Rozdział 33

10.4K 506 12
                                    

JOHN

  -Wyjeżdżam. Nie będzie mnie przez najbliższy tydzień, ewentualnie dwa — Mężczyzna przede mną zamarł. Szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się takiej reakcji. Liczyłem na krzyk, wybuch złości lub zwykłe przyjęcie tego do wiadomości, niestety nic z tych rzeczy nie nastąpiło.

Słońce grzało mnie w plecy, a że stałem tu dość sporo czasu, zacząłem się pocić. Gdyby Rick był punktualny, już dawno byłbym u detektywa. Ha! Może już byłbym w drodze do miejsca, w które miałem się udać. Tylko był mały problem. Nie wiedziałem gdzie dokładnie mam pojechać. W liście nie było określone miejsce, gdzie znajduje się ta rzecz. Prawdę mówiąc, w tym liście nie było nic, oprócz podanego stanu.

-Ale jak, ale...ale — Rick zaczął żywo gestykulować, jakby nie mógł powiedzieć tego, co leżało mu na sercu.- Przecież ty masz ustawione walki...nie, nie możesz teraz wyjechać — Spojrzał na mnie, a jego oczy wyrażały więcej, niż on potrafił ubrać w słowa. Chodzi o pieniądze. Zawsze wszystko kręci się wokół nich.

-Odwołaj je — Zamknąłem oczy, a gdy je otworzyłem, popatrzyłem nie na Ricka, a na zdruzgotanego starszego człowieka. Może gdybym znał go bardziej, zrobiłoby mi się przykro. Tylko że nie mam zamiaru poznawać go bliżej, bo wiem, że mu zawsze chodzi o jedno. Taki był i nic na to nie poradzę. Nigdy mi to nie przeszkadzało. Już niedługo będę mógł odebrać pieniądze po ojcu, wtedy wszystko się zmieni. Walczyć będę tylko dlatego, że to kocham, pieniądze nie będą mi do niczego potrzebne.

- Nie mogę — Szkarłatna czerwień zagościła na jego twarzy, a krople potu zaczęły zbierać się na skroniach. Włożył rękę do kieszeni marynarki i wyciągnął z niej ozdobną poszetkę. Zaczął przecierać nią twarz i szeptać coś pod nosem.- Nie możesz mi tego zrobić. A co z...- Zatoczył się lekko do tyłu, na całe szczęście przed upadkiem uratowała go ściana budynku.- A co z... Co z pieniędzmi!?- Potarłem kark ręką. Wiedziałem, że zada to pytanie, ale to dla niego całkowicie normalne. Przerabialiśmy to, gdy miałem skaleczoną rękę i przez kilka dni nie mogłem trenować. Wiedziałam, że nie przyjmie tego dobrze, ale nie będzie miał wyboru. Musiał się zgodzić.

-Gdy wrócę, wszystko odrobię — Zrobiłem krok w jego stronę. Nie patrzył już na mnie, za to wpatrywał się w ziemie, jakby mogła zdziałać cuda. Nie zbyt był przekonany, trzeba więc wyciągnąć asa z rękawa.- A nawet dwa razy więcej — Natychmiast spojrzał mi w oczy, jakby chciał sprawdzić, czy z niego nie żartuje. Patrzył w nie dłuższą chwilę, a potem na jego twarz zagościł szeroki uśmiech. Pokiwał parę razy głową i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Odepchnął się od ściany i poklepał mnie po ramieniu.

-Zuch chłopak — Przyjrzał mi się jeszcze raz, widać było, że pęka z dumy jak ojciec z syna.- Wracaj szybko — Dziarskim krokiem ominął mnie i z wielkim uśmiechem podszedł do starej furgonetki. Dobry byłby z niego aktor. Chwycił za klamkę i podskoczył parę razy w miejscu. Nigdy nie widziałem go tak szczęśliwego. Zanim wszedł do środka, dodał jeszcze przez ramie. — Pamiętaj synu, pieniążki same się nie zarobią — Gdy odjeżdżał, słychać było jego donośny śmiech i warkot starego silnika. Ten człowiek powinien iść się leczyć. Uśmiechnąłem się, kręcąc przy tym głową i sam ruszyłem w stronę Bethy.

******

-Co to jest?- Patrzyłem na detektywa, który- pierwszy raz odkąd go znam- uśmiechał się.

-To twój samochód, Hyde- Zerknąłem na pickupa do połowy pokrytego rdzą. Tu nawet nie było można określić koloru samochodu. Drzwi od strony kierowcy były naderwane, nie domykały się. Do diabła, one nawet nie były do kompletu. Opona z tyłu była przebita. Zrobiłem krok w bok. A nie, jednak dwie. Szyba z tyłu pamiętała lepsze lata albo była tak brudna, że nic przez nią nie widać, albo przyciemniana, w co wątpię.

-No co ty, to dobry samochód jeden z najlepszych – Detektyw poklepał maskę pojazdu, która zsunęła się na ziemie. Zastanawiałem się, skąd go wygrzebał, bo na pewno nie przyjechał nim z salonu. Znałem się na samochodach, w końcu miałem z nimi do czynienia codziennie, ale nie potrafiłem powiedzieć jak to marka. Pierwszy raz widzę taki samochód. Jakby spojrzeć na to z drugiej strony, nie było źle. Samochód był duży, pakowny, a to zawsze się przydaje. Widać, że podwozie było wzmacniane, jakby ktoś jeździł nim w terenie, a przednie opony nie wyglądały źle, czym zarobił sobie u mnie na plusa.

- Najlepszy — Mężczyzna odskoczył, zanim część uderzy w jego nogi. Westchnąłem i przetarłem ręką po karoserii. — Ciekawe ile lat temu — Przeniosłem wzrok na detektywa, który próbował podnieść maskę z ziemi.

-Twój wyjazd może się opóźnić — Nie mogłem patrzeć, jak się z nią męczy. Podszedłem do niego i pomogłem mu ją położyć w miejsce, w którym powinna być. — Najpierw musisz go naprawić — Rozejrzałem się z kluczykami, ostatecznie zobaczyłem je na pace. Zabrałem kluczyki, które leżały na dnie i już zamierzałem otworzyć drzwi, gdy detektyw złapał mnie na nadgarstek.

-Nie radzę, z drugiej strony — No tak, czego ja się spodziewałem. Obszedłem samochód i wsiadłem do środka. Jakie szczęście, że po tej stronie nie jest aż tak źle. Przesiadłem się na miejsce kierowcy i włożyłem kluczyki do stacyjki. Przekręciłem je i już myślałem, że samochód wyzieje ducha, ale jednak nie. Po drugiej próbie usłyszałem szmery, a po chwili warkot odpalonego silnika.

-Dobre i to — Powiedziałem, a detektyw poklepał dach pojazdu.

- Wiedziałem, że ten samochód jeszcze nie jest skazany na straty – Przeczołgałem się na drugi fotel i wyszedłem na zewnątrz.

- Pojutrze wyjeżdżam — Mężczyzna przez chwile patrzył na mnie z po wątpieniem, przeniósł wzrok na samochód i z powrotem na mnie. Westchnął głęboko i poklepał mnie po ramieniu. Mimo że nie pokazywał tego po sobie, to wiedziałem, że się o mnie martwi.- Będę ostrożny. Wiem, że Hale to kawał skurwiela, zły człowiek, ale zawsze znajdzie się jakieś wyjście -Włożyłem kluczyki do kieszeni spodni i oparłem się o tył pickupa.

-Nie ma złych ludzi Hyde, są tylko dobrzy, którzy podejmują złe decyzje — Detektyw pokręcił lekko głową i włożył ręce do kieszeni płaszcza. Zmarszczyłem brwi i już miałem zamiar zaprzeczyć, gdy detektyw zaczął kontynuować.- Więc ty uważasz, że jesteś dobry? Ile razy źle wybrałeś? Ile razy podjąłeś złą decyzję, przez którą ktoś ucierpiał?- Nie odpowiedziałem, ponieważ mnie przejrzał. Podjąłem w życiu nie jedną taką decyzję, której teraz żałuje. – Widzisz, Hale też popełnił w życiu nie jedną zbrodnię, ale to nie znaczy, że jest zły. Na pewno kiedyś podjął jedną zła decyzje, która spowodowała następne. Mimo że robi teraz to, co robi, nie można nazwać go złym.

- Ty masz swoje zdanie, a ja swoje. Jak dla mnie jest sukinsynem bez serca. To, co robił Skylor i jej matce było okropne, zrozum, nie pozwolę na to, żeby jeszcze kiedykolwiek tak kogoś potraktował – Detektyw jedynie skinął głową. Jego czarne oczy zmierzyły mnie spojrzeniem od góry do dołu.

- Musi ci bardzo zależeć na tej dziewczynie, skoro tak chcesz ją bronić.- Musiałem się starać nie napiąć ramion. Mówienie o moich uczuciach- zwłaszcza tych, których jeszcze nie rozgryzłem- nie należało do przyjemnych. Nie rozumiałem tego, dlaczego tak uparcie pragnę bezpieczeństwa dla tej dziewczyny. – Twój ojciec też nie pozwoliłby tknąć twojej matki, bronił ją jak wierny pies.

- Tak, to prawda — Moje usta zacisnęły się w wąską kreskę. Tata zrobiłby wszystko dla mamy, za to ona? Najczęściej go odpychała, mówiła, że przesadza, że czuje się osaczona. Kochała tatę, ale z roku na rok robiła się dla niego bardziej oschła, oddalała się, chodziła własnymi drogami, na których nie było dla niego miejsca. Mimo wszystko nigdy nas nie zawiodła, wychowała mnie i chciała też tego dla mojego braciszka, szkoda tylko, że nie starczyło na to czasu.

Kiedy nic więcej nie dodałem, detektyw pokręcił głową. Od zawsze wiedział, że nie łatwo mi o tym mówić, ale i tak zawsze ciągnął ten temat. Westchnął ciężko i odwrócił się do mnie plecami, następnie powolnym krokiem ruszył w przeciwną stronę.

-Uważaj na siebie i pamiętaj, zawsze pomyśl dwa razy, zanim coś zrobisz — Rzucił jeszcze zanim zniknął mi z oczu. Nachmurzyłem się. Czyżby detektyw uważał mnie za nierozsądnego smarkacza? Być może tak właśnie było. Po części była to prawda, wolałem wszystko załatwiać pięściami, niż myśleć jak rozwiązać problem. Z Halem tak nie będzie, na pewno nie tak łatwo, jak na ringu. Może i tam jestem mistrzem, ale poza nim już nie.

Spojrzałem na zdezelowany samochód i zdusiłem jęk. Obserwowałem przez chwile pojazd, a raczej wrak. Gdybym to ja był samochodem, a zderzaki pokazywałyby nasze dusze, mój na pewno nie wyglądałby lepiej od tego, który stoi teraz przede mną. A, pieprzyć to. Czas brać się do roboty. W końcu czeka mnie długi dzień i nieprzespana noc.  

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz