Rozdział 22

13K 669 14
                                    

SKYLOR

  Krew,

Strzał,

Więcej krwi

Leje się ze schodów, wypływa z pokoju.

Nie mogę się uwolnić,

Jestem sama,

Krzyczę, ale nikt mnie nie słyszy,

Ból,

Ciemność,

Pustka to koniec

******

Siedziałam na łóżku, próbując dojść do siebie po kolejnym koszmarze. Mijały minuty, godziny, dni, a ja nie miałam zamiaru się stąd nigdzie ruszać. Co noc to samo, w niektóre dni nawet ze zdwojoną siłą. W głowie nie było miejsca na myśli niezwiązane z napadem. Ten sam ból, ten sam smutek.

Gdzie nie patrzyłam, tam widziałam jego oczy.

Martwe oczy mojego tatusia. W tę noc wpatrywałam się w nie przez kilkanaście godzin.

Widziałam krew.

Krew mojego tatusia. W tę noc, moje ubrania nią przesiąkły.

Widziałam ich.

Ludzi, którzy to zrobili. W minioną noc zamordowali mojego tatusia.

Moje myśli krążyły wokół tych osób. Tyle pytań, na które nikt nie potrafił odpowiedzieć. Kim byli? Czy mieli rodziny? Gdzie teraz są? I najważniejsze: Dlaczego? Nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Tata wiedziałby co zrobić.

Gdybym to nie ja poszła wtedy wyłączyć telewizor w moim pokoju, mój tata by żył, za to ja nie. On zrobiłby wszystko, żeby ich znaleźć i patrzeć jak gniją w więzieniu. Ja nie potrafiłam. Byłam słaba. Byłam bezsilna. Byłam do niczego.

Nawet John tak myśli, inaczej nie zostawiłby mnie tam samej, zdezorientowanej i... bezbronnej. Potraktował mnie jak śmiecia, którego miętosił w dłoni, a następnie wyrzucił na ziemie, deptając po nim jeszcze kilka razy. Być może jestem sama sobie winna, nie powinnam tak reagować, pozwalać mu na to, żeby mnie dotykał, żeby odszedł.

Gdy wyszłam na zewnątrz, już go nie było. Wtedy pomyślałam, że może czegoś zapomniał, że zaraz przyjdzie z wielkim uśmiechem na ustach. Ale najwyraźniej myślenie, nie było moją mocną stroną.

Z tego całego pośpiechu zapomniał zabrać swojej torby. Przez te kilka dni leżała obok mnie w łóżku. Nawet raz przez myśli przeszło mi, żeby ją otworzyć, ale nie chciałam naruszać jego prywatności. Chociaż to, co mi zrobił, zabolało. Nigdy nie szukałam zemsty, nie byłam do niej zdolna. Tata był wierny zasadzie oko za oko, ząb za ząb, wtedy myślałam, że to śmieszne, ale teraz wydawało się całkiem logiczne.

Spojrzałam na torbę. Na pierwszy rzut oka była zwykłą, czarną przenośną torbą z logo jakiejś marki po obu stronach. Zdążyłam jednak zauważyć, że John miał ją zawsze przy sobie. Dlatego właśnie zdziwiło mnie to, że o niej zapomniał.

Gdy spałam u niego w pokoju, nigdzie jej nie widziałam, nie to żebym dokładnie przeglądała jego szafy, ale na pewno bym ją zobaczyła, gdyby była gdzieś postawiona.

Złapałam za zamek błyskawiczny i pociągnęłam go, zanim się rozmyślę. Z drugiej strony, gdy ją niosłam byłą strasznie ciężka, aż musiałam kilka razy przystanąć i poruszać ręką.

Zerknęłam do środka, uważnie oglądając, co w niej było. Nie wiem, czego się spodziewałam po takim facecie, jakim jest John. Myślałam, że trzyma w tej torbie „Męskie rzeczy" Na przykład: maszynkę do golenia, koszulkę na zmianę, parę pisemek takich co czytają „prawdziwi mężczyźni", pieniądze i papier toaletowy.

Marco i Marcus zawsze zabierają ze sobą po dwie rolki, nie mam pojęcia, po co im aż tyle, ale może nie ufają pracownikom na stacjach benzynowych. Swoją drogą, kilka razy rzeczywiście nie było papieru, ale to nie powód, żeby zabierać ze sobą od razu dwie rolki.

Jednak to, co tam znalazłam, nigdy nie przyszłoby mi do głowy. Co prawda znalazłam tam koszulkę, maszynkę do golenia i... rolkę papieru toaletowego. Wiedziałam. Ale zamiast pisemek na dnie leżały kolorowe teczki. Wyjęłam je i zaczęłam przeglądać, każdą po kolei.

Chwyciłam ostatnią, zieloną, miała taki sam kolor, co moje oczy. Na tej wyjątkowo nie znalazłam nazwiska na okładce tak jak na pozostałych. Była dość gruba, raczej najgrubsza ze wszystkich.

Chwyciłam za sznurek, który zawiązany był na kokardkę. Tylko on dzielił mnie od dowiedzenia się, co kryje ta teczka.

Zawahałam się, a co jeśli są tam prywatne informacje, z którymi John nie chciał się dzielić? A co mi tam, niech on tym razem poczuję się jak śmieć, w każdym razie mam nadzieje, że tak się poczuje, zasłużył. Pociągnęłam za sznurek.

Gdy ją otworzyłam, moją ręką zamarła w pół ruchu. Spojrzałam w oczy osoby, z którą przebywałam dzień w dzień, którą kochałam całym sercem, a także duszą. Która na moich oczach się wykrwawiła, a ja nie mogłam jej pomóc. Przed oczami miałam zdjęcie mojego ojca.

W tej teczce były wszystkie informacje o życiu mojego taty. Data urodzenia, przyczyna śmierci, kim był, informacje o rodzicach, o mnie. To wszystko wydawało się takie nierealne. Czytając to, znów poczułam się, jakby był przy mnie, wychodził do pracy, wracał i zasypiał ze mną. Jego maile, SMS-y, notatki, to wszystko było skopiowane i umieszczone w teczce. Czytałam je po kilka razy, wszystko było o jego pracy, interesach.

Przeglądałam dalej, na samym końcu leżało przygniecione zdjęcie, na którym ja i tata jemy lody. Potem następne, na placu zabaw. I jeszcze jedno, na moich urodzinach. Tam były zdjęcia z całego mojego życia, które spędziłam pod opieką taty.

Odłożyłam teczkę na bok, wciąż przyglądając jej się z niedowierzaniem. Po co Johnowi potrzebna jest biografia mojego ojca? Spojrzałam na inne teczki, które były rozłożone przede mną.

Znalazłam dwie, które miały nazwisko Hale na okładce. To były informacje o Marco i Marcusie. Były także cztery inne. Lecz tych nazwisk nie rozpoznałam. Co to, do cholery ma być!? Wydawało mi się, że go znam i to całkiem dobrze, a teraz? Okazuje się, że nie mam bladego pojęcia, kim naprawdę jest John. On wiedział o mnie wszystko, za to nigdy nie mówił mi o sobie, o swojej przeszłości. Prawie się całowałam z osobą, która jest mi kompletnie obca.

Otworzyłam szufladę, w której chowałam telefon. Wzięłam go razem z pudełkiem i włożyłam do torby, przykrywając koszulką. Nie chce do niego już niczego, ale mimo to nie mogłam pozwolić, żeby się zepsuł.

Zeskoczyłam z łóżka i podeszłam do szafy, w której trzymałam zaoszczędzone pieniądze. Wyciągnęłam kopertę i spojrzałam do niej, lekko wzdychając. Nie było tego dużo. Pieniądze były jeszcze z czasów przed napadem.

Zatrzymałam je na czarną godzinę, może nie jest to sytuacja kryzysowa, ale nie lubię być dłużna. Włożyłam kopertę do torby i ją zamknęłam, wychodząc z pokoju.

Od kiedy Michael postanowił nadrobić stracony czas z synem, mogłam stąd normalnie wychodzić. Marco robił wszystko, żeby pokazać, jak dobrze wychowała go jego matka, stając na głowie, żeby jego ojciec był zadowolony. Teraz szczególnie przyda mi się trochę swobody.

Zeszłam ze schodów i ruszyłam w kierunku drzwi, rozglądając się dookoła z przyzwyczajenia. Po drodze wzięłam jeszcze banana z kuchni i schowałam go w kieszeni bluzy. Czy wspomniałam też, że mogę brać stąd jedzenie? Zaczęłam zakochiwać się w moim nowym dziadku, Michaelu.

-Kochana, gdybyś wracała dziś do domu, mogłabyś kupić mi tę dobrą czekoladę?-Michael rozsiadł się wygodnie na krześle w kuchni. Miałam wrażenie, że przez większość czasu, jaki tu spędził, przesiadywał właśnie w tu.

-Jasne — Powiedziałam i wyszłam na zewnątrz, ruszając przez puste drogi miasta.

Uderzyłam trzy razy pięścią w drzwi. Nie wiedziałam, że w tym wieku można być już głuchym. Czekałam pod tymi drzwiami z jakieś dziesięć minut i wydawało mi się, że jeszcze sobie trochę postoję.

Wiedziałam na pewno, że ktoś jest w domu, bo wszędzie paliły się światła i można było usłyszeć lecącą z kranu wodę.

Tym razem uderzyłam z całej siły nogą. Usłyszałam kroki po drugiej stronie i wzniosłam oczy ku niebu. W końcu ktoś zdecydował się podejść do tych cholernych drzwi. Otworzył je Ashton, współlokator Johna, który miał przewieszony wokół bioder jedynie ręcznik.

-Co tam Skylor? John wyszedł jakąś godzinę temu — Powiedział z pianą w ustach.

-Bardzo dobrze, że wyszedł, możesz mu to oddać?- Wepchnęłam mu torbę w ręce. Ashton widząc ją, zrobił duże oczy. Najwyraźniej on też zdążył zauważyć, że John zawsze miał ją przy sobie. Nie czekając na odpowiedź, zeskoczyłam ze schodów.

-Hej, poczekaj!- Niechętnie się odwróciłam. Ashton podbiegł do mnie, trzymając w jednej ręce torbę, a drugą przytrzymując ręcznik. – Skąd ją masz?

-Myślisz, że ukradłam?- Zapytałam go, unosząc brwi do góry. Chłopak zdziwił się i szybko pokręcił głową, a jego twarz zrobiła się czerwona.

-Nawet przez myśl by mi nie przeszło, że mogłabyś ją ukraść. Chciałem tylko wiedzieć, gdzie ją zostawił, bo wiesz- Urwał w połowie, jakby nie był do końca pewny, czy chce to powiedzieć.-On jej raczej nie opuszcza.

-Zdążyłam już to zauważyć. Zostawił ją w hali, na drugim końcu miasta — Razem ze mną. Ale na całe szczęście Ashton nie musiał tego wiedzieć.

-Mam mu coś przekazać?- Pierwszy raz z nim rozmawiałam, więc nie wiedziałam, jaki jest Ashton, zazwyczaj zwracałam uwagę tylko na Johna, ale teraz wydawało mi się, że jest w porządku.

-Nie musisz — Odwróciłam się do niego plecami i zrobiłam kilka kroków w przód. Kiedy byłam już pewna, że na mnie nie patrzy, obróciłam głowę i zerknęłam na Ashtona, który zmierzał w kierunku domu.

*******

-Pij, pij, pij!- Opróżniłam już ósmy kieliszek tej nocy, co znaczyło, że nie długo będę leżała pod jakimś stołem zupełnie zalana.

Postawiłam go z hukiem na blacie, a kropelki, które zostały na dnie, poszybowały do góry, rozbijając się o drewnianą powierzchnię. Uniosłam głowę do góry, patrząc na ludzi, którzy stali obok mnie. Uśmiechnięty barman nalał znów do pełna, a ja nie czekając, chwyciłam kieliszek, podnosząc go już do góry.

-Twoje zdrowie Rob!- Nie czekając, wlałam w siebie zawartość następnego kieliszka, chociaż podświadomie wiedziałam, że dzisiejszego wieczoru przesadziłam.

Wchodząc dziś do baru, Rob, widząc moją minę, postawił mi kolejkę, potem następną i następną. Dopóki stawiał, nic już mnie nie obchodziło.

Dwóch motocyklistów James i Jay, a może Ethan i Jamie, podeszli do mnie biorąc na ręce i podrzucając na środku baru. Gdy już im się znudziło, opróżniłam jeszcze dwa kieliszki i poszłam tańczyć, mimo że byłam jedyną, która wydawała się chętna do zabawy. Ale lepiej być szczęśliwą, niż się ograniczać.

Po tych kilku kolejkach straciłam poczucie czasu i...orientacje w terenie. Rob zaproponował, że odwiezie mnie do domu, ale powiedziałam mu, że ktoś po mnie przyjedzie. Oczywiście było to kłamstwo. No bo kto chciałby po mnie przyjechać? Śmierć z zaświatów na tęczowym jednorożcu? Bardzo chętnie, przystanę na tę propozycję.

Zataczałam się bez celu, aż dotarłam do tak dobrze znanego mi domku. Ledwo weszłam po schodach, potykając się o stopnie. Ale grunt, że w ogóle doszłam!

Chciałam zapukać, tylko coś mi chyba nie poszło, bo uderzyłam całym ciałem w drzwi, przylegając do nich niczym pijawka, pragnąc krwi.

-Co do cholery!?- Męski głos rozprzestrzenił się w mojej czaszce. Podtrzymałam się ściany budynku, w momencie, gdy drzwi gwałtownie się otworzyły. A przepraszam, Ashton je otworzył.

-Ja, do cholery!- Rozłożyłam szeroko ręce i niezdarnie przytuliłam się do chłopaka. Nie odsunął się, jedynie głęboko westchnął. Jednak po chwili złapał za moje ręce i odsunął je od siebie, stawiając mnie przy ścianie. Zamknął drzwi i pomógł mi dojść do kanapy. Położyłam się, a raczej runęłam na nią, kiedy kanapa podcięła mi nogi. Chłopak przypatrywał mi się ze współczuciem, przyciskając dłoń do czoła.

-Coś ty sobie zrobiła — No co zrobiłam? A coś zrobiłam? Przecież ja się tylko dobrze bawiłam. Chyba mi się należało.

Ashton gdzieś poszedł, więc wstałam, albo wydawało mi się, że wstałam, bo chwile potem ktoś mnie podnosił.

Chłopak podał mi szklankę z wodą, którą trzymał w dłoni. Nagle strasznie zachciało mi się pić. Wyrwałam mu ją, rozlewając połowę na dywan. Ups.

Opróżniłam szklankę i postawiłam ją na stolik, tyle że nie trafiłam, więc spadła na ziemie, rozbijając się na drobne kawałeczki. Roześmiałam się, widząc minę Ashtona, który wyglądał jak chłopczyk, któremu ktoś podeptał lizaka.

-Gdzie jest mój facet?- zapytałam, opierając się o oparcie kanapy. Gdy Ashton mi nie odpowiedział, spojrzałam w jego stronę. Zbierał potłuczone szkło na szufelkę, klnąc przy tym siarczyście.

-Zaraz po niego pójdę — I poszedł, zaraz gdzie poszedł? Ja mam jakiegoś faceta? O cholera, on poszedł po Johna! Sturlałam się z kanapy i ukryłam za nią. Tu mnie nie znajdzie, nie ma szans.

-Widzę cię — Cholera, a tak się starałam! Wszystko na nic, a mogło być tak dobrze.

John przykucnął obok mnie, z dziwną miną. Przez chwile przyglądał mi się, ale zaraz odwrócił wzrok, głęboko wzdychając.

Wstał i szybkim krokiem wyszedł z pokoju. Patrzyłam za nim, ale potem zdałam sobie sprawę, że leżałam na ziemi jak idiotka i spróbowałam się ponieść.

Złapałam za oparcie kanapy i powoli wstałam, chociaż moje mięśnie odmawiały współpracy. John i Ashton rozmawiali, żywo gestykulując. W końcu Ashton przeszedł przez korytarz, zatrzaskując z hukiem drzwi. Jak się domyślałam do swojego pokoju.

Chłopak spojrzał na mnie i przejechał ręką po twarzy. Jego mina była rozbawiona, a jednocześnie biło od niej napięcie.

-I co ja mam teraz z tobą zrobić, hę?- To on jeszcze nie wiedział? To, co mu najlepiej wychodziło.

-Zostawić mnie, przecież raz już to zrobiłeś — Mocno zacisnął szczęki, zauważyłam, jak mięsień na twarzy mu drgnął. Mimo wszystko próbował zachować spokój.

-To nieprawda — Jak to nie jest prawda, to co? Raczej dobrze pamiętam, że mnie wtedy zostawił.

-Powiedz szczerze i nie kłam. Kim ja dla Ciebie jestem, co?-Nie odpowiedział, tylko wpatrywał się we mnie, jakby nie mógł z rozumieć, że to on jest odpowiedzialny za stan, w jakim byłam.-Nie zasługuje nawet na tyle, nie? – Odwrócił wzrok, patrząc w podłogę.- Języka Ci zabrakło, do cholery!? Odpowiedz mi!- Odwrócił się do mnie tyłem, łapiąc za głowę. Przeczesał ręką włosy, jakby chciał zaoszczędzić na czasie.

-Jesteś moją przyjaciółką — Syknął przez zęby, a ja zauważyłam jego napięte ramiona.

-Nie jestem pewna czy przyjaciół się tak traktuje, jak ty mnie ostatnim razem- Nie odwrócił się, a ja błądziłam wzrokiem po jego plecach.- A mój ojciec? Po co, ci była ta teczka ?- Podeszłam do niego i szarpnęłam, żeby na mnie spojrzał. Nagle zrobiłam się bardzo trzeźwa i wściekła, mimo to, przy takim gwałtownym ruchu, obraz przez chwile mi się zamazał.- Kim ty jesteś?- Spojrzałam mu w oczy, które były jedną wielką tajemnicą. Zupełnie puste. Nie przemawiała przez nie żadna emocja. - Mówiłeś, że mnie nie skrzywdzisz, że będziesz mnie bronił, jeżeli ci na to pozwolę. Myślałam, że wyraźnie dałam ci pozwolenie, nie pamiętasz?- Nie odpowiedział, a więc to był koniec. Tylko czego? Nawet nie przypominałam sobie początku.

Zrobiłam krok do tyłu, kręcąc przy tym głową. Obraz rozmazywał mi się przed oczami, jednak z całej siły starałam się utrzymać na nogach. Podeszłam do drzwi, starając się nie potknąć o nic, co stało mi na drodze.

-Zależy mi na tobie, bardzo. Nie chce cię skrzywdzić, a tak by się stało, gdybym tego nie przerwał — Chwyciłam za klamkę i przez chwile tak stałam, zastanawiając się nad jego słowami. Po kilku sekundach nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi.

Ostatni raz spojrzałam za siebie, ale spotkałam się z tym samym obrazem, jaki był przed chwilą.

-Za późno John, już to zrobiłeś — Zrobiłam krok do przodu, zamykając za sobą drzwi. Wydawało mi się, że jedynie to potrafiłam teraz zrobić.  


Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz