Rozdział 14

1.2K 152 14
                                    


Zimne powietrze szczypało go w nos i policzki, ale on i tak uparcie stał na mrozie, oparty o zniszczoną ścianę, tylko czasami nerwowo podtupując skostniałymi stopami. Zmęczonym wzrokiem wpatrywał się w wypływające z jego ust obłoki pary i mijające go sylwetki przechodniów. Ciężki, ciemny płaszcz z kapturem ukrywał jego tożsamość, a wystający lekko zza niego niewielki sztylet jasno wskazywał, że lepiej się do niego nie zbliżać. Zniecierpliwiony nieobecnością klientki nerwowo podrapał się po owiniętym bandażem lewym nadgarstku. Że też minęło już siedem lat. Gdy wpadła na niego jakąś rozchichotana, różowowłosa dziewczyna jedynie mocniej naciągnął kaptur i warcząc jakieś niemiłe słowa po prostu się odwrócił. Klientka w końcu pojawiła się z trzydziestoośmio minutowym spóźnieniem. Była to miło wyglądającą staruszka z wesołym uśmiechem w stroju kapłanki, która od razu zaciągnęła go w ciemną uliczkę. Naruto lekko zmarszczył brwi, nieczęsto można jakąś spotkać w Konoha. A w szczególności nie w towarzystwie złodzieja i przemytnika. 

— To ty jesteś tym miłym młodzieńcem, który ma odebrać przesyłkę tak? — otrzymując lekkie kiwnięcie głową, zadowolona sięgnęła do torby by wyciągnąć mieszek z odliczoną kwotą. Chłopak prędko podliczył wręczone pieniądze, zmarszczył nos i dodał;

— Spóźnienie.

— Słucham? — spytała lekko zmieszana.

— Spóźnienie. Mój czas kosztuje — wyciągnął w jej stronę rękę w wyczekującym geście.

— Ach, tak. Oczywiście — staruszka wyciągnęła jeszcze kilka monet, a otrzymując usatysfakcjonowane kiwnięcie głową ponownie się uśmiechnęła i sięgnęła do torby tym razem wyciągając z niej drewnianą szkatułkę. Otwarła wieczko i z namaszczeniem wyciągnęła z niego lekko zardzewiałą obręcz.

— Niestety umowa uległa zmianie — uśmiechnęła się jeszcze szerzej, wpychając w jego ręce trzymany kawałek starego metalu. Gdy ten dotknął lekko jego skóry stopił się i zaczął pełzać w górę jego prawego ramienia. Szybko odsłonił rękę z zamiarem strzepania podejrzanego obiektu, ale było już za późno. Teraz już błyszcząca, srebrna bransoleta ściśle przylegała do jego ramienia a każda próba jej ściągnięcia kończyła się niepowodzeniem.

— Coś ty mi zrobiła?! — zdenerwowany celował palcem w kapłankę, której oczy zalśniły zachwytem i nieukrywaną dziecięcą euforią. Wzięła głęboki wdech i odezwała się już nie swoim głosem;

Fałszywy władca na tronie zasiądzie;

Oszuka wszystkich na czarnym sądzie;

Ale nie król się sam koronuje;

Lecz przeznaczenie królem mianuje;

Jarzmo wybierze własnego pana;

Tego, którego dusza skalana;

I gdy prawdziwy władca powstanie;

Oszust skazany będzie na wygnanie.

Blondyn stał jak sparaliżowany, nie wiedząc nawet kiedy staruszka zdążyła uciec. Szybko zapiął ponownie płaszcz, czując coraz większy mróz i odszedł z miejsca zdarzenia, wyklinając na szajbnięte stare kapłanki z zamiarem ogrzania się w "Tańczącej Miotle". Spojrzał krzywo na miejsce gdzie pod okryciem powinna znajdować się obręcz i krzywiąc się co najmniej nieelegancko zdecydował, że ściągnie ją później.

################################
Ludzie, mam betę! Za rozdział proszę dziękować szanownej Taosia, która zgodziła się mi pomagać ;).

Złodziej (Naruto)Where stories live. Discover now