Rozdział XIV

134 9 0
                                    

Ramsay

Budzę się powoli otwierając oczy. Jest wczesny ranek. Wstaje, zakładam czerwoną koszulę i ciemne spodnie. Sansa zasnęła w mojej czarnej koszuli, która sięga jej do kolan. Wychodzę po cichu z komnaty i idę na dół do kuchni. Gdy wchodzę do kuchni, widzę tacę, na której jest miska z owocami leśnymi i ciasteczkami cytrynowymi. Biorę tacę i idę do komnaty. Otwieram powoli drzwi, jednak widzę że Sansa już nie śpi. Patrzy zdenerwowana na ścianę i nawet nie zauważa, że wróciłem. Siadam obok niej i kładę na środku łóżka tacę z jedzeniem. Patrzę na zegar. Jest godzina siódma. Dlaczego Sansa wstała tak wcześnie? Całuje Sansę w czoło. Sansa przestaje patrzeć na ścianę i teraz swoje zdenerwowane spojrzenie przenosi na swój brzuszek.
- Sanso co się stało? - pytam nie wiedząc dlaczego jest zdenerwowana. Sansa wzdycha głęboko i patrzy na mnie
- Wyobraź sobie, że nasz synek zgłodniał i uznał, że musi mnie obudzić abym coś zjadła - mówi Sansa ze zdenerwowaniem w głosie
- Ale jak Cię obudził? - pytam zdziwiony
- Od co najmniej dwudziestu minut wierci się i kopie - mówi Sansa patrząc na swój brzuszek, który jest pod jej koszulą, ze zdenerwowaniem - jeszcze się nie urodził a już mi nie daje
spać - mówi Sansa patrząc na swój brzuszek ze zdenerwowaniem
- Sanso... - mówię kładąc dłoń na jej brzuszku
- Ramsay, jestem wściekła nie dotykaj mnie - mówi przenosząc wzrok ze swojego brzuszka na mnie
- Zobacz, przyniosłem dla was śniadanie - mówię podając Sansie miskę z owocami. Sansa bierze ode mnie miskę
- Spróbuj mnie jeszcze raz obudzić - mówi Sansa z wściekłością patrząc na swój brzuszek, jednak zaczyna jeść. Zastanawiam się co może poprawić jej nastrój
- Sanso?
- Co? - pyta wściekła Sansa.
- A może, po tym jak zjesz śniadanie pójdziemy do Bożego Gaju do gorących źródeł? - Widzę jak Sansa odkłada na tacę pustą miskę po owocach
- Ramsay, ty naprawdę mnie rozpieszczasz - mówi Sansa patrząc na mnie z uśmiechem na ustach. Widzę jak Sansa wstaje i idzie w stronę szafy, z której wyciąga moje czarne spodnie, które są na mnie za małe. Sansa zakłada spodnie i buty. Wstaje i podchodzę do niej z jej futrem. Sansa szczelnie owija się futrem i wychodzi z komnaty. Wychodzę
zaraz za nią. Schodzimy po schodach po czym idziemy do Bożego Gaju. Jesteśmy już przy gorących źródłach. Straże są za bramą do gorących źródeł. W centrum znajduje się wielkie gorące źródło. Wokół niego są 10 metrowe kamienne ściany porośnięte zielonym pnączem znajdują się one około 10 metrów od źródła. Na górze również jest kamienna ściana porośnięta zielonym pnączem. Wokół źródła są drewniane ławki. Jestem tu tylko ja i Sansa. Ściągam futro koszulę i buty zostawiam je na jednej z ławek po czym wchodzę do środka źródła. Woda w nim jest naprawdę ciepła. Szukam wzrokiem Sansy, widzę jak stoi po drugiej stronie źródła w wodzie, woda sięga jej do pępka. Idę do niej...

