- Witam, panie Styles. - oszczędziłem sobie zbędne, fałszywie sztuczne przywitania i wszedłem do środka pokoju.

- Och, cześć, synu.

- Chcę znać prawdę. Zrobiła to celowo, czy to jedna w twoich gierek?

- Mówiłem, żebyś trzymał się od niej z daleka. Znowu próbowała wciskać ci jakieś bajeczki?

- To nie była odpowiedź na moje pytanie! Jeżeli mnie oszukałeś, to przysięgam, że cię zniszczę. - parsknął śmiechem, wstając z fotela.

- Tak? A co zrobisz?

- Wszystko. Przez ciebie mogę  stracić wszystko, więc odbiorę ci jeszcze więcej. - kipiałem ze złości, aczkolwiek zachowałem resztki zdrowego rozsądku.

- Kochany, beze mnie...

- Będzie o wiele lepiej. Dam sobie radę i dobrze o tym wiesz. - pojąłem, że perfidnie mnie okłamał, a tym samym skłócił mnie z Katie. 

Po napiętym spotkaniu z ojcem, wybrałem się do brunetki. Waliłem w drzwi przez dłuższą chwilę i liczyłem na to, że otworzy mi młoda kobieta, jednakże się przeliczyłem. 

- Czego, chuju? - otworzył mi Will w samych bokserkach z piwem w dłoni. Miał neutralny wyraz twarzy, ale wiedziałem, że kierowała nim nienawiść do mnie.

- Fajne gacie. Przepuść mnie.

- Nie. Chyba nie sądziłeś, że przyjedziesz tutaj i wpuścimy cię cali w skowronkach. Uważałem, że założyciele firm są mądrzejsi. Jesteś wyjątkiem.

- Will, jestem świadomy tego, że...

- Nie, nie jesteś! Zachowałeś się wobec niej jak kutas. 

- Gdzie ona jest?

- Nie ma jej.

- A gdzie jest?

- Nie powinno cię to obchodzić. Wynoś się stąd.

- Gdzie ona jest? - powtórzyłem.

- Pojechała do lekarza. - odpowiedział krótko i widząc moją zawziętość - odpuścił. Usiadł na kanapie, a ja zająłem miejsce niedaleko niego. Przetarłem twarz dłońmi i pierwszy raz czułem taką ekscytację. Musiałem skontaktować się ze swoimi prawnikami, ponieważ nie widziałem już sensu na zwlekanie z tym. Miałem zamiar wziąć rozwód. Katie mogła być w ciąży, więc to było oczywiste, że zrobię wszystko, aby pozwoliła mi wrócić. Nawet jakby nie była, to musiałem ją przeprosić. - Jak tam Alice?

- Proszę cię...

- No co? To w końcu twoja żona.

- Mieszkamy razem, ale nic więcej. Nie rozmawiałem z nią.

- Och, zazdroszczę szczęścia w małżeństwie. - był niezmiernie złośliwy, jednak to nie było ani trochę zaskakujące. Przez resztę czasu siedziałem jak na szpilkach, ponieważ ucieszyłbym się na wieść o dziecku. Zwłaszcza, że miałem mniej szans na posiadanie potomstwa, jednakże wciąż je miałem i ta ciąża by o tym dowodziła. Gdy usłyszałem otwieranie się drzwi, poderwałem się i wbiegłem na korytarz.

- Co on tu robi? - zignorowałem jej niechęć i chwyciłem jej policzki w swoje dłonie.

- Jesteś w ciąży? - zawahała się i zerknęła na Willa, jednakże on stał za mną, więc nie mogłem zobaczyć, co robił.

- Nie, nie jestem. - zauważyłem coś nienaturalnego w jej oczach, lecz nie zamierzałem jej męczyć.

- Nie jesteś?

- Nie.

- Nie będziemy mieć dziecka?

- Nie, dlatego wyjdź stąd. Nie masz tu czego szukać.

- Proszę cię, wybacz mi.

- Ostrzegałeś mnie przed swoim ojcem, a sam mu uwierzyłeś...

- Wiem, wiem, że popełniłem błąd, ale...

- Nie ma "ale". Po prostu już wyjdź.

- Biorę rozwód. Tym razem na pewno. 

- Gratuluję. Idź.

Hmm, ktoś tu kłamie ^^

Liczę na Was x

Kocham xx

Break The Rules, StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz