Płacz i krzyki. Właśnie takie dźwięki towarzyszyły chłopcu w ostatnim czasie. On sam był coraz słabszy, schudł, jego cera nabrała ziemistego koloru, a lekko zmętniały wzrok pusto wpatrywał się w metalowe drzwi. Zsiniałe palce w nerwowym tiku drapały podłokietniki łamiąc paznokcie, a bose stopy nieznośnie drętwiały. Niekiedy przygryzał spierzchnięte wargi spijając słodką krew.
Nie wiedział ile już czasu spędził w zamknięciu, ale z każdą minutą pomieszczenie wydawało się coraz mniejsze. Co jakiś czas zabierali go zakutego w kajdany, które podrażniały rany po igłach, i razem z piętnastką innych ludzi, których co jakiś czas ubywało, zaprowadzali do pokoju wyłożonego zgniłozielonymi kafelkami gdzie wylewanio na nich strumienie zimnej wody. Później przykrywali kocami i kładli na podarte materace, gdzie mogli choć na chwilę zaznać spokojnego snu, a po kilku godzinach z powrotem zamykali w komórkach.
Z tego co dowiedział się od gadatliwego doktorka wysysali ich chakrę, by za jej pomocą zdobyć broń mogącą pomóc w przejęciu lenn wyższych rangą możnych.
Zaskrzypiało a w otwartych drzwiach komórki pojawiła się dobrze znana postać w kitlu. Starzec głośno wciągnął powietrze ze świstem wpatrując się z szeroko otwartymi oczami na przemian w pojemnik przy krześle i drobną osóbkę na nim. Zafascynowany podszedł do bulgoczącej czarnej masy zawzięcie notując coś w grubym notesie, który lata świetności miał już dawno za sobą.
- Niesamowite! - powtarzał co jakiś czas sprawdzając parametry - Fascynujące! Trzeba to jak najszybciej zbadać! - ignorując więźnia wybiegł, by po chwili wrócić z probówką, w towarzystwie właściciela posiadłości.
- Co jest tak pilne, że musiałem tu przychodzić - przybyły zniesmaczony zmarszczył brwi.
- Szefie! Niech szef spojrzy! Ten dzieciak nie jest zwyczajny, posiada niezwykłą chakrę! - mówiąc to doktorek podbiegł do osmolonego pojemnika stojącego przy krześle i spróbował nabrać trochę ,,cieczy" do przyniesionego wcześniej naczynia. Nagle tafla zaczęła bulgotać i przemieniła się w rozwarty pysk lisa, który popędził w stronę jego ręki, którą momentalnie zabrał odskakując i pocierając zaczerwienioną dłoń.
- To jest niebezpieczne! - wykrzyknął mężczyzna widząc całe zajście.
- Nie! Możemy uzyskać ogromną moc, musimy tylko odpowiednio ją zagospodarować! Jeszcze nikt nie wytrzymał tak długo w tak dobrym stanie, to nasza szansa!Naruto jęknął starając się przyciągnąć pod brodę przywiązane nogi. Nagła reakcja chakry wywołała ogromny ból brzucha, a w jego głowie do tej pory rozbrzmiewał głośny warkot. Krztusił się własną krwią słuchając kłótni mężczyzn, którzy debatowali nad jego dalszym losem. Możny widział w nim zagrożenie, które trzeba natychmiastowo usunąć, a doktorek chciał go od tego odwieźć.
USUNĄĆ. ZNISZCZYĆ. ZABIĆ.
Usłyszał głośny huk, zdziwione sapnięcie doktorka i stracił przytomność.
Obudził się z bolącą i pustą głową. Niepewnie usiadł, czego zaraz pożałował gdy jego ciałem wstrząsnęły torsje. Jego żołądek pozbył się jedynie okropnej żółci zmieszanej z krwią.
- Naru? - ktoś do niego prędko podbiegł gładząc po drżących plecach, szepcząc jakieś uspokajające słówka. W zasięgu jego rąk pojawiło się naczynie z wodą, które po chwili pochwycił pozbywając się okropnego smaku. Spojrzał na właściciela ręki i lekko zmarszczył brwi widząc czarnowłosego mężczyznę ze zmartwioną miną.
- Naru, to ja Nezumi. Już nic ci nie zrobią. Pamiętasz mnie? - złapał go za twarz odgarniając z oczu kosmyki brudnych włosów, lekko się wzdrygnął i przejechał kciukiem pod lewym okiem.
- Ne-zu-miś? - szepnął ledwie dosłyszalnie chłopiec.
- Tak, to ja. Zabiorę cię do domu. Już nic ci nie grozi - przyciągnął go do siebie okrężnymi ruchami gładząc po plecach z wystającymi łopatkami. Naruto siedział w bezruchu nie wiedząc co zrobić, ale po chwili wtulił się w czarny płaszcz. Płaszcz o zapachu trawy, tytoniu i dymu przez który z jego oczu poleciały łzy.
- Nezumiś! - wykrzyknął płaczliwie krztusząc się słonymi łzami.Po niedługim czasie ponownie stracił przytomność, a gdy otworzył oczy znajdowali się w połowie drogi do Konohy. Towarzyszył im Tsuru i Oumu, który niepewnie spoglądał w stronę chłopca poniekąd obwiniając się za całą sytuację. Gdyby tylko lepiej go pilnował nic by się nie stało. Naruto był chorobliwie chudy i blady, jego nadgarstki były owinięte bandażami zasłaniając swędzące strupy po igłach, włosy matowe i przydługie, wpadały do oczu. Właśnie oczy. Cieni spowodowanych niewyspaniem można było się łatwo pozbyć, ale tym co zaniepokoiło mężczyzn był kolor lewej tęczówki. Czerwona jak krew. Ostra, nieprzenikniona, kontrastująca z łagodnym błękitem drugiego. Nie byli pewni powodu, ale mimowolnie nasuwała się niepokojąca myśl. Doskonale wiedzieli, że gdzieś tam unieruchomiony w ciele dziewięciolatka istnieje demon zdolny zniszczyć sporą część wioski zaledwie jednym atakiem. I teraz wpływ Kyuubiego na Uzumakiego był widoczny jak nigdy indziej. I to przerażało.
STAI LEGGENDO
Złodziej (Naruto)
FanfictionNaruto był sam. Odkąd pamiętał nikt się nim nie interesował. Więc gdy został przygarnięty przez lidera podziemia Konohy, największego złodziejaszka Kraju Ognia nikt tego nie zauważył. Sam chłopiec był wniebowzięty okazaną mu po raz pierwszy opieką...