Rozdział LXII

Zacznij od początku
                                    

Gad spojrzał na mnie zaskoczony, lecz po chwili zrobił coś, czego się ne spodziewałem. Pochylił przede mną głowę, a z jego ciała buchnęła gorąca para i światło, które na chwile mnie oślepiło.
Na miejscu gdzie niedawno jeszcze stała wielka bestia, teraz znajdował się czarnowłosy, lekko posiwiały już mężczyzna w czarnej koszuli i brązowych, skórzanych spodniach oraz butach za kolano. Mężczyzna klęczał przede mną i pochylał głowę, ukrywając tym samym swą twarz.
- Witaj, mój Panie.-głos, który pochodził od faceta był takim samym głębokim głosem, którym przemawiało smoczysko.
- Wstań.- nakazałem, a on od razu, bez szemrania wykonał moje polecenie.
Teraz dobrze mogłem zobaczyć twarz mego rozmówcy. Smok okazał się mieć dość przystojną, trzydziestoparoletnią twarz z prawie niewidocznym zarostem. Przez jego prawe oko przechodziła brzydka blizna, a w lewym uchu spoczywał złoty kolczyk. Fioletowe oczy zdawały się błyszczeć jak najprawdziwsze ametysty.
- Czemu mówisz na mnie ,,Panie" i jak masz na imię?
- Jesteś synem prawdziwego władcy Umbry oraz miecz cię zaakceptował, to chyba jasne, że jesteś moim Panem, a co do imienia...Jestem Isabaal.-odpowiedział gardłowo.
Teraz doznałem szoku i nie bacząc na złamane żebra i lekki problem w oddychamiu, krzyknąłem.
- Isabaal?! Ty jesteś tym dowódcą rebeliantów spod Itir! Jesteś przyjacielem Mayalla i Vidarem!
Facet spojrzał na mnie osłupiały i trochę zawiesił się, jakby zastanawiając się, czy aby na pewno może mi przytaknąć, czy raczej nie ujawniać swojej tożsamości.
- Tak. To ja.-odpowiedział na szczęście zgodnie z prawdą. - Rozumiem, że znasz historię wioski za tobą, ale skąd Książe znasz Mayalla i wiesz o moim darze?
Już brałem wdech by odpowiedzieć, ale Peris mi się wtrącił.
- To bardzo proste.-stwierdził.- Mayall nam powiedział.
Wszyscy spojrzeli na nas jak na umysłowo chorych.
No tak, oni nie wiedzą, he.
- To prawda. Pamiętacie jak mówiłem wam o ataku orków?- zwróciłem się do moich przyjaciół. Wszyscy zgodnie skinęli mi głowami.- Przez to, że zostałem ranny, Peris dotaszczył mnie do najbliższego medyka, którym okazał się Mayall. To on mi dał maść, o której wiesz, Adillenie i zdradził mi imiona pozostałych przy życiu Vidarów.
- Dlaczego to zrobił?! Miał nikomu nie zdradzać tej informacji! Nie ważne kim ta osoba by była. Jeśli ktoś nieodpowiedni zdobył te informacje.- fioletowooki prawie wywarczał te dwa zdania i spojrzał na nas.
- Bo jestem jednym z was.-odpowiedziałem, nic sobie nie robiąc ze zdenerwowania, ba czystej furii smoka.
- Nie wierzę.-czarnowłosy pokręcił głową.- Od wielu lat, dwustu lat, nie narodził się nowy Vidar.

Spojrzałem prosto w oczy mężczyzny i bez najmniejszego problemu wdarłem się moją duszą do jego ciała, poszukując koloru jego profesji. Ale natrafiłem na pewne trudności. Przede mną piętrzył się wysoki mur. Solidniejszy od tego, który jest w głowie Kiriala.
Ddybym nie był uparty, zostawiłbym to, ale jak już stwierdziłem....
Mój umysł skakał wokół niecho szukają najmniejszej wczeliny ,przez którą mógłbym się przecisnąć. Dopiero po prawie minucie znalazłem maleńką dziurkę. Maciupeńką.
Wystarczy.
A bynajmniej powinno.
Przedarłem się przez nią z małym trudem i oślepiło mnie białe światło. Szybko wycofałem się z jego umysłu i spojrzałem na niego zszokowany.
- Jesteś białym magiem!- wykrzyknąłem.
Mężczyzna uniósł końciki ust w prawie niewidocznym uśmiechu i pokręcił głową.
- A więc to prawda.- zaśmiał się chrapliwie.- I jeszcze przedarłeś się przez mój mur!
- Wszystko fajnie, pięknie i w ogóle, ale Isil ma tak jakby...połamane żebra.-zasugerował wampir, pokozując mój brzuch.
Były dowódca armii na jego słowa wydał się jakby przestraszony, a w jego oczach dostrzegłem skruchę i poczucie winy.
- Wybacz mi ,Książe.
- Teraz bardziej od przeprosin potrzebna jest mu pomoc.-ochrzanił go odziwio Adillen, patrząc na niego pewnie.
Mały druid karcący smoka i na dodatek weterana wojennego.
Czy tylko mnie to śmieszy?
- Racja!-zaskoczył i natychmiast z powrotem powrócił do swojej smoczej formy.

