prolog 🌴

10.9K 585 1.4K
                                    

Louis należał do grupy uczniów, którzy zawsze wszystko mają, zawsze są nauczeni i są wyjątkowo przesłodcy w stosunku do nauczycieli. I był jedynym takim uczniem w swoim liceum, dopóki nie pojawił się inny chłopak.

Szatyn dokładnie pamięta ten dzień i myśli, że nigdy go nie zapaomni. To właśnie nowy uczeń zrujnował jego reputacje wśród nauczycieli i to przez niego musiał starać się dwa razy mocniej o udział w wszelakich konkursach niż dotychczas. Tomlinson mógł wejść na dach szkoły i wykrzyczeć całemu światu, że Harry Styles zrujnował mu idelane życie.

I to właśnie przez Stylesa, Louis musi stać pod pokojem nauczycielskim już od dziesięciu minut i czekać na nauczyciela chemii. Fakt, że pana Springsa jeszcze nie ma, nic nie znaczy. Niebieskooki musi jako pierwszy zapisać się na olimpiadę chemiczną. Tylko dzięki niej może zdobyć wystarczającą ilość punktów aby dostać się do Cambridge. Szatyn nerwowo przestępował z nogi na nogę, kiedy usłyszał echo kroków, które rozniosło się po korytarzu.

- Proszę, żeby to był Springs - wymamrotał Lou pod nosem i przymknął oczy. Tak bardzo chciał zobaczyć przed sobą lekko otyłego, łysego, ale sympatycznego nauczyciela chemii i Louis miał nadzieję, że jego modły zostaną wysłuchane.

Tomlinson uchylił jedną powiekę i wydał z siebie jęk pełen irytacji. Osobą, która wkroczyła na szkolny korytarz, nie był pan Springs. Nie był to też inny nauczyciel, który pracował w placówce. Był to sam Harry Styles. Jego nogi były przerażająco długie i zakryte niewiarygodnie ciasnymi spodniami. Jednak Louisa najbardziej irytowały te dziwne koszule, które codziennie miał na sobie Styles. Raz flamingi, raz samochody i Tomlinson dostawał szału, kiedy tylko o tym myślał, a co dopiero kiedy je widział. Długie, kręcone włosy spadały na szerokie barki chłopaka i one również były irytujące.

Niebieskooki pokręcił głową i prawie wtopił się w ścianę, kiedy Styles zatrzymał się obok niego.

- Cześć krasnoludku. - Głos Harry'ego też był strasznie irytujący. Taki donośny i głęboki, i Louis nie lubił go z całego serca. - Co ty tu robisz? - zapytał brązowowłosy. Szatyn spojrzał na niego kątem oka i prychnął cicho. Nie miał zamiaru odpowiadać na zaczepki loczka. - Ty naprawdę powinieneś nauczyć się manier, Tomlinson.

- Nie chce mi się z tobą gadać, więc oszczędź  sobie, Styles. Przeszedłem do pana Springsa, aby zapisać się na konkurs.

- Jaki zbieg okoliczności, Boo. - Harry posłał Louisowi cyniczny uśmiech i usiadł na ławce. - To będziesz musiał się nieźle postarać, aby ze mną wygrać. - Styles wzruszył ramionami i wyciągnął telefon.

- Nieźle to będzie musiał namęczyć się twój lekarz, aby twoja buźka wygladała tak samo dobrze, zaraz po tym jak ci ją obije. - Louis miał stanowczo dosyć towarzystwa Harry'ego, dlatego postanowił oddalić się od irytującego chłopaka. Zatrzymał się jednak, kiedy na schodach zobaczył nauczyciela chemii, a na jego twarzy pojawił się uśmiech. Był pierwszy. - Dzień dobry, panie profesorze. - Louis uśmiechnął się uroczo i poprawił swoje szelki. Szybko podszedł do nauczyciela, który podniósł wzrok i zmierzył go spojrzeniem.

- Słucham pana, panie Tomlinson?

- Chciałem się zgłosić jako ochotnik do konkursu chemicznego, prze pana. - Louis wzruszył niewinnie ramionami, a na twarz wpłynął bezczelny uśmiech, kiedy zobaczył jak Styles wstaje z ławki i idzie w ich kierunku. Szatyn wiedział, że tym razem to on będzie reprezentantem szkoły i nikt mu w tym nie przeszkodzi. - Słyszałem, że nie zgłosił się jeszcze nikt, więc jestem pierwszy.

- Nie ściemniaj, Tomlinson. - Warknął Harry, kiedy zatrzymał się obok nauczyciela i szatyna. - Dzień dobry profesorze. Jak panu mija dzień? - zapytał Harry, a w jego głosie słyszalny był niesamowity spokój i idiotyczna słodkość. Louis miał ochotę puścić pawia. - Korzystając z okazji, ja również chciałbym wziąć udział w olimpiadzie. A używając prostej matematyki, Louis, już nie jesteś jedynym kandydatem.

lonely island ➙ larryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz