Rozdział 19

13.4K 688 11
                                    

SKYLOR

  Marco wpatrywał się w Johna z chytrym uśmieszkiem. Następnie przeniósł wzrok na mnie i znów na chłopaka. Potrząsnął lekko głową i wybuchł śmiechem. To nie mogło wróżyć nic dobrego. Odkąd z nim mieszkałam ani razu, się tak nie śmiał. Czasami tylko, uśmiechnął się pod nosem, jak jego konkurent został zlikwidowany.

John stał wyprostowany i gotowy, jakby zaraz miał rzucić się na Marco. Ja stałam pomiędzy nimi, patrząc to na jednego, to na drugiego. Bałam się tylko tego, że zaraz będą skakać sobie do gardeł. Mężczyzna włożył ręce do kieszeni spodni i uśmiechnął się szeroko.

-Hyde. Kiedy cię ostatni raz widziałem, byłeś chudy jak patyk. Widzę, że Teofil o ciebie zadbał — John stał wyprostowany jak struna. Gdybym nie przyjrzała mu się uważniej, pomyślałabym, że w ogóle nie oddycha. Marco patrzył z satysfakcją na chłopaka, jakby znalazł jego słaby punkt. – No co tak patrzysz Hyde? Jakby twój ojciec i matka nie spłonęli, na pewno nie wyrósłbyś na porządnego mężczyznę — Marco uśmiechał się od ucha do ucha. Wciągnęłam z sykiem powietrze. Wiedziałam, że życie go nie rozpieszczało. Domyślałam się, że ktoś dla niego ważny mógł zginąć, ale przez myśl mi nie przeszło, że stracił rodziców i to w tak okrutny sposób. Samo słowo „Spłonęli" już boli.

John miał zaciśnięte szczeki i napięte wszystkie mięśnie. Zrobił krok do przodu, nie spuszczając wzroku z Marco nawet na sekundę.

- Gdyby mój ojciec żył, na pewno by mnie tu nie było. Co znaczy, że wtedy miałbyś cholerne szczęście, i nigdy byś mnie nie spotkał — Wiem jaki wpływ na ludzi ma John, w jego obecności są spięci i czują strach na samą myśl palnięcia czegoś, co mogłoby go zdenerwować. Może i Marco nie pokazywał tego, że przestraszył się Johna, nadal miał na twarzy wielki uśmiech, jednak zauważyłam też, że mięśnie mu się napięły, gdy chłopak zrobił krok w jego stronę. Marco przeniósł swój wzrok na mnie.

- A ciebie to muszę wsadzić do izolatki. Ile razy mówiłem, że nie masz, do cholery, nigdzie wychodzić, bez mojej wiedzy!- Krzyknął, a ja skurczyłam się w sobie. John jakby otrząsnął się z transu, od razu do mnie podszedł, zasłaniając mnie przed Marco.

-Masz tak do niej nie mówić.

-Nie będziesz mi mówił, co mogę, a czego nie. Zresztą, po co ją tak bronisz. Chcesz, żeby skończyła tak jak twoja matka? Puszczając się na prawo i lewo? – John natychmiast chwycił za poły marynarki Marco i przyparł go do ściany. W jego oczach widziałam furię.

- Moja matka nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego ojcu, rozumiesz? Nigdy!- Marco cały czerwony na twarzy wisiał kilka centymetrów nad ziemią, mimo to nadal uśmiechał się z wyższością. Widziałam, że Johnowi puszczają nerwy. Podeszłam do nich i próbowałam odciągnąć chłopaka. Niestety nie miałam tyle siły.

- Ale jedno muszę przyznać, przyjemnie się ją pieprzyło — Właśnie w tej chwili Marco przelał czarę goryczy. John odciągnął go od ściany i cisnął nim na ziemie. W chwili, gdy chłopak miał już skończyć z Marco, w drzwiach pojawił się jeden ze wspólników mężczyzny. Jego oczy natychmiast się rozszerzyły, patrząc na tę scenę. Marco podniósł się z ziemi i powiedział coś do niego szeptem. Zanim wyszedł, spojrzał jeszcze na mnie i Johna.

-Masz tupet, żeby tu przychodzić, Hyde — Uśmiechnął się, bez krzty rozbawienia. Jego wzrok przeniósł się z chłopaka na mnie.- A ty lepiej dobrze się zastanów, zanim wskoczysz mu do łóżka — Odwrócił się i zrobił krok w stronę korytarza.- Każdy ma tajemnice, a on szczególnie.- Zamknął za sobą drzwi, poczekałam jeszcze chwile, aż odejdzie, następnie odwróciłam się do Johna. Tyle że nie było po nim śladu. Podbiegłam do okna i wystawiłam przez nie głowę. John stał na dole, patrząc w ziemie. Nie mam pojęcia dlaczego, ale poczułam się jak w Romeo i Julii. Wyskoczyłam i zaczepiłam nogę o kratkę. Spojrzałam jeszcze raz w dół. Wcale nie było tak wysoko. Schodziłam powoli, uważając na to, żeby przypadkiem nie spaść i połamać czegoś Johnowi, w końcu człowiek nie piórko, trochę waży. Powoli stawiałam stopę w miejscach, które znałam na pamięć i które wiedziałam, że są bezpieczne. Byłam już przy końcu, gdy nagle nie odnalazłam stopą kratki i chcąc chwycić się mocniej, jak na zawołanie moje mięśnie odmówiły posłuszeństwa i puściłam się. Poczułam, że upadłam na coś miękkiego, otworzyłam oczy i spojrzałam wprost w mieszaninę zielono brązowych kolorów, jakie tworzą cudowne oczy Johna.

-Myślałam, że nie wyrządziłeś żadnych szkód, wchodząc na górę.- Dopiero teraz zorientowałam się, jak blisko były nasze twarze. Milimetry dzieliły nasze usta od siebie. Gdyby moja szyja drgnęła od niewygodnego ustawienia, mogłabym go pocałować. Och, czemu ta szyja jeszcze się nie zbuntowała? John popatrzył na moje usta, także zastanawiając się, dlaczego się nie ruszył. Niechcący moja ręka ugięła się pod ciężarem ciała i upadłam na trawę obok chłopaka. Zapamiętajcie, jeżeli znajdziecie się w takiej sytuacji i jej nie wykorzystacie, to będzie to wina waszej szyi!

John podniósł się i podał mi rękę. Przyjęłam ją i razem ruszyliśmy w stronę bramy, nie mówiąc ani słowa. Wiedziałam, że nie jest w nastroju na rozmowy po tym, co zaszło z Marco, jego zachowanie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, odkąd wszedł do mnie przez okno. O Mój Boże, jak to brzmi. Dlaczego nie mam normalnej rodziny, która urządza cudowne kolacyjki? Dlaczego, żeby się do mnie dostać, trzeba wejść przez okno? Dlaczego moja mama codziennie jest poniżana przez tych sukinsynów? Najwyraźniej Bóg, tworząc mnie, nie miał najlepszego dnia.

Zsiadłam z motocykla Johna przed jego domem. Szedł przede mną nadal lekko spięty, wyjął klucze i wskoczył po schodkach, powtórzyłam jego ruchy i stanęłam za nim. Gdy otworzył drzwi, pierwsze co zobaczyłam to pięść celująca wprost w nos Johna. Odsunęłam się, nie mogąc wyjść z podziwu, i to wcale nie dlatego że John oberwał, należało mu się, ale przez to, że nie zdążył się odsunąć. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył na Johna, jakby ten mu kogoś zabił. Mimo to, że na jego twarzy były czerwone plamy, zapewne od zdenerwowania, był całkiem przystojny.

-Ufałem ci! Jak mogłeś mi to zrobić, wiedziałeś, jak mocno ją kocham! Oddałbym za nią życie, a ty chciałeś mi ją odebrać!- Krzyczał, za to ja zobaczyłam dziewczynę ze spuszczoną głową, która stała za chłopakiem. John otrząsnął się po uderzeniu i gdy właśnie miał coś powiedzieć, chłopak uderzył go ponownie w to samo miejsce.

- Daj mi coś powiedzieć, do kurwy nędzy, i zostaw już mój nos w spokoju!- Wszyscy trzej aż podskoczyliśmy, słysząc ton głosu Johna. Wszedł do domu, zabierając z lodówki zamrożone mięso i przyłożył je do bolącego miejsca. Stanęłam obok drzwi na wszelki wypadek, jakby powtórzyła się scena z zeszłego razu, jak ta dwójka był w konflikcie. Oj, nie, tym razem nie mam zamiaru dostać garnkiem. John spojrzał na Alison, która nadal stała ze spuszczoną głową i uważnie przysłuchiwała się rozmowie.

-Stary, naprawdę nie wiem, co we mnie wstąpiło. To był impuls, naprawdę nic nie czuje do twojej dziewczyny. Nie chciałem jej pocałować — Gdy te słowa opuściły usta Johna, Alison gwałtownie uniosła głowę i ze zdziwieniem wpatrzyła się w chłopaka, jak w obraz. Mnie za to na te słowa skurczył się żołądek. Wprawdzie mówił, że nic do niej nie czuje, ale gdy tam stałam, nie widziałam, kto kogo całował. Miałam taką małą nadzieję, że to jednak nie John, ale jednak nadzieja matką głupich.

-To prawda?- Zapytał chłopak, który także patrzył na dziewczynę, lecz teraz był o wiele spokojniejszy. Alison nadal wpatrywała się w Johna, który niezauważalnie skinął głową.

- Tak, to prawda — Po tych słowach odwróciła się i razem z chłopakiem poszli do jego pokoju. Zanim jednak weszli, dziewczyna odwróciła głowę i ułożyła usta w słowo „Dziękuje". John obrócił się w moją stronę, z krzywym uśmieszkiem. Podeszłam do niego i stanęłam na palcach.

-Pokaż to — Odsunął mięso z twarzy. Jego nos był opuchnięty i lekko zakrwawiony, ale nie wyglądał, jakby był złamany.

-Nic mi nie będzie — Uśmiechnął się szerzej, pokazując proste białe zęby, chociaż jeden jego siekacz był lekko krzywy. — Chodźmy stąd, zanim zdecyduje, że dostałem za mało — Wychodząc na zewnątrz, uderzyło w mnie wieczorne powietrze. Popatrzyłam na niebo, na którym widać już było kilka gwiazd porozrzucanych w różne miejsca. John zamknął drzwi i zaprowadził mnie do garażu, w którym stoi jego Harley.

-Bethy, także się dzisiaj oberwało — Wskazał na kierownice, która była lekko zabrudzona żółtą mazią. Usiadł na jednym fotelu, który stał w kącie. Ja za to usiadłam na blacie obok narzędzi.

-Dlaczego Bethy?- Zapytałam z nadzieją, że w końcu się dowiem, dlaczego ją tak nazywa.

-A dlaczego nie?- Zbył mnie i natychmiast zmienił temat.- Ostatnio wymieniłem sprzęgło — Rozmawialiśmy o innych częściach, które moim zdaniem także powinien zmienić. Rozmowa ciągnęła się w nieskończoność, po godzinie zobaczyłam jak całe napięcie, które było spowodowane dzisiejszym dniem, znika jak za dotknięciem magicznej różdżki. Przypomniało mi się, co Marco mówił o Johnie. „Każdy ma swoje tajemnice, ale on szczególnie" Chciałabym się dowiedzieć, jakie one są. Chciałabym wiedzieć o nim wszystko. Chciałabym, żebyśmy spotkali się w lepszych okolicznościach. Niestety chcieć można, ale nie zawsze się to dostaje.  

Walcz do końcaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz