Rozdział 30

3.5K 253 17
                                    

Kot podszedł bliżej dziewczyny. Ta powoli stawiała kroki w tył. Bała się kontaktu z blondynem. Jej głowa prawie przez cały czas odwrócona była w drugą stronę, aby nie musieć patrzeć w jego oczy.

- Marinette... - Zaczął spokojnym, kojącym głosem. - Wiem, że mnie słyszysz. Chciałbym tylko ci pomóc. Daj mi do siebie podejść i zdjąć kolczyki, a wszystko wróci do normy. - W dalszym ciągu zbliżał się do niej.

Krawędź dachu zatrzymała jego ruchy. Nie chciał, aby granatowłosa spadła, a wiedział, że nie przestanie się odsuwać. Nie patrzyła za siebie, co było głupie i niebezpieczne z jej strony. Była wystraszona, bo przez całe ich spotkanie próbowała nie wchodzić w interakcję z bohaterem. Niestety ten każdym bezmyślnym ruchem zmuszał ją do radykalnych środków. Nie dawała też rady się odezwać.

Blondyn złapał dziewczynę za ramiona. Ta szybkim atakiem go odepchnęła, przez co upadł na ziemię. Momentalnie w jej oczach zaiskrzyły płomyki. Jej błogi charakter zmienił się z sekundy na sekundę. Nie miała już oporów do bycia neutralną, bo chłopak dał jej wyraźny znak do obrony, a co za tym idzie, ataku.

Przystawiła nogę do jego szyi. Przyciskała ją delikatnie, tak aby ostrzec licealistę. Ten złapał ją za kostkę i z trudem zdjął z siebie. Zrobił parę głębokich oddechów. Jednym sprytnym ruchem położyła go na łopatki. Miała nad nim dużą przewagę.

Biedronka zawsze sprawiała, że Czarnemu Kotu zapierał dech w piersiach. Była niesamowita, o czym wiele razy wspominał swojemu kwami. Piękna, mądra, opanowana, a co najważniejsze, jako jedna z nielicznych utrzymywała z nim tak dobry kontakt. Właśnie za to pokochał ją blondyn. Czuł się przy niej tak bezpiecznie. Uważał ją za najlepszą przyjaciółkę, nawet po tym, gdy zapałał do niej ognistym uczuciem. Dlatego bardzo przejęło go, gdy granatowłosa opowiadała mu o jej problemach, które przerastały te jego. Musiał ją wspierać, a skończyło się tym... Pluł sobie w brodę, że nie dał rady uratować ukochanej od straszliwego losu opętania. Dlatego ukuło go w sercu, widząc jak ta atakuje go bez żadnych skrupułów.

- Marinette! -Krzyknął do niej w żalu. - Nie widzisz co robisz?! - Podniosła na niego wzrok z pogardą.

- Nie jesteś osobą, która powinna mnie upominać. - Odpowiedziała mu dziewczyna bez krzty emocji.

I była to jedyna rzecz, którą usłyszał, zanim ta popchnęła go kolejny raz mocniej. Był w lekkim szoku, że udało mu się wydusić słowo z Marinette. Stracił równowagę, zabrakło mu gruntu pod stopami. Całe szczęście w ostatniej chwili złapał się dłońmi jednej z rynien. Na jego nieszczęście była śliska przez padający w dalszym ciągu deszcz. Jedna z jego rąk powoli się obsuwała, a ramiona sztywniały.

- Nie chcesz zabrać mojego pierścienia? To nie na tym ci zależy? - Przeciwniczka skierowała wzrok na jego posmutniałą twarz, obserwując jak powoli zbliża się do rychłego upadku.

Wysokość dachu nie była mała. Chłopak nie był pewny, czy zdąży wyciągnąć kicikij. Jego lewa dłoń omsknęła się. To była kwestia sekund, aż druga również straci siły i puści.

- Chcesz mojej śmierci? Proszę bardzo, ale wiem, że prawdziwa Biedronka nigdy nie dałaby umrzeć obywatelowi. - Próbował przemówić granatowłosej do rozumu, niestety... Odzyskanie jej świadomości było prawie niemożliwe. - Pamiętaj, że tak naprawdę jestem zwykłym chłopakiem, na którego, mam nadzieję, ktoś czeka w domu. Chcesz mi to zabrać? Przez głupie zachcianki faceta, którego tak uporczywie chciałaś pokonać przez przeszło półtora roku? Lekceważyłaś moje uczucia, pod pretekstem wypełnienia misji. Próbowałaś upierać się, że nic do mnie nie czujesz, że łączy nas jedynie ratowanie Paryża...

Nim zdążył dokończyć ostatnie zdanie, stracił czucie w prawej ręce. Ta bezwładnie runęła wzdłuż jego ciała. Przymknął oczy, drugą, trochę odpoczętą, dłonią próbował wyciągnąć swój kicikij.

Nie doczekał się upadku.

Poczuł ucisk dookoła jego brzucha. Miał wrażenie, jakby łamały mu się wszystkie kości, jednak było to jedynie wytworem jego wyobraźni. Otworzył oczy. Wisiał na nitce, która była dość pogmatwanie zaplątana. Spoglądając w górę, dostrzegł uciekającą w oddali postać. Marinette nie chciała go zabić. Może po prostu potrzebowała więcej czasu na obmyślenie planu. Przynajmniej tak wyjaśniał to sobie Czarny Kot.

Wywiązanie się z plątaniny supłów potrwało krótką chwilę. Dało to czas zakumanizowanej na oddalenie się w inne miejsce, gdzie blondyn jej nie dogoni. Na jej nieszczęście kocie zmysły bohatera ułatwiały mu jej znalezienie. Deszcz skutecznie maskował jej zapach, co wydłużyło poszukiwania. Na trop wprowadziły go, krzyki dochodzące, gdzieś z daleka. Czym prędzej pobiegł w tamtą stronę.

Marinette chodziła po obszernym placu. Każdy kto się do niej zbliżył i, którego dotknęła, rzucał się z pięściami na ludzi dookoła. Zwłaszcza tych dla niego ważnych. Nie były to zwykle przyjacielskie przepychanki. Aż dziwne, że bohater nie skończył tak jak oni.

Czarny Kot zaczął ewakuować z niebezpiecznej sfery obywateli, którzy uchowali się od zgubnego dotyku opętanej. Ludzi, którzy już nie mieli tyle szczęścia, pozamykał w osobnych strefach. Nie było ich wielu. Około pięciu osób. Jednego zamknął w autobusie, innego w publicznej toalecie.

- Opanuj się! - Uniósł się nastolatek, już nieco zmęczony tym chaosem. Dziewczyna nie wykazywała nim zainteresowania. - Odpowiedz mi do cholery!

Blondyn w pierwszej chwili ostrzegł granatowłosą kicimkijem, że na nią naciera. Nie chciał jej krzywdzić, ale w tym momencie, zwłaszcza po tym co zrobiła licealistka, nie miał skrupułów, aby ją powstrzymać. Nie mógł poświęcać przez swoje głupie uczucia, niewinnych ludzi.

- Jeśli chcesz miraculów, to proszę. Ale nie wciągaj w to innych. To sprawia między tobą, a mną. - Powiedział stanowczo chłopak.

Walka zaczynała przypominać tę z filmów, ale w przeciwieństwie do akcji filmowej, ta była prawdziwa. Ciśnienie podwyższyło się w jego żyłach, a oddech stał się nierówny. Wiedział, że nie uniknie wymiany ciosów z przeciwniczką, mimo że tak starał się do tego nie doprowadzić. Zbliżał się do niej powoli, ale pewnie. Ta również zdała sobie sprawę, że dojdzie do potyczki. Podchodziła bliżej. Czarny Kot zaatakował pierwszy. Rzucił się na dziewczynę, przyciskając ją do podłoża. Uderzyła go kolanem w brzuch, czym spowodowała osłabienie jego obrony. Wydostała się spod jego sideł i bez zahamowań uderzała raz po raz w plecy. Z trudem nastolatkowi udało się uciec. Zareagował niepewnym uderzeniem w jej bok. Nie przejęła się tym bardzo. W dalszym ciągu bał się, że zrobi jej krzywdę i mimowolnie powstrzymywał się od prawdziwej walki. Twarz bez wyrazu granatowłosej dalej przypominała mu jego przyjaciółkę.

- Miałem nadzieję, że po moim monologu zmienisz zdanie. - Powiedział szczerze, dysząc ciężko.

- Oddaj mi swój pierścień, a unikniemy zbędnych ofiar. - Odparła dziewczyna. To jedne z nielicznych słów, które padły z jej ust.

- Czy Władca Ciem nie zyskałby więcej, rekrutując mnie do siebie?

- Nie udawaj, że cię to obchodzi. - Odgryzła z pogardą. - To nie to, co Władca Ciem chce osiągnąć.

- W takim razie co? - Spytał.

Bohater nie uzyskał odpowiedzi. Jego odpowiedzią można uznać mocny cios w polik, który został wymierzony w jego stronę. Odsunął się. Pogłaskał się w miejscu uderzenia. Zmarszczył brwi, gdy poczuł kłujący ból. Nie miał pojęcia, że dziewczyna ma aż tyle siły.

Nie cackając się dłużej ruszył z kontratakiem na Marinette. Zaczął siłować się z nią. Wygiął ją rękę, na co syknęła z bólu. Tyłem głowy uderzyła go w nos. Następnie poszargała mu brew, powodując rozcięcie łuku brwiowego, z którego zaczęła cieknąć krew. Kot szybko ją przetarł, nie spuszczając wzroku z celnych ciosów przeciwniczki.

Wszystko, co dla Ciebie zrobiłam - Miraculous [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz