Rozdział 6

17.9K 897 13
                                    

SKYLOR
Właśnie przechodziłam na drugą stronę ulicy, gdy zza zakrętu wyjechała karetka na sygnale. Pędziła w moją stronę, prawie mnie potrąciła, jednak przebiegłam odległość dzielącą mnie od chodnika. Odwróciłam się. Pojazd znajdował się już koło drugiego zakrętu.

Ciekawe, gdzie im się tak spieszyło. Nie wiedząc czemu, powolnym krokiem ruszyłam za karetką. Może dlatego, że chciałam przypomnieć sobie cierpienie na twarzach bliskich ofierze osób? Nie sprawiało mi to przyjemności, ale cierpienie było tak wszechobecne w moim życiu, że czasami myślałam, że bez niego mój świat by nie istniał.

Ruszyłam szybciej w stronę, gdzie ktoś zaczął krzyczeć. Gdy wyszłam zza zakrętu, zobaczyłam, że karetka zatrzymała się przed warsztatem samochodowym, gdzie przychodziłam czasem zobaczyć Harleya, który tam stał.

Podeszłam bliżej, ale nie na tyle blisko, by mnie ktoś zobaczył. Pierwsze co zauważyłam to, Fabio siedzący obok Enrico, którym opatrywali rany. Byli oni jednymi z pracowników Marco, poznałam ich kilka tygodni temu. Marco zatrudnił ich do odwalania czarnej roboty. Nie byli oni zbytnio rozgarnięci, Fabio był upośledzony umysłowo, a Enrico chory psychicznie, a mimo to byli na wolności.

Przeniosłam wzrok na osobę leżącą na noszach, z której wystawały rurki różnej grubości. Ratownicy medyczni krzyczeli na siebie i poganiali nawzajem. Podjechała jeszcze jedna karetka. W tym tłumie zobaczyłam chłopaka z torów. Próbował wsiąść do karetki, gdzie była ranna osoba. Wydawał się taki groźny, aż ratownik się trochę przestraszył, ale mimo to nie pozwolił mu wsiąść do pojazdu.

Chłopak uderzył pięścią o ścianę, wydając z siebie przeraźliwy dźwięk. Jego wzrok szybko poszybował w stronę zbirów Marco, w tym samym czasie na podjazd wjechał samochód policyjny. Zanim ktoś zdążył zareagować, chłopak znalazł się przy Fabio i zaczął okładać go pięściami. Mężczyzna wylądował na ziemi, wyjąc z bólu i błagając o litość.

Trzech policjantów ledwo co odciągnęli chłopaka od Fabio, który miał tak zdeformowaną i zakrwawioną twarz, że gdybym zobaczyła go na ulicy, nie rozpoznałabym go. Chłopak zaczął się kłócić z policjantami, ale w końcu dał za wygraną i podszedł do Harleya. Fabio i Enrico zostali skuci i wepchnięci do samochodu. W tym czasie chłopak wyjechał z piskiem opon w stronę, w którą pojechała karetka. Przy wyjeździe, spojrzał na mnie przelotnie. Musiał cały czas wiedzieć, że ich obserwuje, ale nie zawracał sobie tym głowy.

*****

Siedziałam w barze z Robem, moim sześćdziesięcioośmioletnim najlepszym przyjacielem. Na razie nie miałam okazji poznać ludzi w moim wieku, więc byłam skazana na staruszka. Rob to średniej postury, lekko otyły motocyklista. Miał krótką siwą brodę i siwe zaczesane do tyłu włosy, przypominał mi trochę mojego dziadka.

Myśl o chłopaku nie dawała mi spokoju, wiedziałam tylko tyle, że nocami brał udział w nielegalnych walkach, a w dzień pracował jako mechanik. Nic więcej. Nie znałam nawet jego imienia.

Zastanawiało mnie to, dlaczego tak bardzo się zdenerwował na Fabio, i co tam się w ogóle stało. Od razu po zdarzeniu poszłam do domu, gdzie zastałam Marco rozmawiającego z policją. Przemknęłam niezauważona do tego okropnego pokoju, w którym śpię, i oglądałam całą scenę z okna.

Wiedziałam, że nic nie mogą zrobić Marco, był nietykalny. On i jego imperium. Wtedy ktoś zaczął szarpać klamkę od drzwi, dlatego obróciłam się w ich stronę. Gwałtownie się otworzyły, a w progu stanął Markus, syn Marco.

Po śmierci taty, mama musiała nas gdzieś ukryć. Sprzedaliśmy dom i dzięki tym pieniądzom przez kilka miesięcy spałyśmy w różnych hotelach, aż pewnej nocy mama wróciła do domu z facetem. Był nim Marco. Mama zamknęła mnie wtedy w pokoju i powiedziała, że mam spać, ale ja nie spałam. Słyszałam wszystko. Dowiedziałam się wtedy, że Marco jeszcze w liceum kochał się w mamie. Rywalizował z moim tatą, ale ostatecznie mama wybrała Jima, mojego tatusia. Marco obiecał, że ukryje nas i przyjmie do swojej rodziny, jeżeli tylko mama mu się całkowicie odda. Właśnie w taki sposób ja i moja matka musimy podporządkowywać się Marco. Na samym początku zaczęło się niewinnie, poprosił mamę o rękę, ta oczywiście się zgodziła, potem traktował mnie jak własną córkę, a mamę jako swoją ukochaną żonę. Z czasem Marco wplątał się w hazard i zaczął zarabiać miliony.

Pieniądze tak nim zawładnęły, że matkę traktował jak służącą, a mnie zamykał w pokojach, żebym nie uciekła. Z mamą widywałam się tylko wtedy, kiedy miałam jakiś koszmar. Marco pozwala nam się widywać tylko, gdy przez moje krzyki nie może zasnąć.

Mama wygląda jak siedem nieszczęść, jest blada, pod oczami ma czarne cienie, a kości prześwitują pod skórą. Kiedyś była najpiękniejszą kobietą, jaką widziałam, a teraz wygląda, jakby zestarzała się o trzydzieści lat. Niedawno Marco zaczął zdradzać mamę z jakąś dziwką, ale nawet mogłam się tego po nim spodziewać. Ona oczywiście nie wie, że ma żonę i zrobił z niej służącą.

Marcus był szczupłym, wysokim blondynem o jasnej karnacji. Marzyłby zostać aktorem i proszę, jak na zawołanie jego tatuś załatwił mu główną rolę w jakimś serialu dla nastolatek. Od tego czasu uważał się za króla świata.

- Czego chcesz? - zapytałam i wróciłam do patrzenia przez okno.

- Dlaczego policja obserwuje nasz dom? - Zapytał mnie z taką odrazą, jakby rozmawiał ze świnią. Miałam go dość, w jego głosie usłyszałam oskarżenie, padające w moją stronę.

- Może twój kochany tatuś zrobił tyle bachorów, że nie nadąża z alimentami? -zapytałam z przekąsem. Marcus cały poczerwieniał na twarzy, zrobił krok w moją stronę z uniesioną ręką.

- No uderz, nie krępuj się. Zobaczymy, co powiedzą media, gdy się dowiedzą, że Marcus Hale jest damskim bokserem. W sumie jaki ojciec, taki syn. - W jego oczach widziałam furię, cofnął się o krok i skinął głową, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami. To tyle, jeśli chodzi o rozmowę z przyrodnim bratem.

- Ziemia do mojej ulubienicy. - Z transu wyrwał mnie głos Roba, siadającego na krześle przy naszym stoliku. Przyniósł sobie wielki kufel piwa, a mnie butelkę wody. Podziękowałam mu, a on zaczął opowiadać o jego przygodach. Przejeździe przez wielki kanion, corocznych wyjazdach do Tennessee, na zlot motocyklistów i o tym, jak podkręcił obroty w swoim motocyklu. To ostatnie najbardziej mnie zafascynowało, gadaliśmy o tym przez dobre pół godziny, aż Rob wspomniał o Harleyu Street, który stoi przed warsztatem samochodowym Weisa.

- Ten motocykl to ma dopiero moc, pamiętam, jak Weis go pierwszy raz do mnie przywiózł i zapytał, czy da się z niego coś zrobić. Wtedy myślałem, że tylko nadaje się na złom, a tu proszę, postarał się - Zamyślił się na chwilę i wrócił do opowiadania - Chciałem go po tym wszystkim odkupić, ale powiedział, że nie należy do niego. Ach... do dziś się z tym nie potrafię pogodzić. - Przerwał, żeby wypić łyk piwa.

- Wiesz kto go teraz ma? - zapytałam z nadzieją, że Rob pamięta jego imię.

- John Hyde, musiałaś go poznać. Pracuje u Weisa, od kiedy skończył piętnaście lat, teraz to wyrósł na prawdziwego mężczyznę. Uciekł od wuja, mieszka na własną rękę. Biedny chłopak. - Ostatnie zdanie wypowiedział bardziej do siebie niż do mnie.

Siedziałam z Robem jeszcze godzinę, dopóki nie zaczął się zbierać. Zaproponował, że odwiezie mnie do domu, ale odmówiłam. W drodze powrotnej spojrzałam na warsztat, gdzie zobaczyłam stojącego tam zazwyczaj Harleya.
 

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz