Rozdział 12

1.3K 188 35
                                    

Płacz i krzyki. Właśnie takie dźwięki towarzyszyły chłopcu w ostatnim czasie. On sam był coraz słabszy, schudł, jego cera nabrała ziemistego koloru, a lekko zmętniały wzrok pusto wpatrywał się w metalowe drzwi. Zsiniałe palce w nerwowym tiku drapały podłokietniki łamiąc paznokcie, a bose stopy nieznośnie drętwiały. Niekiedy przygryzał spierzchnięte wargi spijając słodką krew.

Nie wiedział ile już czasu spędził w zamknięciu, ale z każdą minutą pomieszczenie wydawało się coraz mniejsze. Co jakiś czas zabierali go zakutego w kajdany, które podrażniały rany po igłach, i razem z piętnastką innych ludzi, których co jakiś czas ubywało, zaprowadzali do pokoju wyłożonego zgniłozielonymi kafelkami gdzie wylewanio na nich strumienie zimnej wody. Później przykrywali kocami i kładli na podarte materace, gdzie mogli choć na chwilę zaznać spokojnego snu, a po kilku godzinach z powrotem zamykali w komórkach.

Z tego co dowiedział się od gadatliwego doktorka wysysali ich chakrę, by za jej pomocą zdobyć broń mogącą pomóc w przejęciu lenn wyższych rangą możnych.

Zaskrzypiało a w otwartych drzwiach komórki pojawiła się dobrze znana postać w kitlu. Starzec głośno wciągnął powietrze ze świstem wpatrując się z szeroko otwartymi oczami na przemian w pojemnik przy krześle i drobną osóbkę na nim. Zafascynowany podszedł do bulgoczącej czarnej masy zawzięcie notując coś w grubym notesie, który lata świetności miał już dawno za sobą.
- Niesamowite! - powtarzał co jakiś czas sprawdzając parametry - Fascynujące! Trzeba to jak najszybciej zbadać! - ignorując więźnia wybiegł, by po chwili wrócić z probówką, w towarzystwie właściciela posiadłości.
- Co jest tak pilne, że musiałem tu przychodzić - przybyły zniesmaczony zmarszczył brwi.
- Szefie! Niech szef spojrzy! Ten dzieciak nie jest zwyczajny, posiada niezwykłą chakrę! - mówiąc to doktorek podbiegł do osmolonego pojemnika stojącego przy krześle i spróbował nabrać trochę ,,cieczy" do przyniesionego wcześniej naczynia. Nagle tafla zaczęła bulgotać i przemieniła się w rozwarty pysk lisa, który popędził w stronę jego ręki, którą momentalnie zabrał odskakując i pocierając zaczerwienioną dłoń.
- To jest niebezpieczne! - wykrzyknął mężczyzna widząc całe zajście.
- Nie! Możemy uzyskać ogromną moc, musimy tylko odpowiednio ją zagospodarować! Jeszcze nikt nie wytrzymał tak długo w tak dobrym stanie, to nasza szansa!

Naruto jęknął starając się przyciągnąć pod brodę przywiązane nogi. Nagła reakcja chakry wywołała ogromny ból brzucha, a w jego głowie do tej pory rozbrzmiewał głośny warkot. Krztusił się własną krwią słuchając kłótni mężczyzn, którzy debatowali nad jego dalszym losem. Możny widział w nim zagrożenie, które trzeba natychmiastowo usunąć, a doktorek chciał go od tego odwieźć.

USUNĄĆ. ZNISZCZYĆ. ZABIĆ.

Usłyszał głośny huk, zdziwione sapnięcie doktorka i stracił przytomność.

Obudził się z bolącą i pustą głową. Niepewnie usiadł, czego zaraz pożałował gdy jego ciałem wstrząsnęły torsje. Jego żołądek pozbył się jedynie okropnej żółci zmieszanej z krwią.
- Naru? - ktoś do niego prędko podbiegł gładząc po drżących plecach, szepcząc jakieś uspokajające słówka. W zasięgu jego rąk pojawiło się naczynie z wodą, które po chwili pochwycił pozbywając się okropnego smaku. Spojrzał na właściciela ręki i lekko zmarszczył brwi widząc czarnowłosego mężczyznę ze zmartwioną miną.
- Naru, to ja Nezumi. Już nic ci nie zrobią. Pamiętasz mnie? - złapał go za twarz odgarniając z oczu kosmyki brudnych włosów, lekko się wzdrygnął i przejechał kciukiem pod lewym okiem.
- Ne-zu-miś? - szepnął ledwie dosłyszalnie chłopiec.
- Tak, to ja. Zabiorę cię do domu. Już nic ci nie grozi - przyciągnął go do siebie okrężnymi ruchami gładząc po plecach z wystającymi łopatkami. Naruto siedział w bezruchu nie wiedząc co zrobić, ale po chwili wtulił się w czarny płaszcz. Płaszcz o zapachu trawy, tytoniu i dymu przez który z jego oczu poleciały łzy.
- Nezumiś! - wykrzyknął płaczliwie krztusząc się słonymi łzami.

Po niedługim czasie ponownie stracił przytomność, a gdy otworzył oczy znajdowali się w połowie drogi do Konohy. Towarzyszył im Tsuru i Oumu, który niepewnie spoglądał w stronę chłopca poniekąd obwiniając się za całą sytuację. Gdyby tylko lepiej go pilnował nic by się nie stało. Naruto był chorobliwie chudy i blady, jego nadgarstki były owinięte bandażami zasłaniając swędzące strupy po igłach, włosy matowe i przydługie, wpadały do oczu. Właśnie oczy. Cieni spowodowanych niewyspaniem można było się łatwo pozbyć, ale tym co zaniepokoiło mężczyzn był kolor lewej tęczówki. Czerwona jak krew. Ostra, nieprzenikniona, kontrastująca z łagodnym błękitem drugiego.  Nie byli pewni powodu, ale mimowolnie nasuwała się niepokojąca myśl. Doskonale wiedzieli, że gdzieś tam unieruchomiony w ciele dziewięciolatka istnieje demon zdolny zniszczyć sporą część wioski zaledwie jednym atakiem. I teraz wpływ Kyuubiego na Uzumakiego był widoczny jak nigdy indziej. I to przerażało.

Złodziej (Naruto)Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora