Rozdział 16

12.9K 705 8
                                    

JOHN

  Wchodząc do biura, oślepiło mnie światło z lampki na biurku. Całe pomieszczenie ginęło w mroku, oprócz jednego, jasnego miejsca.

-Musisz mi pomóc - Rzuciłem w stronę obrotowego, wielkiego fotela.

-Nic nie muszę, Hyde - Ponury, warczący głos wypełnił całe pomieszczenie. Głos, który przez ostatnie kilka lat mi powtarzał, że zawsze mi pomoże. Fotel powoli obrócił się w moją stronę. Ręką wskazał mi krzesło, na które usiadłem. Nie widziałem jego twarzy, za to dwadzieścia lat w zawodzie, dało mu wielką masę, której nikt by się nie powstydził.-Tracisz jedynie swój i mój czas. Nic dla ciebie nie mam.- Powiedział. Od tych wszystkich lat, wrzeszczenia, głos stał mu się ochrypły.

-Tym razem, przyszedłem z czymś innym - Rzuciłem na biurko grubą teczkę. Pochylił się nad nią, a następnie spojrzał mi w oczy. Światło, które dawała lampa, spotkało się z jego twarzą. Najpierw, moim oczom ukazała się wielka blizna biegnąca przez całą lewą stronę twarzy, a następnie reszta. Jego czarna skóra, dodawała mu grozy w mroku. Z powrotem opadł na fotel, pchając w moją stronę teczkę.

-Zdajesz sobie sprawę, o co mnie prosisz?- Sięgnął po kubek, który stał po jego prawej stronie.

-Wiem, że nie jest to prosta sprawa. Dlatego właśnie, proszę Cię o pomoc - Wstał zza biurka, biorąc klucz. Podszedł do szafy, gdzie stały akta. Gdy wrócił, miał ze sobą kilka takich teczek, jak moja.

-Posłuchaj, Hyde. Znałem twojego ojca przez całe życie - Oparł się na fotelu, głęboko wzdychając.- Był moim najlepszym przyjacielem. Bratem. Gdy wybuchł pożar, nie było mnie w mieście. Dowiedziałem się o tym, dwa dni później. Jak wróciłem, nie mogłem nic zrobić, nie dopuszczali mnie do tej sprawy. Ani razu, nie miałem tych akt w rękach, aż do dziś - Pochylił się nad biurkiem, składając dłonie, żeby się o nie podeprzeć.- Robiłem wszystko, ale najwyraźniej za mało. Wiem, że mnie nie zrozumiesz, ale nie mogę nic już zrobić - Wziął teczkę i otworzył ją na pierwszej stronie.- Dlatego, Ci pomogę - Spojrzał na mnie. W jego czarnych oczach widziałem żal i współczucie.- Ale nie obiecuje, że wsadzę go do więzienia.

-Dziękuje – Wstałem, miałem już wyjść, gdy nagle się odwróciłem.- Proszę Cię o jeszcze jedno. Nie karaj się za to, że nie było Cię wtedy w mieście. To nie była twoja wina.- Wychodząc przez drzwi, usłyszałem jeszcze, jak mówi:

-Nie masz prawa, mnie o to prosić, Hyde.- Wyszedłem, zostawiając go samego.

*******

Otworzyłem drzwi. Było cicho, zbyt cicho. Wziąłem butelkę wody z lodówki i ruszyłem w stronę mojego pokoju.

-Kotek...- Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie było śladu obecności Skylor. Zatrzasnąłem drzwi i odwróciłem się gwałtownie. Wszedłem do salonu, gdzie na kanapie siedziała Alison w koszulce Ashtona, jedząca jogurt. Popatrzyła na mnie i wycelowała we mnie łyżeczką.

-Niech zgadnę. Szukasz tej swojej niezbyt miłej dziewczyny, prawda?- Wróciła do oglądania telewizji.

-Gdzie ona jest?- Warknąłem. Dziewczyna uniosła brew, słysząc mój ton. Odchrząknąłem i poprawiłem się.- Czy wiesz, gdzie jest Skylor?- Zapytałem spokojnie, chociaż wcale taki nie byłem.

-Wyszła jakąś godzinę temu, szukała cię - Znowu spojrzała na mnie i wróciła do jedzenia.- Ale jak widzę, nie znalazła - Usiadłem na kanapę i głęboko westchnąłem, zamykając oczy.

-Ciężki dzień, co?- Alison, najwyraźniej siedziała tu już długi czas, sądząc po kilkunastu kubeczkach od jogurtów, porozwalanych na podłodze.

-Nawet nie wiesz, jak bardzo.-Powiedziałem i wziąłem sobie jeden z jej zapasów. Alison chciała mi go wyrwać, ale się nie dałem.- Ja tylko dbam o twoją figurę - Powiedziałem z uśmiechem od ucha do ucha. Dziewczyna posłała mi mordercze spojrzenie i przesunęła resztę kubeczków w swoją stronę.

-O co chodzi, z tą Skylor?- Gdy dziewczyna wypowiedziała jej imię, od razu uśmiech zniknął z mojej twarzy.

-Nie mam już na nią siły. Jest taka uparta i chce być niezależna. Myśli, że poradzi sobie ze wszystkim sama, a tak nie jest.

- Chyba spotkałeś swoją bratnią duszę - Uśmiechnęła się i odłożyła jogurt.- Gdybyś jeszcze nie zauważył, my kobiety jesteśmy niezależne. Jeżeli uważa, że poradzi sobie sama, to tak właśnie będzie. Nie jest nam potrzebny taki rycerz na białym koniu jak ty. A jeszcze, żebyś ty był tym rycerzem. Gdy będzie uważała, że sobie nie poradzi, poprosi cię o pomoc. Nie pomagaj jej na siłę - Uniosłem brwi ze zdziwienia. Nigdy nie słyszałem, żeby Alison się tak rozgadała. Chyba jeszcze nie jest do końca trzeźwa.- I co się tak gapisz? Jestem feministką z krwi i kości - Wyłączyła telewizor i pozbierała kubeczki, zostawiając mnie zaszokowanego na kanapie.

Gdy już miałem wyjść na zewnątrz, usłyszałem jak Alison mnie woła, a raczej przeraźliwie wrzeszczy moje imię. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak dziewczyna wyskakuje z pokoju Ashtona, zakładając spodnie.

-Poczekaj! Jadę z tobą - Podbiegła do mnie i nie czekając, aż otworze drzwi, wybiegła na zewnątrz.

-Gdzie pojedziesz ze mną?- Najwyraźniej Alison wiedziała lepiej, gdzie chce jechać, bo ja nie miałem pojęcia. Odwróciła się i popatrzyła na mnie, jakbym właśnie wyjął sobie mózg i wrzucił do śmietnika, jak piłkę do koszykówki.

-Poszukać Skylor - Powiedziała i włożyła kask na głowę. Usiadła na Bethy i czekała, aż ja wsiądę, a gdy tego nie zrobiłem, posłała mi spojrzenie i powiedziała- No dalej, zanim nasza panna obrażalska, postanowi wybić połowę narodu - Usiadłem, odpalając Bethy. Zastanawiam się, ile jeszcze razy, dzisiaj Alison mnie zaskoczy. Wyjechałem z podjazdu i pojechałem w stronę domu Skylor.  

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz