(19)

3.6K 302 32
                                    

*Luke*

Spóźniłem się, zdawałem sobie z tego doskonale sprawę. Maddy mi nie odpisywała, w ogóle się nie dziwiłem, skoro napisała, że mnie nienawidzi. Cholera, to nie tak, nie tak to miało wyglądać. Tyle razy ją przepraszałem, obiecywałem, ale nie wychodziło. Wszystko wina tego, jak bardzo skupiałem się na swojej przeszłości, ale wreszcie zrozumiałem, jak wielki to był błąd. Obsesyjnie szukałem Jareda i wieści o nim. Wszystko, czego się dowiedziałem, wcale nie należało do miłych wiadomości roku. Teraz jednak musiałem o tym zapomnieć i zrobić wszystko, by Maddy mi wybaczyła. Teraz naprawdę pragnąłem wrócić do dawnego trybu życia.

Nagle zatrzymuję się pod dobrze znanym mi domem i zaczynam walić w drewniane drzwi. Po chwili otwiera mi Michael z niemałym szokiem.

– Stary, co ty tu robisz? – Pyta, a ja nie umiem odpowiedzieć.

– Ja tego nie mogę... ja myślę...

Motałem się, ale jak mogłem dopuścić do siebie myśl, że to przed chwilą zdarzyło się naprawdę? Jeśli tak bym zrobił, to bym go zabił, zabił Jareda.

– Luke? Ty nie na balu? – Usłyszałem gdzieś głos Roni, ale znów niespecjalnie mnie to interesowało.

– Co się dzieje, powiedz wreszcie, a nie owijasz w bawełnę! – Michael przywrócił mnie do pionu.

– Drugi raz to zrobił, ale nie myślałem, że ona taka jest. Zresztą po Alice też się tego nie spodziewałem – czułem, jak mój oddech przyspiesza, a mnie zalewa fala gniewu.

– Luke...

– Całował się z Maddy, a ona go nie odepchnęła... – I w tym momencie, wyłączyłem moje złudne nadzieje. To się wydarzyło, nie oszukam się.

– Co ty bredzisz?! – Krzyknęła.

– Zabiję go, tym razem go po prostu zabiję. Nie, nie dam rady się powstrzymać.

Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem szukać tego skurwysuna. Oczywiście musiałem pójść pod jej dom, bo tam go widziałem. Może nawet teraz weszli do domu?! Nie, po prostu rozpierdolę go na kawałki!

– Stary, spokojnie! – Na drodze stanął mi Michael, który zdawał się przerażony moim wybuchem.

– Jak mam być spokojny, kiedy moją dziewczynę całuje inny, a ona mu na to pozwala?! – Odpycham Mike'a od siebie. Pomogło.

– To jakaś chora pomyłka, Luke. – Starał się, ale to gówno dawało. – Pomyśl racjonalnie. Maddy nigdy by tego nie zrobiła, przecież cię kocha.

Zaśmiałem się.

– Chyba już nie. Może najwidoczniej to moja wina, tak, na pewno tak będzie mówić.

Złość przemieniła się w śmiech, śmiech rozpaczy. Usiadłem na krawężniku i powoli śmiech zastępowały smutek i żal. Może to moja wina? Nie twoja. Może zerwała ze mną i tak naprawdę nie powinienem być zły? To był Jared, nie zerwała, zdradziła.

– Tak, masz racje – szepnąłem.

– Co? – Zaciekawił się Mike.

Nawet nie wiem, kiedy usiadł obok mnie.

– Myślę, że ma racje – spojrzałem na niego, mrużąc powieki.

– Ale... kto?

– Jutro to z nią wyjaśnię. Tak, jutro...

Wstałem i pokierowałem się do swojego domu. Jutro zakończę to raz na zawsze. Zakończę moje piekło.

***

Wstałem skoro świt i przygotowałem już moją wypowiedź na spotkanie z Maddy. Moja podświadomość miała racje. Zaufałem jej i mnie pokarano. Ubrany i w pełni gotów wyszedłem z domu. Droga do domu Maddy nie była specjalnie daleka, zadbałem o to zupełnie niepotrzebnie. Straciłem tylko moją ceną przestrzeń osobista, którą pewnie teraz miała codziennie zakłócać. Nie pukałem do jej domu, bo po co? Od razu pokierowałem się do jej pokoju, dziś nie chciałem wchodzić oknem. Byłem prawie pewien, że na dole widziałem buty Ash'a, ale może mi się zdawało? W końcu, co jego buty robiłyby u niej?

Wszedłem do jej pokoju bez pukania, za bardzo byłem zajęty myśleniem, by pamiętać o takich błahych sprawach. Siedziała na krześle przy biurku, ale jej wzrok szybko znalazł się na mnie. Wyjęła słuchawki z uszu i stanęła naprzeciwko mnie. Jej wzrok mówił o zmęczeniu, ale nie mogłem dać się zwieść. Tym razem nie byłem tu, by przepraszać.

– Luke... – zaczęła, ale to ja tu miałem sprawę.

– Chciałbym, byś oddała mi klucze od domu. Mojego domu – zaznaczyłem. Ściągnęła brwi zdziwiona, ale nawet nie ruszyła się z miejsca. – Możesz mi je zwrócić?

– A-Ale dlaczego?

– Bo nie chcę, byś je miała, skoro nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Takie to dziwne, że proszę o klucze, które już ci się nie przydadzą? – Powoli zaczynałem się denerwować.

Takie było moje postanowienie. Nie chciałem znów robić zadymy, im wszystkim o to chodziło. Chcieli mnie sprowokować i znów oddać do czubków. Postanowiłem więc rozegrać to na spokojnie. Chciałem tylko powiedzieć jej, by trzymała się ode mnie z daleka i oddała klucze. Czyż to nie najlepsze wyjście?

– O czym ty mówisz? P-Przecież nie zerwaliśmy... – Jej wyraz twarzy sprawiał, że bardziej się irytowałem...

Może to powód mojego zranienia. Najchętniej przytuliłbym ją i powiedział, jak bardzo ją kocham, ale nie mogłem tego zrobić. To oznaka słabości, a ja nie mogłem być słaby.

– Nie? Wydawało mi się, że tak – udałem głupiego. – Tak czy inaczej, ja przynajmniej nie lizałem się z inną tylko dlatego, że nie udało ci się czegoś zrobić – widziałem, jak jej oczy się szklą, ale nie mogłem się złamać. – To, co z tymi kluczami?

– L-Luke, to nie tak... – zaczęła płakać. – Jared zabrał mnie na bal, byłam zła i zawiedziona, że znów mnie oszukałeś, ale pomiędzy mną a nim niczego nie ma, przysięgam! – Podbiegła do mnie, chwytając za kołnierz kurtki.

Odepchnąłem ją, trochę zbyt mocno ściskając za jej nadgarstki, wiedziałem to.

– Nie obchodzi mnie to! Jesteś taka sama jak Alice! Widać, że siostry – zakpiłem. – Klucze masz oddać któremuś z chłopaków, skoro teraz to dla ciebie taki problem. Daj mi święty spokój.

Wycofywałem się, czując, że jednak nie dam rady zdobyć kluczy. Nie, nie dlatego, że ona mi ich nie chciała dać. Powód leżał gdzieś indziej, gdzieś zakopany w moim sercu, które bolało, gdy płakała i wszystko tłumaczyła. Czułem, że mogę się złamać i po prostu udać, że takie wydarzenie nie miało miejsca... przecież nie da się wymazać, więc dlaczego usilnie gdzieś w głębi pragnąłem to zrobić?

– Luke, błagam, uwierz mi! – Chwyciła mnie za rękę.

– Maddy, kurwa, daj mi spokój! – Wyszedłem szybko, trzaskając drzwiami od jej pokoju.

Na moje nieszczęście, w korytarzu zobaczyłem Alice w samej koszuli, co na początku jakoś nie zwróciło mojej uwagi. Zmierzyłem ją przekpiwczym wzrokiem.

– Obie jesteście siebie warte.

Podsumowałem i zbiegłem na dół. Miałem dość, dzień się zaczął, a ja miałem go zwyczajnie dość.

– Hej, co ty tak... – spojrzałem przelotnie na Asha, nim wyszedłem.

Wyglądał na zdezorientowanego i podejrzliwego, ale miałem to gdzieś... Chwila... koszula, buty... Zatrzymałem się w pół kroku i odwróciłem w kierunku domu, z którego wybiegłem. Ashton przespał się z Alice?!

Talks With Lover//5sos//✔Where stories live. Discover now