do szkoły — oznajmił ojciec, kiedy usiadłem obok niego przy stole.

Przytaknąłem tylko w zrozumieniu i zabrałem się za jedzenie śniadania, które przygotowała mama. Po zjedzonym posiłku mieliśmy jeszcze kilka minut do wyjścia, więc tata mówił o treningach jakie chce ze mną przeprowadzić.

— Chcesz robić mu treningi ze zwichniętą kostką? — oburzyła się mama.

— Tak — odrzekł obojętnie. — Ty tu jesteś trenerem czy ja?

Zauważyłem, że od kilku dni jest między nimi napięcie i widać, że coś się szykuje. Mama w zdenerwowaniu odłożyła talerz, który wcześniej trzymała i wyszła z kuchni, uprzednio fukając jak obrażona kwoka. Zaśmiałem się cicho pod nosem na jej zachowanie, a ojciec kazał mi iść do samochodu. Po kilku minutach sam zjawił się na podjeździe i wyjechał z posesji z piskiem opon.

— Musimy poważnie porozmawiać, kiedy wrócisz do domu — powiedział, wjeżdżając na szkolny parking. — Powodzenia.

Wysiadłem z auta i udałem się do budynku szkoły. Miałem już wchodzić do klasy, ale Scott mi przeszkodził:

— Jak noga?

— Super — burknąłem sarkastycznie.

— Powinniśmy przemyśleć to wyjście do lasu — McCall podrapał się nerwowo po karku i spojrzał na mnie ze skruchą.

— Powinniście.

Wyminąłem Scotta i wszedłem do sali. Zająłem miejsce obok Danny'ego i wlepiłem wzrok w krajobraz za oknem. Na całe szczęście nie miałem niemieckiego ze Scottem. Byłem na niego zły za sobotnią noc, w sumie tak samo na Isaaca. Ci idioci wymyślili sobie wyjście do lasu, wiedząc, że to nie jest bezpieczne miejsce.

Moje myśli nawiedził ojciec i pytania, które rodziły się po tym co powiedział w samochodzie. Nie mam zielonego pojęcia o czym chce ze mną porozmawiać. Na treningach słuchałem go i wykonywałem wszystkie jego polecenia, więc to nie mogło być to. Kolejną sprawą, która nie chciała dać mi spokoju był plan Kate o rodzinnych wakacjach. Coś mi podpowiadało, że jej plan nie dotyczy rodzinnych wakacji, a czegoś zupełnie innego.

— Stiles! — wrzasnął nauczyciel. — Może do nas wrócisz?

Przeprosiłem nauczyciela za moją nieuwagę i przez pozostały czas próbowałem skupić się na tym co mówił pan Muller.

Do domu wróciłem o czternastej. Chciałem coś zjeść, ale mama oddelegowała mnie do gabinetu ojca, patrząc na mnie ze współczuciem. Położyłem plecak w przedpokoju i ruszyłem w stronę pomieszczenia, gdzie ojciec spędzał najwięcej czasu. Przez niewiedzę o tym, co ojciec zamierza mi powiedzieć zaczęły pocić mi się ręce. Stojąc przed drzwiami gabinetu, wziąłem kilka głębokich wdechów w celu uspokojenia się i zapukałem kilka razy w dębowe drewno. Otworzyła mi Kate i zaprosiła do środka. Tata siedział na fotelu i popijał wino z lampki. Blondynka usiadła na krześle, a ja zająłem miejsce obok niej.

— Zastanawiasz się o czym chciałem z tobą porozmawiać — zaczął spokojnie i odstawił wino na biurko. — Twoja ciotka miała niezbyt dopracowany... i brutalny plan co do rodziny Hale'ów.

— Ten plan jest idealny. Wszystko przemyślałam i nadal uważam, że twój nie ma szans — przerwała mu Kate.

— Przymknij się na chwilę — podniósł głos. — Kontynuując pewnie wiesz, że Kate niezbyt potrafi panować nad emocjami, wystarczyłby jeden nieodpowiedni ruch, a któryś wilkołak by ją zabił. Poza tym dziwne, aby łowca ot tak pojawił się w przy jednym z członków wilkołaczej rodziny, prawda?

— Prawda — odparłem, ale wciąż nie wiedziałem co ojciec chce przez to powiedzieć. — Nie rozumiem tylko po co mi to mówisz.

— Spokojnie — uśmiechnął się. — Jak pewnie się domyślasz lepiej byłoby, gdyby w ich rodzinie pojawił się ktoś, kto zna ich członków lub członka. Allison jest na tyle dorosła, że wie iż łowca nie ma prawa wchodzić w jakiekolwiek relacje z wilkołakami, ale ty najwidoczniej ominąłeś tę lekcję. Albo zignorowałeś.

Ojciec stanął za mną i złapał mnie za ramiona. Nakazał Kate, aby puściła film, a blondynka to zrobiła. Na ekranie telewizora pojawił się film z podwórkowego monitoringu, na którym widać było mnie i Dereka. Poczułem się jak małe dziecko przez ojca, który stał za mną i przez dziwne poczucie wstydu spowodowane okłamaniem starszego.

— Mogę ci to wytłumaczyć — wydukałem.

— Spokojnie. Nie musisz mi nic tłumaczyć — uśmiechnął się. — Chcę żebyś pomógł nam w naszym planie... Talia nie pozwoli, by koło jej syna kręciła się obca łowczyni, ale kiedy Derek przekona ją, że łowca jest jego przyjacielem i można mu ufać, ta mu uwierzy, ponieważ kto nie uwierzyłby jedynemu synowi? — zaśmiał się.

— Co jeśli się nie zgodzę?

— Pamiętasz ten dzień, kiedy powiedziałem ci, że twoi rodzice nie zginęli w wypadku tylko zabiło ich stado Hale'ów? Tak się składa, że byłem na miejscu i pozwoliłem sobie zrobić kilka zdjęć — powiedział spokojnie, a Kate jak na zawołanie wyświetliła na ekranie kilka zdjęć, które przedstawiały rozszarpane ciała dwóch osób. Na ten widok w moich oczach zebrały się łzy.

— Nie sądzisz, że Talii należy się kara za to co zrobiła? — zapytała blondynka z chytrym uśmiechem. — Zobacz jak wyglądali twoi rodzice po wizycie Hale'ów — podeszła do mnie i skierowała moją twarz na telewizor, uprzednio wycierając łzy rękawem bluzy.

Patrzyłem się tępo w ekran urządzenia i nie mogłem uwierzyć, że zaufałem Derekowi, którego matka zabiła moich rodziców. Kate i tata czekali cierpliwie na moją odpowiedź. Nie wiem ile czasu zajęło mi pozbieranie wszystkich myśli, rozważenie wszystkich za i przeciw. Może kilka sekund, minut lub godzin, nie wiem. W końcu ocknąłem się i spojrzałem na ojca, a później na blondynkę, która siedziała na kanapie w rogu pokoju.

— Zgadzam się — powiedziałem. — Myślę, że Talii należy się kara.

— Jesteś naszym koniem trojańskim — ucieszyła się ciotka, a ja wywróciłem oczami.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz