Rozdział dwudziesty siódmy

1.9K 139 48
                                    

"Łowcy tu są"

  —   

Dobre kilka godzin rozmawiałem z wilkołakami o różnych sprawach, ale nie odważyłem się powiedzieć im całej prawdy. Chciałem się do tego jakoś psychicznie przygotować. Chociaż nie wiem czy da się przygotować do straty osoby, na której nam zależy. To chyba niemożliwe.

O ósmej rano Peter stwierdził, że wyjdzie przed salę, aby monitorować czy nie zjawią się tutaj łowcy. Zdziwiło mnie podejście Petera do mnie. Był miły i nawet zapytał jak się czuję, a to totalnie mi do niego nie pasowało.

Zaczęło mnie nudzić leżenie w łóżku, więc postanowiłem wstać i pochodzić trochę po sali w celu rozprostowania kości. Moje poczynania od razu przykuły uwagę wilkołaka, siedzącego na krześle. Hale odłożył książkę i od razu pojawił się przy moim boku.

— Nie powinieneś jeszcze wstawać — złapał mnie za rękę, a przez moje ciało przebiegły przyjemnie dreszcze.

— Weź przestań — wywróciłem oczami. — Nie spędzę reszty życia przykuty do łóżka.

Do sali wszedł lekarz, który operował mnie tej nocy. Mężczyzna spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, a to poskutkowało cichym warknięciem Dereka, który najwidoczniej był zazdrosny.

— Widzę, że czujesz się lepiej — skomentował mężczyzna. — Przyszedłem was poinformować, że jeżeli wszystko będzie szło po mojej myśli zostaniesz wypisany w ciągu trzech dni, ale będziesz musiał przyjść na zmianę szwów.

Lekarz pożegnał się z nami i wyszedł w pośpiechu z pomieszczenia.

— To miłe z waszej strony, że tu jesteście, ale myślę, że powinniście iść się przespać — powiedziałem do Dereka.

Naprawdę nie chciałem, aby wilkołaki przemęczały się przeze mnie. Peter już wystarczająco dla mnie zrobił.

— Nie ma takiej mowy — zaprotestował. — Peter może jechać, ale ja zostaję.

Hale wyszedł z sali by powiedzieć swojemu wujkowi żeby pojechał do domu. Położyłem się z powrotem do łóżka i zacząłem się zastanawiać, co będzie kiedy wyjdę ze szpitala. Zapewne łowcy już mnie szukają i naprawdę stresowało mnie to, że pojawią się w drzwiach mojej sali i zabiją za pomoc wilkołakowi. Na samą myśl o tym przechodziły mnie ciarki.

Po zjedzonym obiedzie przyszła do mnie pielęgniarka, aby zmienić opatrunek. Po jej wyjściu spojrzałem na fotel, w którym siedział Derek z książką. Wpatrywałem się w niego dobre kilka minut, ale moje powieki zaczęły powoli opadać. Dochodziła dopiero siedemnasta, a mi już chciało się spać, ale w sumie co się dziwić. Wczorajsza noc była naprawdę wyczerpująca dla mnie jak i Dereka. Zauważyłem, że Derek również zrobił się senny. Odłożył książkę na parapet i złożył ręce na brzuchu, lekko odchylając głowę w tył.

— Chodź tu — powiedziałem, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem. — No chodź tu. Przecież widzę, że jesteś śpiący.

— Nawet nie ma takiej opcji — uparł się.

— Niby dlaczego?

— Ponieważ mogę zrobić coś z twoją raną?

— Nie wymyślaj już — wywróciłem oczami. — Zmieścimy się tutaj.

— Nie, Stiles.

Hale powrócił do tej samej pozycji, a ja postanowiłem, że nie dam mu za wygraną. Odkryłem kołdrę i wstałem z łóżka, uważając na kroplówkę. Wolnym krokiem podszedłem do fotela i złapałem wilkołaka za dłoń.

Secrets | SterekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz