Rozdział 6

2.1K 235 32
                                    

Był piękny, spokojny dzień. Ptaszki śpiewały, poza gadaniną radosnych mieszkańców i śmiechów małych dzieci nic nie zakłócało tego wczesnego popołudnia, gdy nagle zza rogu wybiegł niewielki dziewięciolatek potykając się o wystraszonego, kulawego kota, prawie wpadł do kosza na śmieci. Zwinnie ominął przeszkodę i nerwowo zerkając za siebie pognał dalej krętymi i ciemnymi uliczkami Wioski Liścia. Trafiając do dzielnicy czerwonych latarni, stanął w miejscu nasłuchując, zaraz jednak czmychnął w niewielki zaułek, gdzie podnosząc małą, drewnianą klapę za kartonami, znalazł się po drugiej stronie. Następnie wskakując do pierwszej lepszej studzienki, po niedługim czasie znalazł się kilka przecznic dalej. Spojrzał na nowo zdobyte ostrza chakry i na oko oszacował ich wartość. Wyraźnie zadowolony wyszedł prosto przed ,,Tańczącą Miotłą".-przywitał się z beznogim staruszkiem opartym o niedaleko stojącą obdartą ścianę jakiegoś starego budynku i po wysłuchaniu kilku plotek ruszył do baru.
-Już jestem Marry-neesan!-wykrzyknął wchodząc na zaplecze.
-Och, Naru skończyłeś się już bawić?-młoda kobieta wychyliła głowę z szafki, w której najwyraźniej czegoś szukała.-To teraz mi pomóż.-chłopiec jedynie kiwnął głową zaraz zabierając się za mycie i przebieranie w czyste ubrania. Po drodze zgarnął z kuchni kawałek ciasta korzystając z faktu, że Buta na razie zastępuje barmankę na sali, zaraz pewnie upierał by się żeby zrobić mu jakiś porządny posiłek zapominając o klientach. Witając się ze stałymi klientami, nowych obrzucając podejrzliwym spojrzeniem i ignorując zaczepki starszych pań- które upierały się by być obsługiwane przez tego ,,słodziaśnego chłopaczka"-wykonywał swoją robotę. Po kilku godzinach do pomieszczenia wpadł jego opiekun, który zaraz usiadł na wolnym krześle przy barze, zarzucając nogi na blat odpalił papierosa i z westchnięciem odchylił się do tyłu.
-Jesteś dziś dość późno-zauważył blondyn zerkając na lekko opóźniony zegar na ścianie, w tym samym czasie podając mu szklankę.
-Nawał pracy, a jak u ciebie, smarku?
-Nie narzekam, ostatnio nabyłem parę ostrz chakry.-na jego słowa mężczyzna gwizdnął przeciągle.
-Nieźle. Okiwać młodego Sarutobiego.
-Skąd wiesz?-Chłopiec zmarszczył brwi przestając przecierać szmatką tłusty blat.
-W wiosce posługuje się nimi tylko on.-odpowiedział po czym ziewnął przeciągle.
-Jesteś zmęczony. Jakaś poważna sprawa?-Uzumaki zapytał zmartwiony.
-Nic czym taki smark powinien się przejmować.-zbył go lekceważącym tonem.
-Mam już dziewięć lat.-prędko zaprotestował.
-O dziewięć za mało.-prychnął, zaraz jednak się wyprostował zerkając wyczekująco w drzwi, które po chwili sprężystym krokiem minął jego informator i nie rozglądając się podszedł do niego.
-Miło cię widzieć Oumu.-przywitał się radośnie Uzumaki.
-Mamy problem.-zwrócił się do Nezumiego ignorując naburmuszonego chłopca.
-Co znowu?
-Chcą nas wrobić w sprzedaż wasureru*, Hokage ciebie szuka, tym razem wyjątkowo aktywnie. Pewnie niedługo nas znajdzie, nie jest taki głupi.
-Wiem. Gdyby od początku naprawdę chciał mnie zamknąć pewnie nie zajęłoby mu to kilku lat.
-Co zrobisz?
-Sam się do niego wybiorę.-czarnowłosy wzruszył ramionami.-Popilnujesz Naru? Jak jest sam zdarza mu się urządzać nocne spacerki po wiosce.
-Ja tu jestem.-przypomniał i dodał urażony tonem-to nie spacerki tylko zwiady.-oboje machnęli na to ręką.
-Nie będę niańczył tego bachora, zostaw go tutaj.
-I tak sprawiam Marry dużo kłopotu gdy się spóźniam. To tylko godzinka lub dwie...ewentualnie dłużej jak mi nie uwierzy i zamknie. Grzecznie pójdzie spać, nawet go nie zauważysz.-zapewniał.
***
-Chcesz coś do jedzenia?-zapytał brunet wchodząc do mieszkania Nezumiego.
-Buta mnie nakarmił.-chłopiec wszedł do swojego maleńkiego pokoju, który kilka lat temu sprawił mu Nezumi, zaraz z niego wyszedł znikając w łazience. Oumu poprawiając okulary wzruszył ramionami, na razie dzieciak nie sprawia kłopotów. Ściągnął swój nierozłączny płaszcz z kapturem zarzucając na krześle w rogu.
***
-Witaj Sandaime.-Nagle pojawił się w gabinecie głowy wioski.
-Nezumi. Jak się tu dostałeś? Nałożona jest bariera.-zdziwiony starzec prawie spadł z krzesła.
-Nie zapominaj, że byłem jednym z najlepszych ANBU chroniących Yondaime.-prychnął.
-Jak widać nieudolnie, skoro go z nami nie ma.-uśmiechnął się okrutnie.
-Ty!-Uderzył dłońmi w drewniane biurko, które cicho zaskrzypiało-Dobrze wiesz, że nie mogłem nic zrobić! Nie mogłem uratować Minato!
-A Kushina? Gdybyś jej wtedy nie zostawił pewnie teraz by żyła, opiekowała by się swoim synem, samotnie ale jednak.
-A ty!? Co takiego ty zrobiłeś podczas ataku Kyuubiego?
-Chroniłem mieszkańców.-odparł pewnie.
-Równie nieudolnie co ja Hokage?-Zaszydził mściwie na co twarz Sarutobiego stężała.
-Gdyby nie to dziecko do żadnego ataku by nie doszło, gdyby nie ciąża pieczęć by nie pękła uwalniając bestię, gdyby się nie urodziło nic by się nie stało!
-Słyszysz co mówisz?! Obwiniasz małe dziecko o atak demona! Nie zasługujesz na miano Hokage!
-Och właśnie, słyszałem że rozprowadzasz narkotyki. Jako przywódca muszę temu jakoś zaradzić.-podniósł rękę, a po chwili pięciu ANBU przyszpilało mężczyznę do ściany.
-Ty tchórzu! Uciekasz! Nie chcesz się przyznać że śmierć twojej żony to też twoja wina!-wyszarpał się zaraz jednak zostając ponownie uwięzionym.
-Wyprowadzić go.

################################
*Szczęście

Pozdrowienia dla feriowiczów!😋

Złodziej (Naruto)Where stories live. Discover now