Rozdział XXXIII

92 4 1
                                    

Jon

Nie mam bladego pojęcia co dać synowi Sansy. Gdybym dał mu miecz lub sztylet ze zdobieniami podejrzewam, że Sansa nie byłaby zbytnio zadowolona... Mógłbym dać mu konia, jednak jest jeszcze za mały... Mógłbym dać mu drewniane zabawaki... To dobry pomysł, dzieci lubią tego typu rzeczy. Ale oprócz tego muszę znaleźć coś jeszcze.. Poproszę kowala, aby zrobił 2 żelazne broszki z godłem rodu Stark i Bolton...

Littlefinger

- Ile jeszcze zajmie nam podróż? - pyta co chwila zniecierpliwiony Gendry
- Powinniśmy dotrzeć tam za około tydzień - chłopak głośno wzdycha...

Gendry

Jestem ciekaw, czy spotkam w Winterfell Aryę... Na pewno jest tam jej starsza siostra, jednak Arya?  Nie mam pojęcia. Tęsknię za nią. Pomagała mi i przyjaźniła się ze mną. Jednak ja jestem tylko bękartem... Ona jest córką Lorda Eddarda Starka. Jest Starkiem, samo nazwisko daje jej mnóstwo przywilejów, jednak nikt o niej nie słyszał. Być może siedzi skryta na Murze ze swoim bratem Jonem? A może jest teraz w drodze do Winterfell? Lub siedzi skryta wśród drzew, aby nikt jej nie rozpoznał...

Sansa

Ramsay zszedł po śniadanie. Zostałam sama ze swoim synkiem. Podnoszę go powoli z kołyski i kładę go na brzuchu, na łóżku. Z zaciekawieniem ogląda całą komnatę. Kształt i kolor oczu ma po mnie. Klękam naprzeciw niego. Bastian patrzy na mnie i uśmiecha się, odwzajemniam jego uśmiech...

Ramsay

Otwieram drzwi do komnaty bardzo ostrożnie aby nie obudzić Sansy. Wchodzę do środka i cicho zamykam drzwi. Jednak Sansa nie śpi. Klęczy naprzeciw naszego łóżka, na ktorym leży Bastian. Sansa nie zauważyła mnie. Ostrożnie wchodzę w głąb komnaty i odstawiam owoce na biurko. Siadam za Sansą. Szybkim ruchem zasłaniam jej usta i przyciągam ją do siebie tak, że siedzi teraz na moich kolanach. Przychylam jej głowę do tyłu aby spojrzeć w jej piękne oczy. Widzę przerażenie w oczach Sansy, jednak teraz Sansa zauważa mnie. Strach w jej oczach zmienia się na wściekłosć. Puszczam ją. Sansa odwraca się do mnie przodem. Zaczyna uderzać mnie po ramionach. Popycha mnie, leżę teraz na plecach. Sansa próbuje uderzyć mnie jeszcze raz wymierzajac cios w klatkę piersiową jedną łapie jej dłoń zanim dochodzi do uderzenia. Sansa prycha i wstaje. Wstaje zaraz za nią. Podchodzę do niej od przodu, podnoszę ją i przerzucam ją sobie przez ramię. Sansa z całej siły uderza mnie pięściami po plecach
- Dostałeś belką w czoło, że masz takie "genialne" pomysły? -
Pyta z ironią nie przerywając uderzeń.
- Sanso... Nie gniewaj się
- Nie gniewaj się? - pyta ze wsciekloscia - Wystraszyles mnie
- Ty również mnie wystraszyłaś
- Kiedy niby dostałam belką w czoło i wpadłam na równie "genialny" pomysł?
- Gdy się poklocilismy przed narodzinami Bastiana. Kiedy Myranda Cię dopadła w psiarni - Zsuwam z siebie Sansę, którą teraz owija swoje nogi wokół mojego pasa a dłonie ma na moich ramionach - Zawsze gdy cierpisz, martwię się i boję się. Nie chce abyś cierpiała. Wycierpialas się w swoim życiu dość sporo. W pewnej części przeze mnie - wściekłość znika z oczu Sansy. Patrzy na mnie z lekkim niedowierzaniem
- Cierpiałam przez Ciebie - mówi z powagą patrząc mi w oczy, z którym lecą teraz łzy - Jednak, wszystko się zmieniło - mówi z uśmiechem wtulając się we mnie i opierająć się brodą o moje ramię - Co nie zmienia faktu, że jestem na Ciebie wściekła - szepczę mi do ucha
- Sanso - mówię
- Nie, krzesło na Ciebie czeka - odpowiada ze śmiechem odchylając się od mojego ramienia tak, że teraz jej twarz jest tuż przed moją twarzą.
- Za to Cię kocham, za twój brak litości - mówię całując ją w czoło. Sansa śmieje się - Naprawdę Cię przepraszam za początek...
- Wybaczyłam Ci. Nie ma czego rozpamiętywać. Jednak mam pytanie. Jak wyglądała twoja rozmowa z Myranda gdy Cię pocalowala?
- Chciała nas skłócić i chciała żebyś straciła dziecko. Sądzila, że jeśli stracisz dziecko przestanę Cię kochać i wrócę do niej
- Przestalbyś?
- Nie. To nie byłaby twoja wina. Kocham Cię Sanso i nigdy nie przestanę. Nie pytałem Cię o to, ale jaki był dla Ciebie poród? - Sansa wzdycha głęboko
- Bolesny. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. W dodatku denerwowałeś mnie. Poród był bardzo bolesny
- Sanso... Przepraszam
- To nie do końca twoja wina. Jak będzie wyglądała szczegółowo uroczystość?
- Uznałem, że dań będzie 80 do tego będzie wino, woda soki z owoców. Co do nadania mu imienia, pójdziemy do Bożego Gaju i tam Maester ochrzci Bastiana. Następnie będzie uczta. Chociaż zastanawiam się nad potyczkami pod Winterfell...
- Lepiej nie, jest zimno - mówi Sansa z uśmiechem
- I to wszystko - mowie uśmiechając się - Jeszcze tylko 13 dni... - Sansa uśmiecha się do mnie
- Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Jona, muszę naprawić błędy...

Jon

Zamiast drewnianych figurek wyrzeźbiłem 1 sporego białego wilkora ze złotymi oczami. Idę do kowala mówił mi, że powinien mieć już skończone broszki.
- Jak tam Aren? - pytam kowala, który odwraca się do mnie przodem i pokazuje mi obie broszki. Broszka z wilkorem jest srebrna, a oczy wilkora są zrobione z grantowego kamienia. Broszka z oskórowanym człowiekiem jest ozdobiona czerwonymi kamieniami, które błyszczą się. Całość wygląda idealnie
- Dziękuję bardzo - mówię dając kowalowi zapłatę i wychodząc. Wchodzę do swojej komnaty. Broszki wkładam do malej drewnianej skrzynki, a wilkora chowam do większej skrzyni. Pakuje ubrania do walizki. Przypominam sobie, jak wszedłem do pokoju Aryi gdy się pakowała. Dałem jej wtedy miecz. Tęsknię za nią. Zamykam walizkę i biorę ją razem ze skrzyniami. Szkrzynie i walizkę wkładam do dwóch dużych skórzanych toreb, które wiszą teraz po bokach konia.
- Grenn
- Tak? - pyta zaglądając do stajni
- Obejmujesz teraz rolę Lorda Dowódcy. Nie wiem kiedy wrócę, jednak czas najwyższy odwiedzić siostrę...

The Rose of TommenWhere stories live. Discover now