Rozdział trzydziesty

Start from the beginning
                                    

Wszedłem cicho do mieszkania Dereka i ubrałem się w ciuchy, które Hale dał mi zeszłego wieczoru. Jak najciszej przeszedłem przez salon i kuchnię, a później przez korytarz. W końcu znalazłem się w sypialni wilkołaka i szybko wszedłem pod kołdrę. Od razu przytuliłem się do ciepłego ciała wilkołaka i zasnąłem.

Usłyszałem jak ktoś woła moje imię i otworzyłem oczy, ale szybko tego pożałowałem, ponieważ miałem głowę odwróconą w stronę okna, przez które wpadały promienie słońca. Kiedy moje oczy przyzwyczaiły się do jasności odwróciłem głowę w stronę Dereka, opierającego się o futrynę drzwi. Chłopak trzymał w dłoniach dwa kubki świeżo zaparzonej kawy i uśmiechał się szeroko. Nie rozumiałem jak o ósmej rano można mieć taki dobry humor.

— Daj mi jeszcze pięć minut, błagam.

— Nie ma pięć minut, Stiles — odstawił kubki na biurko i szybkim krokiem podszedł do łóżka, ściągając ze mnie kołdrę. — Znam tę gadkę. Wstawaj.

Niechętnie podniosłem się z łóżka i ubrałem w pierwsze lepsze. W tym czasie Derek zabrał kubki z kawą i wyszedł do salonu.

Miałem ochotę położyć się jeszcze na kilka godzin, ponieważ cztery godziny snu to dla mnie zdecydowanie za mało. Poza tym wilkołak byłby na mnie zapewne zły.

— Jakie plany na dziś? — zapytałem, siadając przy stole naprzeciwko wilkołaka. — Zakładam, że nie bez powodu obudziłeś mnie o tak wczesnej porze.

— A co jeżeli się stęskniłem? — zaśmiał się, biorąc łyk kawy. — Tak na poważnie to mam do załatwienia parę spraw poza miastem, a nie zostawię cię samego w domu.

— Nie ufasz mi? — zapytałem z udawanym oburzeniem.

— Oczywiście, że ci ufam, ale będę spokojniejszy kiedy będziesz obok — uśmiechnął się.

Podczas śniadania Hale opowiadał mi o jakichś głupotach, które totalnie mnie nie obchodziły, ale mimo to starałem się udawać, że tak nie jest. Znowu powróciły do mnie wyrzuty sumienia przez to, co powiedział Derek.

Oczywiście, że ci ufam.

Czy ten chłopak musiał jeszcze bardziej wszystko utrudniać? Chciałem mu w tej chwili wszystko wyznać, ale wiedziałem, że muszę wytrzymać jeszcze kilka dni, a później wszystko będzie super.

Od razu po śniadaniu Hale kazał mi się zbierać. Chwyciłem bluzę i ruszyłem za wilkołakiem w dół schodów, ubierając ją.

— Pasy — upomniał mnie, gdy siedzieliśmy już w aucie.

Wykonałem jego polecenie, a on wyjechał z podziemnego parkingu, kierując się poza granicę miasta. Podczas jazdy próbowałem wyciągnąć z Dereka informacje na temat celu naszej podróży, ale był nieugięty i zachowywał się jakby nie chciał o tym mówić, co jeszcze bardziej potęgowało moją ciekawość. Po trzech godzinach jazdy w końcu dojechaliśmy do celu. Przynajmniej tak mi się wydawało, ponieważ Derek zaparkował auto pod niewielkim domkiem na obrzeżach miasta, którego nazwy nie mogłem zapamiętać.

Zacząłem odpinać pasy, ale ręka Hale'a na mojej mnie powstrzymała.

— Ty zostajesz — powiedział oschle. — To zajmie dosłownie kilka minut i lepiej dla ciebie żebyś tutaj został.

Obserwowałem Dereka aż do wejścia przez drzwi domu. Otworzył mu mężczyzna o kilkanaście lat starszy i bardzo podobny do wilkołaka, więc to zapewne musiał być jego ojciec. Już miałem w głowie masę pytań dotyczących tego spotkania, ale postanowiłem, że zostawię je dla siebie, aby nie wkurzać wilkołaka.

Po dziesięciu minutach Derek wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. Szybkim krokiem wrócił do auta i odjechał z piskiem opon spod domu. Po jego zachowaniu dało się zauważyć, że spotkanie z tamtym mężczyzną wyprowadziło go z równowagi.

— Derek, zatrzymaj się — poprosiłem.

Naprawdę nie chciałem, aby chłopak pod wpływem złości stracił panowanie nad autem i wylądował na pierwszym drzewie za zakrętem. Wilkołak spojrzał na mnie przepraszająco, a ja dopiero teraz zauważyłem, że jego oczy świecą się na niebiesko.

Jechaliśmy przez las, więc nie było problemu z zatrzymaniem się na poboczu. Hale zjechał na żwirowe podłoże i uderzył pięścią w kierownicę.

— Co się dzieje? — zapytałem, łapiąc jego rękę.

Chciałem, aby wilkołak wiedział, że w takich momentach ma we mnie wsparcie. Chociaż tyle chciałem dla niego zrobić. Być wsparciem w trudnych chwilach.

Powtórzyłem pytanie i ulokowałem swój wzrok w naszych złączonych dłoniach, które znajdowały się na jego kolanie. Chłopak jednak nie odpowiadał i wciąż patrzył się na wyznaczony przez siebie punkt przed nami.

— Po prostu ojciec nie traktuje poważnie zagrożenia ze strony łowców — odpowiedział po krótkiej chwili.

Nie wiedziałem co mam mu powiedzieć. Nie wiedziałem także czym kierowałem się w tamtym momencie, ale nie chcąc go więcej okłamywać podniosłem się lekko na siedzeniu i pocałowałem go lekko. Zdziwiło mnie to, że Derek po kilku sekundach jakby bez zastanowienia oddał pocałunek. Nigdy wcześniej nie czułem w środku czegoś takiego, nawet przy Lydii. Miałem ochotę płakać, ponieważ nie zasłużyłem sobie na to. Derek nie zasłużył na tak okropne postępowanie z mojej strony. 

— Wysiadaj — powiedziałem, odrywając się od niego. — Nie pozwolę żebyś rozbił nas na zakręcie.

— Już jest okej — podniósł ręce w geście obrony, śmiejąc się przebiegle.

Powróciłem na swoje wcześniejsze miejsce i wlepiłem swój wzrok w drogę przed nami. Derek ruszył autem i położył swoją dłoń powyżej mojego kolana.

Po kilku godzinach drogi w końcu weszliśmy do mieszkania wilkołaka. Zdziwił mnie widok całej rodziny Dereka w salonie, a szczególnie ich miny, które wyglądały jakby właśnie ktoś im umarł.

— Chyba musimy o czymś porozmawiać, prawda Argent? — Talia uśmiechnęła się sztucznie. 

Secrets | SterekWhere stories live. Discover now