Rozdział XXXVII

109 6 1
                                    

Sansa
Otwieram powoli oczy i się przeciągam. Wstaje i podchodzę do kołyski. Nie ma Bastiana
- Ramsay mnie poprosił abym go uspokoił. Ma spotkanie - odwracam się w stronę głosu. Jon siedzi uśmiechnięty na fotelu. Zaraz... spotkanie?
- Jon, która jest godzina?
- Trzynasta trzydzieści
- Ile uspokajałeś mojego synka?
- Wstał chyba po dziesiątej i zajmował się nim Ramsay, ja siedzę z nim od około godziny
- Jon, przepraszam Cię, nie wiem dlaczego ja tak długo...
- Ramsay mówił, że zdarza ci się długo spać - tym razem krzesło będzie na niego czekać...

Gendry
- Dlaczego nie wjeżdżamy do Winterfell?
- Spokojnie, poczekajmy jeszcze trochę- odpowiada Littlefinger zsiadając z konia
- A co jeśli nam coś zrobią?
- Nie masz o co się martwić- odpowiada Littlefinger - Znam Lorda Winterfell...

Ramsay
- Uroczystość rozpocznie się o godzinie dwunastej. Na początku udamy się do Bożego Gaju a dokładniej do czardrzewa gdzie jako dziedzic Winterfell otrzyma imię. Następnie udamy się do sali jadalnej aby rozpocząć uczty. Proponuję w międzyczasie urządzić potyczki oraz pojedynki
- Oczywiście, jednak gdzie urządzimy potyczki?
- Proponuję obok Winferfell mój Lordzie
- Wspaniały pomysł, dziękuję za zgromadzenie- mówię i idę do komnaty. Otwieram po cichu drzwi i od razu w moją twarz uderza z impentem poduszka
- "Ramsay mówił, że zdarza Ci się długo spać"? - słyszę i widzę wściekłą Sansę
- Ale kochana...
- Śpiąca i leniwa - mówi odwracając sie tyłem
- Sanso... - mówię podchodząc do niej i przytulając ją od tyłu
- Nie - mówi stanowczo. Biorę głęboki oddech i podchodze do niej od przodu. Podnoszę ją i przerzucam sobie przez ramię. Sansa ciągle uderza swoimi pięściami o moje plecy. Kładę ją na łóżku. Sansa juz wie co chce zrobić
- Spróbuj a pożałujesz - jednak teraz robię cos czego się nie spodziewa. Całuję ją czule w usta. Sansa odwzajemnia pocałunek wtulajac się we mnie
- Jako twoja wredna leniwa żona nadal się gniewam
- Jesteś Słodka jak sie gniewasz - mówię a Sansa wstaje ze śmiechem- Jeszcze nie poznałeś mnie od tej strony - mówi uśmiechając się

Littlefinger
- Gendry, czas ruszać - mówię wsiadajac na konia. Jedziemy w stronę Winferfell.
- Jesteś pewien, że to sie dobrze skończy?
- Spokojnie kowalu, ja spłace dług a ty otrzymasz bezpieczną pracę i dom

Sansa
- Mój Lordzie - Ramsay od razu idzie w stronę drzwi, przez chwilę rozmawia o czymś ze strażnikiem
- Sanso, muszę iść- mówi zakladajac futro i wychodząc...

Ramsay
Pukam do komnaty Jona, drzwi otwierają sie niemalże natychmiastowo
- Co sie stało?
- Chodź ze mną na dziedziniec Winferfell. Potrzebuje Twojego wsparcia. Przyjechał gość
- Kto? - pyta Jon zakładając futro
- Littlefinger...

Gendry
Wychodzą do nas dwaj mężczyźni. Jeden jest ubrany cały na czarno, Drugi ma pod futrem czerwoną koszulę
- Witaj Lordzie Bolton- mówi Littlefinger do mężczyzny w czerwonej koszuli
- Co Cię tu sprowadza?
- Przyjechałem tu aby wręczyć dar. Słyszałeś na pewno, mój drogi Lordzie o niesamowitym kowalu, który gdy uderza stal, ta zaczyna śpiewać?
- Owszem - odpowiada Lord Bolton patrząc to na Littlefingera to na mnie
- Chciałbym Ci wręczyć tego kowala oto on, Gendry- mówi pokazując na mnie. Lord Bolton i mężczyzna stojący obok niego zaczynają mi sie przypatrywać.
- Co będziesz miał z wręczenia nam tego kowal, co ci to da? - mów drugi z mężczyzn
- Powiedzmy, że mieszka tu osoba, do której mam słabość

Sansa
Wyglądam przez okno komnaty. Nie wierzę własnym oczom.... Littlefinger?!
- Xenno! - krzyczę za służką
- Tak moja Pani?
- Zaopiekuj sie moim synem- mówię zakładając futro i wychodząc. Jako iz wcześniej się uczesałam i przebrałam w granatową suknie...

The Rose of TommenNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