Spojrzał na naszą grupkę bardzo uważnie. Jakby się nad czymś bardzo mocno zastanawiał. Jego pysk mimo nie bycia ludzkim, miał dość bogatą mimikę.
- Na raz dam radę unieść tylko trzy osoby. Zastnówcie się między sobą jak lecicie, dobrze?- zwrócił się do nas, kiwając wielkim łbem. - Będę musiał zrobić trzy kursy, jeśli mam zabrać jeszcze tą chimerę i wilka.- odezwał się tym razem, ale już do siebie.
- To co?-spojrzałem po wszystkich.
- Na pewno na początku polecisz ty z Kirialem.- stwierdził Silver nieznoszącym sprzeciwu głosem. -Ty nie jesteś w dobrym stanie, a on o mało nie umarł niedawno. Niech z wami leci jeszcze Adillen. Zajmie się wami, gdziekolwiek Isabaal chce nas wywieźć.
Najpewniej do tej jaskini, którą widziałem.
- Dobra. Ustalone.-drow spojrzał na wielkiego gada, a ten podszedł do nas bardzo blisko. Położył się i uniósł łapę, robiąc nam jakby schodek.

Kiwnąłem głową Kirialowi, aby ten wszedł pierwszy. Chłopak zrobił zbolałą minę i ruszył w stronę ogromnego gada. Niepewnie postawił nogę na przedniej kończynie latającego stwora i podciągnął się, łapiąc jedną z mocnych łusek. Umościł się wygodniej na grzbiecie i przywołał nas ręką.
Wraz z Adillenem podążyliśmy za jego przykładem wskakując szybko i sprwanie ( no ja może troche mniej) na Isaballa, który po wszystkim podniósł się z ziemi i wzbił energicznie w powietrze. Wielkie skrzydła wydawały spory szum przy ruchu, a na samym smoku nieźle trzęsło przy gwałtowniejszych ruchach. Było całkowicie inaczej niż lot na własnych skrzydłach. Mogłem wtedy dostosować szybkość, swoje ruchy, ostrość skrętów...a tutaj byłem zdany na w sumie nieznajomego mi smoka.
Uniosłem głowę do góry, a moje włosy pod wpływem wiatru spłynęły mi na plecy. Chmury nad nami stawały się coraz ciemniejsze, a wiatr zaczął się wzmagać. Powietrze stało się mimo podmuchu ciężkie i duszące.
Burza zbliża się pełną parą.

Tak jak podejrzewałem, po niedługim czasie wylądowaliśmy na półce skalnej przed jaskinią z której wcześniej świeciło się światło. Powoli
każde z nas miało zeskoczyć z Isabaala. Jak przyszła moja kolej, to prawie zgiąłem się w pół, gdy moje stopy zetknęły się z twardą skałą.
- Isil!-wystraszony krzyk Adillena rozszedł się echem po okolicy, a chłopak podbiegł do mnie.
-Wszystko dobrze.-odpowiedziałem i wyprostowałem się.
- Idźcie do środka.- smok wskazał łbem wnętrze jaskini.-Tam gdy już wszystkich przyniosę, zajmiemy się księciem i tym młodym demonem, bo zbladł trochę.
Obejrzałem się na Kiriala, którego buzia miała naprawdę jaśniejszy kolor niż zazwyczaj.
Zielonowłosy skiną głową w stronę bestii, która wzbiła się ponownie w powietrze i poleciała w las.
- Chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę...no cóż, jakby nie patrzeć smoczej pieczary.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz