Rozdział XXVII

83 4 2
                                    

                     Sansa
Słyszę, jak Bastian się wierci i popłakuje. Przygotowywuje się aby wstać...
- Ciiiii... Mama śpi. Spokojnie - słyszę głos Ramsaya, słyszę również jak podnosi Bastiana i spaceruje z nim po komnacie. Uśmiecham się do siebie. Ramsay jest naprawdę dobrym ojcem...
                    
                         Ramsay
Ciii - próbuje uspokoić Bastiana. Jednak nic to nie daje. Widzę, jak Sansa uśmiecha się przez sen. Bastian ciągle patrzy w stronę Sansy. Powoli podchodzę z nim  do Sansy. Siadam na łóżku obok niej. Bastian patrzy na Sansę i się uśmiecha...
  
                        Sansa
Powoli otwieram oczy. Ramsay siedzi obok mnie na łóżku trzymając Bastiana. Są tacy podobni... Jednak oczy. Oczy ich różnią. Oczy Ramsaya są o wiele jaśniejsze. Oczy Bastiana również są jasne jednak nie tak bardzo. Bastian ma moje oczy... Siadam wyciągając ręce do Ramsaya. Ramsay od razu podaje mi Bastiana...
     
                     Ramsay
Sansa trzyma Bastiana. Uśmiecha się do niego i czule odgarnia mu włosy z czoła. Całuje go czule w czoło. Wstaje i schodze na dół po owoce leśne dla Sansy. Wchodzę do kuchni, kucharz od razu daje mi miskę z owocami leśnymi. Biorę ją i z usmiechem idę na górę. Wchodzę do komnaty i podaje miske Sansie. Sansa od razu zaczyna zjadać owoce. Widzę, jak Bastian wyciąga borówkę, ogląda ją i rzuca nią we mnie. Owoc trafia w mój policzek. Sansa śmieje się patrząc mi w oczy z radością. Widzę, jak wstaje, pustą miskę kładzie na stole i zaczyna karmić Bastiana śpiewając mu. Ma naprawdę  piękny głos. Powoli idzie w stronę kołyski i odkłada do niej ostrożnie Bastiana przykrywając go białym futrem. Widzę, jak wygląda przez okno i obserwuję Winterfell
- A ze mną się nie przywitasz? - pytam patrząc na nią. Widzę, jak Sansa odwraca się i ze śmiechem idzie w moja stronę. Siada na mnie okrakiem owijając swoje nogi wokół mojego pasa. Przybliża się do mnie i całuje mnie czule w usta, odwzajemniam pocałunek.
- Dzień dobry - szepczę mi do ucha. Całuje ją w policzek. Sansa ze śmiechem wyciera resztkę borówki z mojej twarzy. Uśmiecham się
- Nieodrodny syn mamusi - mówię wzdychajac. Sansa odchyla się ode mnie
- Coś ci sie nie podoba ? - pyta patrząc mi w oczy.
- Nie- mówię uśmiechając się. Sansa odwzajemnia mój uśmiech
- Trzeba zrobić ucztę z okazji narodzin Bastiana Eddarda Boltona - mówi Sansa patrząc mi w oczy
- Zaprosimy twoją rodzinę, rody z Północy i Południa
- Bez Lannisterow - mówi Sansa ze stanowczością
- Bez Lannisterów - mówię całując ją w czoło. Sansa wtula się we mnie - Nie masz się czego bać Sanso, nikt Cię nie skrzywdzi. Nigdy -  wtula się we mnie jeszcze bardziej - Jak się czujesz Sanso?
- Bardzo dobrze - mówi podnosząc głowę i patrząc mi w oczy z usmiechem na ustach. Jest szczęśliwa, na tym mi zależy aby już zawsze była szczęśliwa.
- Sanso, niestety muszę Cię zostawić. Dzisiaj przybywa do nas zbiórka ochotników na mur. Muszę porozmawiać  z pewną osobą - mówię patrząc jej w oczy. Sansa kiwa głową wstajac. Wstaje, całuje ją w czoło i wychodzę. Schodze na dół. Zakładam szare futro i w drodze na zewnatrz jem jabłko. Widzę mężczyznę ubranego na czarno. Jest z nocnej straży. Podchodzi do mnie i podaje mi dłoń
- Lordzie Bolton - W odpowiedzi kiwam głową
- Ilu ich masz Ben?
- Sześćdziesięciu
- Słyszeliście, że Królowa spadła ze schodow?
- Tak, podobno straciła dziecko... - słyszę rozmowę 2 mężczyzn jadących na mur
- Lordzie Bolton? - mówi machajac mi dłonią przed twarzą Ben
- Czy coś się stało Królowej? - Ben bierze głęboki oddech
- Ktoś ją zepchnął ze schodow. Królowej nic się nie stało ale straciła dziecko w wypadku...
- To straszne... - mówię że smutkiem w głosie
- Tak, jednak tacy tchórze nadal są wśród nas. No nic  odebrałem ludzi więc wybacz ale muszę ruszać na mur
- Oczywiście. Do zobaczenia Ben - mówię odchodząc w stronę
zamku. Odwieszam futro na wieszak. Otwieram drzwi do komnaty. Wchodzę do środka. Sansa jest już wtulona we mnie
- Teskniłam - mówi Sansa całując  mnie w policzek
- Nie było mnie zbyt długo
- I tak tesknilam. Ramsay, co się stało? - pyta widząc moje smutne oczy
- Ben doniósł mi wieść z Południa. Margaery miała wypadek, straciła dziecko - Sansa łapię oddech i zakrywa usta dłonią
- To okropne. Biedna Margaery - Sansa idzie w stronę kołyski, staje za nią obejmując ją od tyłu, głowę opieram na jej ramieniu
- Nie wyobrażam sobie stracić Bastiana... to straszne... Ale jak doszło do wypadku?
- Ktos ją zepchnął - mówię patrząc jak Bastian uśmiecha się przez sen. Sansa odwraca się i opiera się o kołyskę.
- Ucztę na cześć Bastiana urządźmy w marcu. Chce zaprosić Margaery i Tommena.
- Ja również tego chce - mówię patrząc jej w oczy. Przytulam Sansę - Sanso muszę ci coś powiedziex
- Tak? - pyta patrząc mi w oczy
- Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkalo - mówię patrząc jej w oczy - zrozumiem jeśli - Sansa zakrywa mi usta dłonią. Przybliża się do mnie i szepczę mi do ucha
- Kocham Cię
- Ja Ciebie też. Kocham Cię - Mówię uśmiechając się. Przytulam Sansę, którą się we mnie wtula - Zawsze będę Cię kochal...

The Rose of TommenUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum