Rozdział 10

1.6K 191 43
                                    

Obudził się w swojej kajucie, na materacu, przykryty granatowym kocem. Okropnie bolała go głowa, więc spędził chwilę obserwując kołyszącą się świeczkę przy suficie powieszoną na lekko zardzewiałym łańcuchu, próbując uspokoić dudnienie w czaszce. Przetarł oczy i ciężko wstał podchodząc do drzwi, sięgnął do klamki i lekko za nią pociągnął. Zmarszczył brwi napotykając opór, i szeroko otwierając oczy zdał sobie sprawę, że jest zamknięty na klucz. Zdziwiony i zaniepokojony z powrotem usiadł na macie podkulając nogi pod brodę. Nie mając wielkiego wyboru, postanowił poczekać, aż ktoś do niego zajrzy.

***

Nudząc się niemiłosiernie wystukiwał na kolanie tylko sobie znaną melodię cicho nucąc, spoglądał w niewielkie okienko i obserwował poruszające się monotonnie chmury. Nie wiedział ile minęło od sztormu, ale po burzy nie było śladu. Słysząc zgrzytanie klucza prędko skoczył na nogi nerwowo przestępując z jednej na drugą.
-Och, już się obudziłeś?-znajomy rudzielec posłał mu lekki, wymuszony uśmiech-Tu masz jedzenie, za parę godzin będziemy na miejscu i się pożegnamy.-postawił na stoliku tackę, i od razu zaczął się wycofywać z powrotem na zewnątrz.
-Czy...coś się stało?-spytał cicho, marszcząc brwi.-Coś zrobiłem?-mężczyzna zacisnął szczęki, ale się zatrzymał.
-Podczas sztormu wypadłeś za burtę.-chłopiec potwierdził kiwając głową.-i...niekoniecznie wyszedłeś z tego cało. Miałeś parę stłuczeń, złamane dwa żebra, i uraz głowy, w porę cię wyłowiliśmy, ale twoje rany..-spojrzał na niego niepewnie. Naruto doskonale znał to spojrzenie, chwilę zajęło mu przypomnienie sobie, że tak patrzyli na niego mieszkańcy Konohy. Bał się go. Bał się CZYM był.-one zniknęły. Na naszych oczach. W jednej chwili.

***

Po kilku godzinach podróży przybili do brzegu dość sporego, malowniczego portowego miasteczka. W jednej chwili stał na pokładzie czekając aż zacumują, a w następnej był ciągnięty za związane ręce przez gigantycznego faceta z masą blizn. Ostatnią rzeczą jaką pamiętał z niezbyt wylewnego pożegnania z załogą, był robiony przez kapitana znak chroniący przed czarnymi mocami i unikający go wzrok rudzielca. Pokonawszy kilka ciemnych i wąskich uliczek, znaleźli się na tłocznej polanie z masą wozów z kolorowymi plandekami i kilkoma ogniskami. Został zaciągnięty do stojącego w centrum czerwono-złotego namiotu, gdzie na fioletowym, falbaniastym fotelu siedział brunet w średnim wieku, o ciepłych czekoladowych oczach, w widocznie drogich szatach. Z nieskazitelnie przezroczystego, kryształowego kieliszka sączył czerwony płyn, podrygując do granej na mandoli skocznej melodii.
-Szefie.-bliznowaty niezadelikatnie popchnął blondyna na środek bordowego dywanu, z ciekawym wzorem, na który upadł.-Nowy towar.
-Co to takiego?-Brązowooki krytycznie go zlustrował, czasami lekko się krzywiąc lub kiwając głową.
-Konoszanin. Młody, zdrowy. Powinien pójść za niezłą sumkę.
-Na pewno z Liścia?-Machnął ręką a mięśniak pochwycił chłopca za kołnierz przybliżając do jego siedzenia.-Ma blond włosy.-sięgnął do jego głowy na co Uzumaki zaczął się szaleńczo wyrywać za co go mocno szarpnął.-trochę dziki, ale to już nie nasz problem. Daj go do 6-15.

***

Jak się potem dowiedział 6-15 to przedział wiekowy, według którego umieszczano ludzi do różnych wozów. Trafił do najmłodszej grupy. Wóz był podzielony na sześć klatek, w każdej było po około pięć osób. Od współwięźniów dowiedział się, że za cztery dni będzie prowadzona giełda, na której prawdopodobnie większość z nich zostanie sprzedana. Opowiadali, że tutejsze państwo jest podzielone na lenna, a każdym z nich włada inny klan, przez co prowadzonych było wiele wojen domowych. Bardzo dużo niewolników jest wykupywanych do prywatnych armii klanowych, musząc ginąć w bezsensownej walce.

***

W dzień giełdy, wszyscy smętnie oczekiwali nieuniknionego. Nikt nie śmiał głośno narzekać czy uskarżać się na swój los, jednak wszyscy posyłali sobie wzajemnie pokrzepiające spojrzenia. Naruto się bał. Ba, on był przerażony! Z dnia na dzień stał się przedmiotem, ktoś go sprzeda, ktoś kupi, a on nie ma żadnego wyboru. Siedział zamknięty w metalowej klatce, obok przechadzali się ludzie oceniający ich wartość biorąc pod uwagę wygląd, wiek oraz wykształcenie i parę innych szczegółów. Prychnął widząc kłótnię jakiegoś klienta oraz wcześniej poznanego właściciela całej maskarady, ale zaraz drgnął nerwowo czując na sobie czyjś przeszywający wzrok. Odwrócił głowę w stronę wyjścia i zmarszczył brwi nerwowo wykręcając spocone palce u rąk. Spoglądała na niego pełna satysfakcji para zielonych oczu widoczna z pod szerokiego kaptura ciemnej peleryny.

################################
Mam nadzieję, że jest OK...no.

Złodziej (Naruto)Where stories live. Discover now