Sansa

Czuję jak Ramsay przytula mnie od tyłu. Czuję również jak jego dłonie zatrzymują się na moich biodrach i wędrują ku górze. Dłonie Ramsaya zatrzymują się na moim biuście. Lekko drżę od jego dotyku. Czuję jak dłonie Ramsaya zsuwają się na mój brzuch. Czuję również, Jak Ramsay zaczyna całować moją szyję. Jednak Ramsay przestaje i staje przede mną. Jest ode mnie odrobinę wyższy. Przybliża się do mnie i czule mnie całuję bładząc dłońmi po moich plecach. Czuję jak dziecko zaczyna się wiercić i kopać. Ramsay nagle przestaje odsuwa się ode mnie zdziwiony i patrzy na mój brzuch
- Czy...
- Od samego rana tak
kopie - mówię patrząc ze złością na mój bardzo wypukły brzuch. Odsuwam się od Ramsaya i siadam na podwodnej skalnej półce. Woda nadal sięga mi do pępka. Widzę jak Ramsay idzie powoli w moją stronę. Siada koło mnie i sadza mnie na swoich kolanach. Widzę jak lustruje mnie wzrokiem.
- Jesteś piękna - mówi Ramsay patrząc mi w oczy. Patrzy w nie z miłością. Powoli przybliżam się do niego i rozpoczynam pocałunek. Ramsay nie pozostaje dłużny i całuje mnie z uczuciem. Czuję jego dłonie na moich plecach, uśmiecham się w czasie pocałunku - Jesteś najpiękniejszą kobietą na świecie. Chociaż niedługo poznamy kobietę równie piękną co ty - Wstaję i próbuje odejść, jednak Ramsay mnie nie
puszcza - Gdy znów będziesz przy nadziei i gdy urodzisz Catelyn - mówi Ramsay uśmiechając się do mnie słodko
- Jak ja mam się na Ciebie gniewać. Ciągle mnie rozpieszczasz - mówię patrząc w jego jasne oczy. Czuję jak jego dłonie przesuwają się po moich biodrach i jak z bioder przechodzą na brzuch
- Jak mam Cię nie rozpieszczać? Jesteś kobietą, którą kocham i nigdy nie przestanę. Oprócz tego jesteś przy nadziei i chce spełniać każdą twoją zachciankę
- Wiesz, bycie przy nadziei ma też swoje minusy - mówię patrząc w jego jasne oczy
- Jakie? - pyta Ramsay patrząc na mnie ze zdziwieniem
- Nie jestem już
szczupła - wyjaśniam ze smutkiem w głosie
- Nadal jesteś dla mnie najpiękniejsza. Odkąd jesteś przy nadziei jesteś radosna, wesoła i uśmiechnięta wyjątkiem jest dzisiejszy dzień - mówi Ramsay głaszcząc mój brzuch. Całuję go lekko w policzek
- Ramsay, ja naprawdę boję się porodu
- Ale czego?
- Boję się... że - zaczynają mi lecieć łzy -... że stracę dziecko
- Nie stracisz dziecka, wierzę w to. Mówiłem Ci, będę przy narodzinach naszych
dzieci - uśmiecham się lekko
- Ile dzieci chciałbyś mieć
Ramsay? - mówię wycierając łzy. Ramsay patrzy przez chwilę na mnie, po czym przenosi swoje spojrzenie na mój brzuch.
- Na pewno chcę mieć córkę i syna - mówi Ramsay patrząc na mnie - A Ty Sanso? - biorę głęboki oddech
- Chciałabym mieć trójkę dzieci
- Czyli, jest szansa, że będziemy mieli drugiego
synka? - zaczynam się śmiać
- Ramsay, póki co nie urodziłam nawet pierwszego syna, a oprócz tego nie wiemy nawet czy przeżyję poród - mówię patrząc Ramsayowi w oczy
- Sanso nie mów tak nawet proszę - mówi Ramsay patrząc na mnie ze smutkiem
- Ramsay, musisz to wiedzieć. Musisz wiedzieć, że być może urodzę dziecko i umrę - mówię patrząc w jego smutne oczy - Ale pamiętaj, jeżeli umrę a dziecko przeżyję musisz być dla niego kochającym ojcem
- Nie umrzesz, nie pozwolę ci na to - mówi Ramsay wtulając głowę w mój brzuch. Zaczynam bawić się jego włosami. Czuję jak Ramsay odsuwa głowę od mojego brzucha - Jak się czujesz Sanso? - pyta patrząc mi w oczy
- Dobrze, oprócz tego, że Bastian mnie obudził i jestem niewyspana i
zdenerwowana - mówię uśmiechając się do Ramsaya. Czuję jak Ramsay odwraca mnie na swoich kolanach. Siedzę teraz na kolanach Ramsaya okrakiem odwrócona w jego stronę. Ramsay przybliża się do mnie i całuje mnie czule w usta, nie pozostaję mu dłużna. Czuję jak Ramsay powoli wstaje podnosząc mnie. Nogami obejmuję go w pasie. Lekko przygryzam górną wargę Ramsaya w odpowiedzi na co Ramsay jeszcze pogłębia pocałunek. Nie przerywając pocałunku Ramsay sadza mnie na skalnej półce i klęka. Zaczyna całować moją szyję, czuję jego dłoń na moim udzie, zaczyna je masować, mruczę zadowolona. Odchyla się lekko od mojego ciała, jego dłonie przesuwają się w stronę mojego brzucha. Ramsay kładzie je po bokach brzucha i całuje go. Ramsay siada koło mnie. Wtulam się w niego.
- Czy jesteś jeszcze zdenerwowana? - słyszę szept Ramsaya. Uśmiecham się
- Powtórzę to ponownie, Ramsay rozpieszczasz nas - mówię całując go w policzek
- "Nas"? - pyta zdziwiony Ramsay. Śmiejąc się biorę jego dłoń i przesuwam ją na mój brzuch
- Mnie i Bastiana. Rozpieszczasz nas - mówię uśmiechając się
- Sanso, myślisz że do kogo będzie podobny?
- Ramsay, a skąd ja mam to wiedzieć? - pytam patrząc na niego ze zdziwieniem
- Nie wiem - mówi Ramsay
- Ramsay, pamiętasz jak rozmawialiśmy o Królewskiej przystani?
- Tak
- Moglibyśmy pojechać tam po narodzinach Bastiana?
- Oczywiście - mówi Ramsay całując moje czoło

Wieczór

Jesteśmy w naszej komnacie. Siedzę opierając się plecami o oparcie. Zamykam oczy i zasypiam...

Kilka godzin później

Bastian znów się wierci.
- Proszę Cię nie teraz - mówię cicho powoli kładąc dłoń na brzuszku. Jednak Bastian ciągle się wierci. Dlaczego to dziecko nie może spać?
- Proszę Cię - szepczę trzymając dłoń na brzuszku. Patrzę na zegar, jednak jest na tyle ciemno, że nic nie widzę. Wstaje i zaczynam chodzić po pokoju. A co jeśli poród zacznie się teraz? Nie to nie może być teraz, dziecko powinno się urodzić za półtora miesiąca. Gładzę lekko swój brzuszek. Słyszę jak Ramsay wstaje i idzie w moją stronę. Przytula mnie od tyłu i opiera się brodą o moje ramię
- Sanso, co się dzieje? - pyta zmartwiony Ramsay
- Dziecko - mówię cicho odchodząc od niego. Przez chwilę panuje cisza, jednak teraz widzę, że Ramsay zapala świecę. Chodzę zmartwiona po pokoju.
- Zaraz wrócę - mówi Ramsay I wychodzi. Nadal niespokojna chodzę po pokoju. Wierci się tak samo jak wczoraj rano. Pewnie jest głodny. Biorę świecę i podchodzę z nią do zegarka. Czwarta rano...
- Naprawdę jesteś teraz
głodny? - pytam kładąc dłoń na brzuszku. Drzwi otwierają się. Do środka wchodzi Ramsay i coś niesie. Stawiam świecę na biurku i czekam aż Ramsay do mnie podejdzie. Ramsay stoi przede mną. W jednej dłoni trzyma szklankę z mlekiem a w drugiej trzyma talerz z owocami leśnymi wśród których leżą ciasteczka cytrynowe. Dziecko wierci się jeszcze bardziej jakby wiedziało co to oznacza. Biorę od Ramsaya szklankę i talerz...

Dwadzieścia minut później

Przed chwilą skończyłam jeść. Dziecko z minuty na minutę wierci się coraz mniej. Wypijam do końca mleko i wycieram usta rękawem koszuli nocnej. Czuję jak Ramsay przysuwa się do mnie.
- I jak? - pyta Ramsay kładąc dłoń na moim brzuszku
- Przestaje się wiercić, był głodny
- O czwartej w nocy ?
- Na mnie nie patrz ja nie mam pojęcia jak on może być głodny o czwartej w nocy - mówię patrząc na swój brzuch. Ziewam przeciągając się
- Idź spać Sanso - mówi Ramsay patrząc mi w oczy. Ramsay wstaje i odkłada szklankę, z talerzem na biurko. Idzie w stronę łóżka. Opiera się plecami o oparcie. Przykrywam się futrem i wtulam się w Ramsaya.
- Dobranoc Ramsay - mówię zamykając oczy i zasypiając...

The Rose of TommenWhere stories live. Discover now