Rozdział siódmy

3K 226 58
                                    

"Kity o wilkołakach"

— 

— A co jeśli ci powiem, że twoi rodzice nie zginęli w wypadku? słowa ojca odbijały się w mojej głowie jak mantra. Mężczyzna wstał z fotela i podszedł do mnie wolnym krokiem, kucnął naprzeciw mnie i spojrzał mi w oczy.

— Co chcesz przez to powiedzieć? — zapytałem zainteresowany.

— Co jeśli powiem ci, że to właśnie rodzina Hale'ów zabiła twoją rodzinę? — dodał ciszej wciąż utrzyując ze mną kontakt wzrokowy.

— To nie my jesteśmy od wymierzania komuś kary. Jeśli masz dowody na to, że to oni zabili moich rodziców, po prostu idź z tym na policję — wstałem z kanapy i ruszyłem w stronę wyjścia z salonu. Byłem już prawie w korytarzu, gdy ojciec ponownie się odezwał:

— Chociaż z legend powinieneś wiedzieć, że wilkołaki nie zabijają w ludzki sposób, nie używają do tego żadnych narzędzi. Zabili twoich rodziców w okrutny sposób — powiedział i podszedł do mnie. — Nie sądzisz, że należy im się to samo?

— Nadal twierdzę, że powinieneś iść z tym na policję — odparłem spokojnie i chciałem odejść do swojego pokoju, ale ręka ojca na moim barku skutecznie mi to uniemożliwiła. — Nawet jeśli zabili moich rodziców to... Nie jestem taki jak oni.

Zanim ojciec zdążył cokolwiek odpowiedzieć byłem już w swoim pokoju. Od razu po zamknięciu drzwi rzuciłem się na łóżko i wtuliłem w poduszkę. Cały czas w głowie krążyły mi słowa ojca o moich rodzicach. Naprawdę nie mam pojęcią co o tym myśleć. Z jednej strony chciałbym żeby Hale'ów spotkała kara, ale nie wymierzona przeze mnie czy tatę, jednocześnie większa część mnie chce po prostu zapomnieć o tym co dzisiaj usłyszałem.


Następnego dnia byłem umówiony ze Scottem na boisku od lacrosse'a piętnaście minut przed rozpoczęciem lekcji. Spojrzałem na zegarek w telefonie, który wskazywał siódmą czterdzieści dziewięć i westchnąłem, ponieważ McCall jak zwykle się spóźniał. Usiadłem na trybunach i już po kilku minutach zauważyłem przyjaciela, który szedł w moją stronę.

— Cześć — przywitał się. — Sory za spóźnienie, ale musiałem pomóc mamie. O czym chciałeś porozmawiać?

— Pamiętasz o tym chłopaku, który był u mnie w piwnicy? — brunet pokiwał głową w odpowiedzi. — Wczoraj powiedziałem rodzicom o tym, że go wypuściłem, a oni zaczęli mi pierdolić o wilkołakach — zaśmiałem się.

— Uwierzyłeś im? — zapytał zaciekawiony, a na jego ustach pojawił się uśmiech.

— Proszę cię — zakpiłem. — Oczywiście, że nie... Przecież to niedorzeczne. Ojciec mówił coś o tym, że jesteśmy rodziną łowców.

— Mówiłem, że twoja rodzina jest jakaś dziwna — zaśmiał się. — W szczególności ojciec. Wytłumaczyli ci chociaż dlaczego ten chłopak był w piwnicy?

— Powiedzieli tylko, że mieli go sprzedać dziadkowi, aby inni łowcy na nim trenowali. Tata powiedział, że będziemy musieli go złapać.

Postanowiłem, że nie będę wspominał przyjacielowi, że ojciec powiedział jak zginęli moi rodzice. Wiem, że Scott niepotrzebnie by się zainteresował tą sprawą. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę dopóki nie przerwał nam dzwonek, który zapowiadał rozpoczęcię lekcji.


Po zakończonych lekcjach Scott odprowadził mnie do jeepa, a sam udał się do galerii na zakupy. Ledwo wyjechałem ze szkolnego parkingu, a przed maską pojawił się jakiś mężczyzna. Zahamowałem gwałtownie o mało nie uderzając głową o kierownicę, spojrzałem na drogę i ku mojemu zdziwieniu nikogo tam nie było. Mimo to wolałem się upewnić, że nie przejadę po tej osobie, dlatego też wysiadłem z auta.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz