Rozdział XVII

54 1 1
                                    

Sansa
Minęło kilka dni od mojej kłótni z Aryą. Ona tego nie zrozumie, nie jest matką...
- Czy to twoje piękne pismo? Septa Mordane  biła mnie bo nie potrafiłam pisać jak ty - odwracam się w jej stronę, nie wiem o czym ona mówi - "Robb, piszę do ciebie ze smutkiem w sercu, nasz Król Robert nie żyje, zabił go dzik"
- Nie musisz tego czytać, pamiętam
- "Ojca oskrażono o zdradę - przerywa mi Arya - Chciał ukraść tron mojemu ukochanemu Joffreyowi. Lannisterowie traktują mnie dobrze. Błagam, przybądź do Królewskiej Przystani przysięgnij lojalnosć Królowi Joffreyowi aby zapobiec konfliktowi między rodami Baratheon i Stark, twoja Sansa - spojrzenie mojej siostry z listu wędruje na mnie
- Zmusili mnie do tego
- Jak? Nożem? Łamali ci kości kołem?
- Byłam dzieckiem
- Tak samo jak ja, ale wolałabym umrzeć niż zdradzić rodzinę
- Powiedzili mi, że to był jedyny sposób żeby ocalić ojca
- I byłaś na tyle głupia, że im uwierzyłaś. Pamiętam gdy stałaś obok Cersei zanim opuścili Ojca na kolana, pamiętam piękną suknię, którą na sobie miałaś, śmieszny sposób uczesania
- Byłaś tam? - pytam zaskoczona, nie widziałam jej wtedy, jedyne co pamiętam to szok i przerażenie
- Byłam tam, na posągu Baelora
- I co ty zrobiłaś? Pokonałaś Lannisterów i ocaliłaś ojca
- Chciałam to zrobić
- Ale nie zrobiłaś, tak samo jak ja
- Nie zdradziłam go, nie zdradziłam Robba, nie zdradziłam całej naszej rodziny dla mojego ukochanego Joffreya

Arya
Ranię ją, wiem o tym. Zaskoczenie na twarzy Sansy spowodowane moim wybuchem zmienia się we wściekłość
- Nie mów co byś zrobiła, nie było cię tam. Byłam sama. Sama, otoczona przez Lannisterów, sama. Nigdy byś nie przetrwała tego co ja przetrwałam
- Myślę, że nigdy się nie dowiemy
- Co zrobisz z tym listem?
- Boisz się, czego się boisz? Nikt cię nie powiesi, byłaś przecież tylko dzieckiem
- Arya
- Jak myślisz co powie mały William? Albo Bastian czy Cat? Z pewnością będą zawiedzeni tym co zrobiła ich mamusia
- Arya, pomyśl jak Myranda by się ucieszyła widząc jak walczymy, w gniewie ludzie postępują nieprzemyślanie lub gniewnie
- Wybieram gniew

Ramsay
- Nie martw się, jesteś już bezpieczna
- Tommen, weź ludzi i poszukajmy Baelisha, osądzimy go w Winterfell, sam chciałbym go znaleźć...
- Ja mogę zejść z Lady Bolton na dół - odzywa się młody Baratheon - W tym czasie ty Lordzie Boltonie możesz znaleźć ludzi wraz z mym ojcem

Catelyn
Niepewne spojrzenie oczu ojca pada na mnie
- Możesz go poszukać tato - mówię patrząc mu w oczy
- Jesteś tak podobna do Sansy - mówi gładząc mnie kciukiem po policzku - Dobrze, zaczekajcie na nas na dole. Straże, skuć to! - krzyczy wskazując na Watera. Idę obok Mace'a

Mace
- I tak nie uciekniesz - słyszymy głos tego zwyrodnialca. Ojciec Catelyn kopie go w twarz, z jego nosa tryska krew
- Zabierzcie to - mijamy zwyrodnialca ostrożnie i szerokim łukiem po czym wychodzimy z komnaty. Coś spada na podłogę tuż obok nas. Przerażona Cat znów się we mnie wtula
- Spokojnie, już jest dobrze - mówię obejmując ją ramieniem - Nikt cię już nie skrzywdzi, zanim się obejrzysz będziesz w Winterfell, jesteś pewna, że dasz radę iść? - dziewczyna kiwa głową i się ode mnie odsuwa. Znów schodzimy na dół. Dziewczyna idzie niepewnie i cicho. Ona ciągle jest przerażona
- Poradzę sobie - mówi ostrożnie schodząc po stopniach. Dziewczyna schodzi ostrożnie, jednak potyka się na jednym ze stopni i upada na ziemię. Podchodzę do niej i bez pytania o zgodę podnoszę ją do góry, trzymając ją w swoich ramionach
- Mówiłam, że sobie poradzę
- Jeśli coś sobie zrobisz twój ojciec mnie zabije, a potem twoja matka, twój brat, twój wujek, ciotka jeszcze kilka osób się znajdzie - dziewczyna uśmiecha się smutno i wtula głowę w moją klatkę piersiową
- Dziękuję, gdybyś nie przyszedł tak wcześnie on.... jjjjaa - dziewczyna zaczyna szlochać
- Nie płacz Catelyn - mówię zatrzymując się - Liczy się to, że nic ci się nie stało
- Skąd wiesz jak się nazywam?
- Pamiętam cię z dzieciństwa i dodatkowo widziałem obrazy w Winterfell - dziewczyna powoli kiwa głową, na znak, że mnie zrozumiała
- Mogę ci zadać jedno pytanie?
- Tak - odpowiada dziewczyna
- Zanim przyszedłem... co... co on ci zrobił? Nie odpowiadaj jeżeli nie chcesz - z oczu dziewczyn zaczynają lecieć łzy - Przepraszam... nie powinienem
- Nie, nie powinienieś - odpowiada patrząc w przestrzeń - Nic mi nie zrobił. Nadal jestem dziewicą - jest zdenerwowana i jednocześnie przerażona. Jak można być jednocześnie wściekłym w cholerę i przerażonym jak bezbronne dziecko?
Nic? Właśnie tu leży problem, to nie było nic, raczej coś. Pobił ją, to dość. Jest obolała, myśli, że tego nie widać. Jesteśmy już na dole, przy koniach
- Postaw mnie na ziemi - ona brzmi jak małe zdenerwowane rozpłakane dziecko, nie panuje nad swoim głosem, który drży. Ostrożnie stawiam ją na ziemi. Dziewczyna podchodzi do jednego z koni i probuje na niego wejść. Probuje przełożyć nogę na drugą stronę, jednak spada. Od razu do niej podbiegam i pomagam jej wstać - Mówiłam, żebyś mnie zostawił
- Posłuchaj - zaczynam - Tak trudno ci zrozumieć, że  nie chcę żeby coś ci się stało?
- Niby dlaczego? Baelish mówił to samo co ty
- Nie znasz mnie, ale nie jestem jak Baelish, a teraz bądź tak miła i nie marudź w trakcie jazdy, bo musimy jechać na jednym koniu
- Niby dlaczego nie mogę jechać sama? - ma charakterek...
- Spadniesz z konia, jesteś osłabiona bo cię pobił i próbował... po prostu jesteś osłabiona - z jej oczu znów zaczynają lecieć łzy. Wsiadam na konia tuż za nią.

The Rose of TommenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz