(36)

3.5K 257 9
                                    

– Mogłabyś przestać?

Luke chodził po pokoju wkurzony. Spojrzałam na niego znad telefonu. Leżałam na brzuchu na jego wielkim łóżku i wymachiwałam nogami. Miałam świetny humor, a ekran telefonu tylko poszerzał mój uśmiech.

– Lubię twojego brata – wypaliłam. Podparłam sobie głowę na wnętrzu dłoni.

– Nawet mnie nie denerwuj – wywrócił oczami, przerzucając ciuchy z kąta w kąt. Nie był zły bez powodu. Denerwował go fakt wczorajszej imprezy z jego braćmi, a wcześniej wspólne spędzenie czasu z rodzicami. Jeszcze jakby było tego mało, Jack i ja złapaliśmy dobry kontakt, co go bardziej rozjuszało. Westchnęłam.

– Czego szukasz, Lukey? – Wzdrygnął się, odwróciwszy powoli do mnie.

– Mojej czarnej bluzy – przeczesał palcami włosy.

– Tej, którą miał dziś od rana na sobie Jack? – Blondyn zmiażdżył mnie spojrzeniem.

– Miał. Ją. Na. Sobie? – Wycedził przez zaciśnięte zęby.

– No – zaczęłam chichotać.

Luke wyleciał z pokoju, sycząc pod nosem różne przekleństwa pod adresem swojego brata. Wiedziałam, że zaraz wybuchnie trzecia wojna światowa. Powróciłam jednak wzrokiem na ekran telefonu, znów szczerząc się jak głupia. Jack, jaki by nie był, to sprawił, że Luke uśmiechał się poprzedniego wieczora.

~Tweet~
@ShakyJacky Wielki powrót brata i tajemnicza piękność ;) *załącznik* @awenaqueen @penguinboy


Na tym zdjęciu wcale nie udawał uśmiechu, był naprawdę szczęśliwy. Miałam szczerą nadzieję, że to spowodowane było spędzeniem czasu z braćmi i odnowieniem kontaktów z nimi. Wiedziałam jednak, że za cztery godziny mieliśmy lot, a wcale nie byliśmy spakowani.

Poderwałam się na równe nogi w celu odnalezienia Luke'a. Musiał mi pomóc, bo sama na pewno nie ogarnęłabym tego chlewu, który on sam zrobił. Zbiegłam na parter, gdzie zastałam Jack'a, siedzącego na stołku barowym za to brak obecności Luke'a.

– Widziałeś... – zaczęłam.

– Szukał mnie, ale matka mu powiedziała, że wyszedłem, choć tak naprawdę siedziałem w kącie i on se wyszedł z domu, a ja z kryjówki – opowiedział. Włożył sobie łyżeczkę do ust, którą zajadał jogurt.

– Wrednyś – zmrużyłam powieki.

– Troszku – wzruszył ramionami, a ja wyczułam, że coś jest nie tak.

– Pomożesz mi się spakować, skoro go nie ma? – zaproponowałam, jako ciekawą alternatywę. Miałam skrytą nadzieję, że odciągnę go od problemów. Ten jednak spojrzał na mnie smutno. – Co jest?

– Nic – westchnął, wstając. Wyrzucił następnie kubeczek do śmieci, a łyżeczkę od razu umył. – Chodźmy.

Ruszyliśmy razem na górę, choć odczuwałam dziwną potrzebę pomocy mu. Jack był w porządku, a zachowywał się dziecinnie tylko przy nas. Luke dwie nocy temu zastał w kuchni matkę i rozmawiał z nią. Powiedziała mu między innymi o zachowaniu jego braci i jakie zmiany w ich zachowaniu zauważyła. Tęsknili za nim, to było widać.

Podczas pakowania rzeczy do toreb, Jack wreszcie się przełamał.

– Przykro mi, że na tak krótko przyjechaliście – spojrzał na mnie, kucając przy torbie.

– Och – zagryzłam wargę. – Nie możemy zostać. Nasza przyjaciółka niedługo rodzi i Michael'owi przyda się wsparcie Luke'a, a Roni moje. Po tym, jak go tutaj traktowaliście, myślę, że sam będzie chciał tu wrócić.

Posłałam mu delikatny uśmiech, pakując bluzkę.

– Gdyby nie ty... – potarł kark – prawdopodobnie nigdy byśmy już go nie zobaczyli. Dziękuje ci, Maddy.

Już miałam się odezwać, gdy do pokoju wleciał wściekły Luke.

– Znalazłem cię – warknął do brata, który spojrzał na mnie błagalnie.

– Lukey, pakuj się, bo ja tego nie ogarnę sama, a mamy samolot za trzy godziny! – Rzuciłam w niego spodniami.

– Masz szczęście – mruknął. – Przynieś mi moją bluzę – pokazał palcem na brata.

– Się robi – wstał uradowany.

Nagle mój telefon zawibrował, dając znać o nowej wiadomości. Podeszłam do urządzenia, widząc sms'a, ale nim zdążyłam go odczytać, Calum zaczął do mnie dzwonić. Odebrałam.

– Jeśli dzwonisz zapytać, kiedy wracamy, to wiedz, że dzisiaj – przytrzymałam telefon ramieniem, by móc złożyć bluzkę. W tym czasie do pokoju wszedł Ben.

– NIE UWIERZYSZ, KURWA, CO SIĘ WŁAŚNIE STAŁO!

– Ogłuchłam? Tak, też nie wierzę – wywróciłam oczami.

– Przestań! – To nie było skierowane do mnie. Słyszałam, jak w tle ktoś krzyczy, a ktoś inny... ciężko określić. – Maddy!

– No ja! – zaśmiałam się, gdy Ben patrzył na mnie z uniesioną brwią. Postanowiłam dać na głośnomówiące.

– MICHAEL STUL PYSK DO KURWY!

– Nie krzycz na niego, Hood! – warknął Ashton.

– Cześć – przywitał się bez entuzjazmu Luke.

– Boże, słuchajcie! Roni ona właśnie... – usłyszeliśmy krzyk.

– Rodzi... – szepnęłam.

– No jakbyś zgadła!

– Boże, chodzę z idiotą – Celesty zabrała mu telefon. – Tak, Roni rodzi, a Michael panikuje, że to przed terminem – wyjaśniła.

– O boże – zakryłam usta ręką. – Ale przecież to i tak był ósmy miesiąc, a raczej jego koniec – zamrugałam.

– No. Lekarze twierdzą, że wszystko jest w porządku, ale ogarnij Clifforda – wiedziałam, że ona jako jedyna była tam opanowana.

– Będę, kurwa, zaraz ojcem! – Wywrzeszczał Michael.

Razem z Luke'm zaczęliśmy się śmiać.

– Dopiero do niego dotarło – zakpił blondyn, zapinając zamek walizki, kończąc tym samym pakowanie.

– Dobra, kończę, bo oni zaraz orgazmu dostaną... Calum jak się nie ogarniesz, to powiem Luke'owi, co żeś zrobił z jego autem. – Młody Hemmings spojrzał na telefon, a ja momentalnie przejrzałam na oczy.

– Dobrze, ucałuj Roni, gdy będzie po wszystkim. Paa! – Rozłączyłam się błyskawicznie.

– Zrobiłaś to celowo – zmrużył oczy.

Uśmiechnęłam się niewinnie. Schowałam urządzenie do kieszeni spodni i podziwiałam, z jaką prędkością uwinął się Luke. Jack zdążył już pojawić się w pokoju.

– Ej, zaprosicie nas na ich lub wasz ślub, co nie? – Zaśmiał się Ben.

– Nikt nic nie planuje, ale gdyby to się zmieniło to tak – zapewniłam.

– Zapomnij, że pokażemy im, gdzie mieszkamy! – Fuknął Luke. – Będą przyjeżdżać pod byle pretekstem.

– Hej! – Żachnął się Jack.

Talks With Lover//5sos//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz