Rozdział XXXV

114 5 3
                                    

                        Ramsay

- Ramsay... -słyszę szept Sansy - Ramsay... wstawaj - powoli otwieram oczy. Jest jeszcze ciemno
- Sanso, co się stało? - pytam otwierając oczy
- Chcę łososia - odpowiada Sansa. Przez dłuższą chwilę się zastanawiam nad tym czy ją dobrze zrozumiałem
- Łososia? - pytam zdziwiony
- Tak - wstaje powoli i zapalam  świecę, z którą podchodzę do zegara. Jest druga w nocy...
- Sanso, jest druga w nocy
- Ale Ramsay...
- Sanso... mam iść o drugiej w nocy po łososia?
- Nie to nie - mówi i odwraca się do mnie tyłem. Świece stawiam na stole i podchodzę do łóżka.
- Sanso... - mówię siadając na łóżku. Jedną dłoń kładę na jej biodrze
- Łapy przy sobie - mówi strącając moją dłoń i  odsuwając się jeszcze dalej. Biorę głęboki oddech. Wstaje i przebieram się w czerwoną koszulę czarne spodnie. Zakładam również czarne buty i schodzę  na dół. Wchodzę do kuchni.
- Kucharzu - z krzesła wstaje i podchodzi do mnie zaspany kucharz
- Tak Lordzie Bolton?
- Przygotuj łososia - kucharz patrzy na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy
- Łososia? Dlaczego o drugi...
- Łososia, szybko... z owocami leśnymi - mówię i czekam...

     Dwadzieścia minut później

Talerz z łososiem niosę na górę. Powoli otwieram drzwi od komnaty i wchodzę do środka. Sansa leży na środku łóżka i płacze. Talerz z łososiem stawiam na biurku. Od razu podbiegam  do łóżka i siadam obok Sansy
- Co się dzieje? Sanso - Sansa patrzy na mnie, jednak wciąż lecą jej łzy. Zamyka oczy i próbuje się uspokoić
- Nie twoja sprawa - mówi krzywiąc się z bólu.
- Jak to nie moja sprawa? - Sansa  bierze szczotkę, którą ma pod ręką i rzuca nią we mnie
- Nie twoja sprawa - mówi a łzy lecą jej jeszcze bardziej. Dłoń kładę na policzku, w który uderzyła szczotka. Wstaje i wychodzę. Schodzę na dół i zakładam futro. Jest tylko jedno miejsce, do ktorego mogę pójść...

                       Sansa

Płacząc przytulam poduszkę. On tego nie zrozumie. Jako mezczyzna nigdy tego nie przeżył i nie przeżyje. Wstaje powoli i się przebieram w granatową suknie. Włosy rozczesuje i robię sobie warkocza. Siadam do biurka i zjadam łososia. Bastian płacze. Podchodzę do kołyski wyciągam go z niej i zaczynam go karmić 

                     Ramsay

- Dormi ja nie mam pojęcia o co może chodzić
- Aż tak źle? - pyta nalewając mi gorącej wody do szklanki
- Bez kija nie podchodz tak to mogę określić - mówię biorąc od niego szklankę - Obudziła mnie o drugiej w nocy, ponieważ chciała łososia. Więc zszedłem do kuchni, poczekałem na łososia i zanioslem go jej na górę. Wszedłem do komnaty a ona leżała na łóżku i płakała. Zapytałem co się stało a ona odpowiedziała "Nie twoja sprawa" kocham ją ponad życie, ale czasem jej nie rozumiem - mowie i biorę łyk wody. Dormi zastanawia się przez chwilę
- Nie mam pojęcia o co może chodzić Lady Stark...

                        Jon

Moja podróż trochę już trwa. Zatrzymuje się na postój w karczmie. Konia przywiązuje do drzewa i wchodze do karczmy. Siadam przy barze, od razu przychodzi do mnie kelner
- Dzień dobry co mogę podać?
- Macie może coś słodkiego?
- Tak. Ciasteczka cytrynowe sprzedają się najlepiej - Sansa uwielbiala ciasteczka cytrynowe...
- Daj mi jedno na sprobowanie - kelner idzie do kuchni i po chwili przynosi mi ciastko. Zjadam je. Jest bardzo dobre...

                        Sansa

- Lady Xenno - wołam za służką, która chce wyjść z talerzem po moim śniadaniu z komnaty
- Tak Moja Pani? - pyta odwracając się
- Odnies talerz. Następnie wróć tu i zaopiekuj się Bastianem
- Oczywiście - mówi i wychodzi z talerzem. Staje nad kołyską. Bastian wyciąga rękę do mojej dłoni. Łapie ją i zaciska na niej swoje palce. Uśmiecham się. Jest naprawdę wspaniałym dzieckiem. Tak trudno mi go zostawić...
     
                         Ramsay

The Rose of TommenWhere stories live. Discover now