- Masz ochotę na obiad? – powiedziałam do słuchawki telefonu, gdy Mike odebrał po kilku sygnałach. Usłyszałam cichy chichot przyjaciela i stukanie sztućcami.

- Właśnie go zjadłem. – Byłam pewna, że miał pełne usta. – Jestem w kawiarni, jeśli chcesz to przyjdź.

Szybko potwierdziłam swoje przybycie i jak najszybciej opuściłam mieszkanie. Już po około pół godzinie przekroczyłam próg kawiarni, ubrana w płaszcz i gruby szalik. Bez pytania weszłam na zaplecze, gdzie przed laptopem siedział pochylony brunet i rytmicznie uderzał palcami w klawiaturę.

- Dawno mnie tutaj nie było – westchnęłam, rozglądając się dookoła. Mimo, że kawiarnia wiązała się z dość nieciekawym czasem mojego życia to lubiłam to miejsce. Ciemne meble, jasne kolory, siedziska obok okien, masa poduszek i pyszne jedzenie, tworzyło swój klimat, przez co zaglądałam tu z przyjemnością.

- Co chcesz do jedzenia? Mam makaron z serem. – Poruszał zabawnie brwiami, a ja dałam mu znak ręką, żeby podał mi porcję. Już po kilku chwilach stała przede mną porcja jedzenia, a ja jęknęłam gdy mogłam w końcu coś zjeść. – Ostatnio przejawiasz zadziwiającą chęć spotykania się ze mną.

- Nie przesadzaj. – Zmarszczyłam nos. – Nie widujemy się częściej niż zwykle.

- Widziałaś mnie wczoraj.

- Ale to inna sytuacja – westchnęłam, przywołując na myśl nasze wczorajsze spotkanie. Mike ucieszył się na wieść o zaręczynach, ale nasz lunch miał tak samo swoją gorszą stronę. Jemu też nie udało się skontaktować z Olafem. Co najdziwniejsze w tym wszystkim, od kilku dni miał wyłączony telefon. – Próbowałeś się z nim skontaktować?

- Nie odbierał. Dalej nie ma sygnału i włącza się poczta głosowa. Nieźle urządził Biebera, co?

- Mam wyrzuty sumienia przez niego – jęknęłam.

- Dlaczego? – Przyjaciel usiadł naprzeciwko mnie, stawiając kawę pół na pół z mlekiem.

- To ja go poleciłam Justinowi, a teraz zrezygnował. Mam wrażenie, że to moja wina.

- Myślę, że mam pomysł jak pozbyć się wyrzutów sumienia – zaśmiał się, a ja zmrużyłam oczy, wiedząc, że ten uśmiech nie wróży niczego dobrego. – Pójdziemy dzisiaj do klubu. – Klasnął radośnie w ręce.

- Nigdzie nie idę – odpowiedziałam od razu. Oparłam się o krzesło i splotłam ramiona na klatce piersiowej. – Jacob wyjechał do domu na weekend, a Justin jest w Azji. Zabije mnie jeśli się dowie, że poszłam tam sama.

- Nie będziesz sama. – Przewrócił teatralne oczami. – Każda laska skorzystałaby z takiej okazji, a ty będziesz siedzieć przykładnie w domu jakbyś już była jego żoną. Poza tym nie musi nic wiedzieć o naszym wypadzie.

- Mike. – Pochyliłam się do przodu, chwytając jego dłonie. – Chcę ci przypomnieć, że nie za każdą laską latają fotoreporterzy, którzy czekają na jej wpadkę.

- Adeline... Przecież to tylko wypad do klubu. Nie wejdą za tobą do środka. – Wstawił dolną wargę, robiąc minę szczeniaka. Westchnęłam i niemal czułam jak moje wewnętrzne blokady pękają pod jego spojrzeniem. Cholera, chciałam się zabawić.

- Dobra. – Wystawiłam palec w ostrzegającym geście. – Ale to ty będziesz się tłumaczył Justinowi.

- Oczywiście królewno.

***

Przyglądałam się sobie w lustrze, które zajmowało niemal całą ścianę w garderobie. Musiałam przyznać, że wyglądałam fenomenalnie w ciemnozielonej sukience z weluru, która opinała moje biodra. Srebrne szpilki i duży naszyjnik cudownie współgrały z kreacją. Włosy żyły swoim życiem, a na makijaż składała się brązowa szminka i delikatnie podkreślone oczy.

Independent girlحيث تعيش القصص. اكتشف الآن