Rozdział 45

330 29 1
                                    


Dzisiaj krótko.

___

XLIV

Naburmuszony siedział na posłaniu i patrzył spode łba na mistrza eliksirów. Był zirytowany, bo dopiero co dwa tygodnie wcześniej wyszedł ze skrzydła, a znowu musiał tu siedzieć. Do tego postanowił obdarzyć zaufaniem swojego największego wroga! No dobra, może nie największego, bo jeszcze był Voldemort.

-Potter, nie zachowuj się jak nastolatka. Musiałem cię tu przyprowadzić, bo jutro masz egzaminy, a nikt nie chce, żebyś zasłabł. Co by się stało? Gwiazdeczka nie wytrzymała presji testów końcowych i zemdlała? Powtórka z piątej klasy? Chcesz się zhańbić, Potter? Na sam koniec?
Chłopiec nie odpowiedział, był zły na nauczyciela, a naprawdę, naprawdę nie miał ochoty na kłótnię. Był zbyt zmęczony i nie miał po prostu ochoty na użeranie się ze starym nietoperzem.
-Chyba komuś język urwało, no ale i tak dobrze. Przynajmniej skończysz w końcu pyskować.
-Może się pan, no nie wiem, zamknąć? Byłbym wdzięczny.
-Minus dziesięć dla Gryffindoru, Potter.
Oh, świetnie. Brakowało mi tego. Stary dureń.
-Jak wyjdziesz ze skrzydła, rusz swój szanowny, złoty tyłek do gabinetu dyrektora. Chciał się z tobą zobaczyć.
Złoty tyłek? Pfe, zboczeniec. Stary pedofil, nie ma kogo zapiąć, to patrzy na tyłki bezbronnych.. chłopców? Co tu się odpierdala? Z drugiej strony.. Nie wiedziałem, że mam go ze złota! Wow, to jest w sumie sporo wart! Szkoda tylko, że ten mój „szanowny, złoty tyłek" miał być srebrny, ale ktoś taki jak Snape nie musi o tym wiedzieć..
I czego znowu chce drops?
Pani Pomfrey podeszła do chłopca, podając mu trzy fiolki. Jedną kazała mu zażyć natychmiast, drugą wieczorem, przed pójściem spać, a trzecią rano, przed egzaminem.
-Twoja elokwencja Potter, po prostu sięga zenitu.
-Tak, tak. Świetnie. Jeszcze coś?
I nie czekając na odpowiedź, zsunął się z łóżka i wyszedł ze skrzydła szpitalnego, kierując od razu pod posąg chimery.


Rozsunął się, nim chłopiec zdążył wypowiedzieć hasło. Wszedł po marmurowych schodach i zapukał do drzwi.
-Wejdź, Harry.
Brunet posłusznie uchylił drzwi i od razu zajął miejsce przed biurkiem dyrektora.
-Słyszałem o incydencie w bibliotece. Harry, nie przemęczaj się tak. Zrelaksuj się może, co? Wyjdź ze znajomymi? Cały wasz rocznik ma zezwolenie na wyjście do Hogsmeade dzisiaj wieczorem, ale wątpię, że wiele osób z tego skorzysta. Wy powinniście, szczególnie ty, Harry. A teraz zasuwaj na kolację.


Wybraniec skinął głową i opuścił pomieszczenie. Nie zszedł jednak do wielkiej sali, tylko szybko opuścił zamek, biegnąc do zakazanego lasu.



Cedrika jednak tam nie było. Harry był smutny. Obawiał się o byłego chłopaka, który zniknął już jakiś czas temu i nie dawał znaku życia. Fakt, „rozmawiał z nim" w wizji, ale wątpił, że to było naprawdę. Jedynie ten medalion, który mu zostawił.. 
MEDALION!
Chwycił go w dwa palce, myśląc intensywnie o byłym chłopaku.
Odwróciłem się, patrząc na Cedrika.
-Łap z powrotem za puchar! No już!
-O czym Ty mówisz?!
Odwróciłem się, patrząc na Cedrika.
-Łap z powrotem za puchar! No już!
-O czym Ty mówisz?

Z ruin wyłonił się mały człowiek, który trzymał na rękach coś, co wyglądało jak niemowlę, ale na pewno nim nie było. Moja blizna zaczęła piec, cholernie piec. Złapałem się za nią i zgiąłem w pół, krzycząc.
-Harry! Co się dzieje?!
Cedrik podbiegł do mnie i przytrzymał w pasie. W jego oczach czaił się strach. Odepchnąłem go od siebie, nie zważając na ból. Nie może mu się nic stać. Za bardzo go kocham.

Otherside||DRARRY OTP ✔Where stories live. Discover now