Rozdział LVI

73 5 0
                                    

22 stycznia

Loras
Zauważam rudą kobietę, która idzie przede mną korytarzem. Przypomina mi kogoś...

Sansa
- Sansa? - odwracam się w stronę głosu.
- Loras - mówię z uśmiechem. Rycerz kwiatów podchodzi do mnie i całuję moją dłoń na powitanie
- Wydoroślałaś, Lady Stark
- Tak - mówię ze śmiechem - Coś się u Ciebie zmieniło Lorasie?
- Cóż - mówi wzdychając - Nadal to samo. Znaczy, oprócz tego, że zostałem wujkiem. Margaery urodziła syna, Mace'a. A u Ciebie?
- Cóż naprawdę wiele się zmieniło - mówię uśmiechając się - Rozpoczynając od męża, a kończąc na mnie - mówię kładąc dłoń na wypukłym brzuszku - Nie jestem już taka głupia, jaka byłam
- Właśnie, jak twój mąż?
- Jest wspaniały - mówię uśmiechając się
- A właściwie, gdzie on jest?
- Wymknęłam się z komnaty - mówię zapewne płonąc rumieńcem. Loras zaczyna się śmiać...

Margaery
Tommen poszedł do komnaty Ramsaya, a ja siedzę w naszej królewskiej komnacie. Mace leży w łóżeczku, stoję oparta o nie dłońmi. Czuję jak ktoś zasłania mi oczy od tyłu.
- Tommen? - dłonie odrywam od kołyski i próbuje wyczuć dotykiem z kim mam do czynienia... Czuję długie włosy...
- Sansa - zabiera swoje dłonie ze śmiechem z mojej twarzy. Odwracam się i ją przytulam na powitanie
- Tęskniłam
- Ja również - mówię odsuwając się od niej... - Sanso, znów jesteś przy nadziei?
- Tak wyszło - mówi płonąc rumiencami. Kładę dłonie na jej brzuszku. Czuję jak dziecko kopie
- To dziwne
- Co takiego?
- To dziecko rzadko się rusza
- Leniwe jak Ty - mówię ze śmiechem zabierając dłonie
- Dlaczego każdy to mówi... - odpowiada śmiechem - Ale cóż, chciałabym poznać twojego syna...
- Słyszę jak Mace się rusza w kołysce. Odwracam się w jego stronę i wyciągam go z niej odwracając się w stronę Sansy...

Sansa
Dziecko Margaery i Tommena podobnie jak Bastian jest bardzo podobne do ojca, jednak ma kilka cech Margaery, jasnobrązowe włosy i oczywiście bladą skórę. Oczy, takie same jak Margaery. Mały uśmiecha się do mnie i wyciąga rączkę w moją stronę ciągnąc moje włosy. Wzdycham głęboko i zabieram mu je. Słyszę śmiech Margaery
- Przystojny maluch - mówię uśmiechając się do niej
- Dziękuję, dziękuję - odpowiada z uśmiechem - Na kiedy masz termin?
- Czerwiec. Ale nie przejmuj się, mogę się założyć, że jeszcze w tym roku urodzisz drugie dziecko
- Słucham?
- Naprawdę - mówię ze śmiechem
- Skąd ty...
- Zobaczymy, mogę się przecież mylić...

Ramsay
- Ale mam jeszcze jedną wiadomość
- Jaką?
- Sansa spodziewa się drugiego dziecka
- Gratuluję! - mówi Tommen przytulając mnie po bratersku - Na kiedy ma termin?
- Czerwiec - mówię z usmiechem na ustach - A jak tam twój syn?
- On jest wspaniały. Ale taki mały i bezbronny
- Bastian również taki był. Do teraz zmienilo się jedynie To, że potrafi chodzić - mówię ze śmiechem - I trochę potrafi mówić. Rozumiem twoją radość. Czułem to samo jak Sansa urodziła Bastiana...

Margaery
Do komnaty wchodzi Tommen, Ramsay i... Bastian? Wyrósł. Ostatnio jak go widziałam był zaledwie niemowlęciem, a Teraz? Idzie w moją stronę
- Klólowo - mówi kłaniając się lekko. Uśmiecham się
- Zobacz - mówię klękając. Bastian przygląda Maceowi. Uśmiecha się do niego i do mnie, po czym biegnie do Sansy i się w nią wtula. Wstaje
- Margaery
- Ramsay - odpowiadam z uśmiechem
- Gratuluję - mówi z uśmiechem, który odwzajemniam. Teraz podchodzi do mnie Tommen. Całuję mnie czule w usta. Odwzajemniam pocałunek
- Dajesz sobie rade kochanie, czy mam go wziąć?
- Daje sobie radę - odpowiadam całujac go w policzek - Tatuś przyszedł - Mace uśmiecha się i wyciąga swoje rączki do Tommena, który bierze go na ręce

The Rose of TommenWhere stories live. Discover now