Rozdział XXII

Zacznij od początku
                                    

Arfana zabrała z powrotem głos.
- A więc drodzy początkujący, w tej szkole uczycie się swojej profesji, którą wybraliście, ale i także innych przedmiotów, o których dowiecie się od nauczycieli. Zostaniecie podzieleni na około pięcioosobowe grupy, w których wymieszamy wasze talenty, tak abyście się wzajemnie uzupełniali. W tych zespołach będziecie wypełniać różne zadania od nauczycieli oraz po prostu uczyć się między sobą. Dla każdej z grup zostanie przydzielony opiekun.
Poznacie ich za godzinę na uczcie powitalnej oraz zaznajomicie się ze składami swoich grup. Za chwilę zostaniecie zaprowadzeni do swoich pokoi. Tam będą uszykowane dla was rzeczy. Znajdziecie tam również plan lekcji i mundurek. Będzie on koloru waszej profesji, a po przydziale do grup na ramieniu będzie miał jej kolor oraz symbol. Mam też dla was ostrzeżenie. - Jej głos zrobił się poważny i trochę przerażający.- Nie wchodźcie do lasu sami. Róbcie to tylko z nauczycielem albo podczas misji. Nigdy nie dla zabawy. Ta puszcza jest bardziej niebezpieczna, niż wam się zdaje. - Po chwili znów miała wesoły humor. - No dobrze, mam nadzieję, że ten rok minie wam miło!- Klasnęła w dłonie i w tej samej sekundzie obok każdego z nas, pokazał się mały płomyczek. Miał on malutkie ciałko i niesymetrycznie dwa razy większą głowę.

Zauważyłem, że każdy z płomyczków miał inny kolor.
Mój był niebieski, a opok Perisa latał sobie szary.
Widziałem, jak drow wychodzi z sali za nowym przewodnikiem, a ja z ciekawością przyjrzałem się swojemu płomykowi.
Był drobniutki i wymachiwał do mnie maciupeńkimi łapkami i śmiesznie popiskiwał, latając wokół mnie.
Był słodziutki!

Spróbowałem go dotknąć, ale wtedy usłyszałem czyjś głęboki głos z tyłu za sobą.
-Nie radziłbym.
Był to może trochę starszy ode mnie chłopak o krótkich brązowych włosach i niesamowicie złotych oczach. Był umięśniony, ale szczupły i bardzo wysoki, wyższy ode mnie o głowę, a co nie jest częstym zjawiskiem. W końcu mam metr osiemdziesiąt wzrostu.

- Dlaczego?- zapytałem, unosząc wzrok na jego oczy. Musiałem zadrzeć głowę, by to zrobić.
- Ponieważ te ogniki bardzo parzą i są niezwykle złośliwie. Sam się o tym przekonałem, gdy tu trafiłem dwa lata temu. Ja też próbowałem go dotknąć i mi się udało.- mówiąc to, bardzo się skrzywił, jakby wspominał coś bardzo niemiłego. - Ta mała kuleczka jest bardziej gorąca od wrzątku. Na szczęście jestem wilkołakiem i szybko oparzenie zniknęło, ale tego bólu nie zapomnę. - Lekko się wzdrygnął.
- Nie może być tak źle! - stwierdziłem, wzruszając ramionami.
- Dobra. Rób, co chcesz. Pa! - pomachał mi i sobie poszedł.

Spojrzałem znów na ognika z niewielkim uśmiechem na ustach.
Wiem, że jestem idiotą, ale co mi tam. Raz kozie śmierci.
Wystawiłem rękę do błękitnego płomyczka i dotknąłem ostrożnie jego płonącej główki.
O dziwo, nie poczułem nic.
Żadnego bólu ani nawet delikatnego pieczenia, tylko później jakieś dziwne uczucie rozchodzące się po mojej dłoni. Takie leciutkie, przyjemne mrowienie.
Ogniczek zaczął łasić się do mojej dłoni, gdy przekonał się, że nie boli mnie, jak go dotykam.
Był jak taki malutki koteczek.

- To co maluchu, idziemy? - zapytałem, wciąż go czule głaszcząc.
Niebieski płomyk lekko pisnął i poleciał w stronę przestronnego korytarza. Zatrzymał się przy drzwiach, patrząc na mnie nagląco. Podbiegłem do niego i ruszyliśmy do mojego nowego miejsca zakwaterowania.

W holu prócz mnie kręciło się wiele osób z ognikami i bez nich.
Wszyscy pogrążeni w swoich własnych rozmowach, albo szukający swoich nowych pokoi. Widziałem sporo elfów, pare krasnoludów i wiele innych ras opisywanych w moich książkach znajdujących się w moim starym pokoju. Za wiele by je wszystkie wymieniać. Nie wiem, czy byłbym w stanie w ogóle je wszystkie rozpoznać.
To niesamowite, że tyle różnych istot było w jednym miejscu.

Symbol MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz