Rozdział XLIII

Zacznij od początku
                                    

Ruszyłem za nim, czując jak deski uginają się pod moim ciężarem.
Za sobą słyszałem ciche kroki moich przyjaciół wspinających się na ganek. Zwierzęta zakomunikowały, że zostaną w lesie.
Podszedłem do drzwi i szerzej je otworzyłem wchodząc w głąb budynku.

Gdy minąłem próg od razu uderzył we mnie odór stęchlizny.
Znarszczyłem nos i obejrzałem się.
Stałem w małym korytarzu w którym znajdowała się stara szafa i parę zardzewiałych wieszaków na ubrania.
- Isil, chodź tutaj!- usłyszałem głos Silvera i pobiegłem w jego kierunku, tak samo jak reszta osób.

Jego głos dochodził z dużego salonu o granatowych ścianach i czarnej podłodze. Dwa wielkie okna z porwanymi, czarnymi zasłonami wychodziły na pobliski las. Na środku pokoju stała duża, skórzana kanapa, a zaraz obok mały stolik. Po lewej stronie był szary, wielki kominek, który wyglądał jakby od długiego czasu się w nim nie paliło. Duża drewniana szafa stała po przeciwnej stronie pokoju, tak samo jak dwa regały na książki i szafka obstawiona ozdobną zastawą. Już z tak daleka dostrzegłem solidną warstwę kurzu na wszystkim co możliwe.
Ale to było nic w porównaniu z odorem jaki roznosił się w pomieszczeniu.

- Tu coś zdechło, czy co!?- usłyszałem za sobą stłumiony zapewne przez zatykanie nosa głos wampira.
Silver podniósł wzrok z czegoś co znajdowało się na podłodzę.
- Bingo, Yafal.- odpowiedział z obrzydzoną miną. Znarszczył brwi i zacisną malinowe usta w wąską kreskę.

Podszedłem powoli do blondyna i podążyłem za jego wzrokiem.
Pożałowałem tego od razu.
Poczułem jak cały posiłek podchodzi mi do gardła. Zakryłem usta by przypadkiem nie zwymiotować.
Na podłodze leżało ciało jakiegoś człowieka. (Po ubiorze stwierdziłem, że to facet.) Miało rozerwany brzuch i był całe w wielu zaschniętych ranach. A sądząc po stopniu rozkładu i odorze, który wydobywał się z truchła, musiało leżeć tu już przez długi czas.

Co tu się mogło stać? Co go zabiło?

- Jeśli mamy tu zostać, musimy się tego pozbyć.- doszedł mnie cichy głos Adillena, który patrzył na denata z niesmakiem.
- Sprzątnijcie to!- rozkazał żołnierzom elf i odszedł od tego miejsca.
Mężczyźni skinęli głowami i podeszli we wskazane miejsce.
- Musimy przeszukać ten dom. Może być tego więcej.- powiedziałem podchodząc do moich przyjaciół, którzy zebrali się w kupkę.
- Masz rację, Isil.- przytaknął mi Peris.- Yafal, Silver, sprawdzicie piwnicę. Ja i Silver weźniemy parter. Pozostaje nam tylko pierwsze piętro. - drow powędrwał ciemnoniebieskimi oczyma na mnie.- Isil, sprawdziłbyś tam?
- Tak, nie ma sprawy.

Nie czekałem już na odpowiedź, tylko pobiegłem w kierunku schodów, które dostrzegłem kątem oka.
Wbiegłem na schodek, który niebezpiecznie zajęczał.

Chyba zrezygnuje z biegu.

Powoli wszedłem na wyższe piętro. Moim oczom ukazał się spory korytarz z dziesięcioma drzwiami i bardzo dobrze zaryglowanym wejściem na strych.
Korytarz miał ciemnogranatowe ściany i brązową podłogę z ciemnych desek, na której leżał zgniłozielony dywan. Mógł mieć wcześniej inny kolor.
Zacząłem po kolei otwierać wszystkie drzwi.
Pierwszych siedem prowadziło do sypialni. Kolejne do małego biura, bilbioteki i sporego pokoju z fortepianem i sztalugami do malowania.
W żadnym z nich nie dostrzegłem nic ciekawego, prócz wielkiej kupy kurzu na meblach.
Zszedłem spokojne na dół, by poszukać reszty zespołu.

Głosy dobiegały z pomieszczenia na prawo od salonu, które okazało się być kuchnią. Ściany były ciepłego koloru pomarańczy, a deski podłogi z jasnego drewna. Po bokach stały szafki, piecyk i spore palenisko z dużym karnkiem na haku. Nad szafkami wisiały ususzone zioła i stare, już zepsute warzywa o owoce. Na środku widniał wielki stół, na którym stały cztery zakurzone butelki wina, a moi przyjaciele siedzieli na krzesłach wokół mebla.
- Gdzie nasze niańki?- zapytałem opierając się o framugę drzwi.
- Żołnierze powiedzieli, że zostaną przed domem i będą pełnić wartę.- odpowiedział mi spokojnie Peris wygodniej rozsiadając się na krześle.
- A po co wam te wino?
- Jak to po co?- zapytał oniemiały szarooki wampir.- Do picia!

Zaśmiałem się pod nosem.
Zobaczyli alkochol i od razu odechciało im się spać, a byli tak bardzo zmęczeni.

- Wy tak na serio? Nawet ty Adi, nasz głos rozsądku?- zielonowłosy wzruszył ramionami. - Jutro wyjeżdżamy, a na kacu trochę ciężko będzie wam jechać.
- Jak to nam? A ty?- zarnkął na mnie blondwłosy elf, odkorkowując butelki.
- Nie będę pić. Ktoś musi być tu trzeźwy, a poza tym, mam złe przeczucie.- powiedziałem pewnie i spojrzałem przez okno, za którym już zaczęło zachodzić słońce.
Z gardeł moich towarzysz wydobył się zbiorowy jęk zawodu. Parsknąłem śmiechem i oświadczyłem, że idę spać.
Wgramoliłem się na piętro i wszedłem do pierwszej lepszej sypialni, rzucając się od razu na łóżku.
Nie minęła minuta jak poczułem, że powoli zaczynają kleić mi się oczy.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz