(31)

3.1K 249 9
                                    

Podczas rozmowy z matką Luke'a i jego bratem, w pomieszczeniu panowała napięta atmosfera. Czułam niemal, jak Luke powstrzymuje się, by nie wstać i po prostu wyjść. Wiedziałam, że robił to dla mnie i czułam się z tym trochę źle. Zmuszał się od godziny odpowiadać miło i uprzejmie, choć moja dłoń była prawie pozbawiona krwi. Za każdym razem, gdy musiał odpowiedzieć, ściskał mocno moją rękę.

– Mieszkacie blisko? – Zagadnęła Liz. Postanowiłam go wyręczyć.

– Nie, mieszkamy pod Nowym Jorkiem – uśmiechnęłam się serdecznie. Kobieta zdziwiła się widocznie.

– Och, tak daleko? Wyprowadziłeś się sam czy z chłopakami? Dawno ich nie widziałam.

– Razem z nimi – odparł krótko.

– Też znaleźli sobie kogoś na stałe? – posłała mi uśmiech, a Jack prychnął.

– Zależy, jak na to spojrzeć – zamyślił się, odpowiadając.

– Jak to?

– Ashton nie jest już z Ashley, Michael znalazł Roni, która niedługo ma urodzić mu bliźniaki, a Calum o dziwo również sobie kogoś znalazł – uśmiechnął się lekko, a ja odetchnęłam z ulgą. Udzielił długiej odpowiedzi i jeszcze się uśmiechnął.

– A gdzie tu inna strona spojrzenia? – kobieta uniosła wysoko brwi.

– Nie zaczaiłaś? – zaśmiał się Jack. – Ashton to ruchacz, więc wiadome było, że znudzi się Ashley, bez urazy – spojrzał na nas. – Calum to idiota niepotrafiący być w związku, a Michael to synek mamusi i aż dziw, że machnął bliźniaki!

Kobieta wytrzeszczyła na niego oczy i przez chwile miałam wrażenie, że niemo do niego przemawia. Zapadła krępująca cisza, którą przerwał głośny śmiech Luke'a.

– Michael już nie jest synkiem mamusi – pokręcił rozbawiony głową.

– Teraz jest zakochanym kundlem* – dodałam, spoglądając na Luke'a, który zrozumiał, bo znów się zaśmiał.

– Czemu mu tak dziś nie powiedziałem – zadał pytanie retoryczne. Zerknęłam na kobietę, która wyglądała na zadowoloną, a zarazem smutną. Patrzyła z uśmiechem na Luke'a tak samo jak Jack. Mój chłopak jednak wolał wgapiać się w podłogę niż na nich spojrzeć.

– Długo tu zostajecie? – odezwał się Jack.

– W poniedziałek mamy lot – odparłam.

– A macie nocleg? – zagadnęła bardzo ciekawa.

– Niespecjalnie – speszyłam się, bo to nie ja powinnam o tym rozmawiać.

– Och, to cudownie! – wstała uradowana, splatając palce u dłoni. – Zostajecie u nas do poniedziałku!

– Co?– zdziwił się Jack równocześnie z Luke'm. Nie rozumiem, dlaczego ten drugi, skoro taki był plan... mniej więcej.

– No, to. Luke nadal ma swój pokój – uśmiechnęła się do nas. – Sprzątnęłam w nim trochę i wietrzyłam regularnie, więc nie ma problemu. – Nagle naszą rozmowę przerwał dzwoniący telefon Jack'a.

– O, sorry, to Ben – odebrał i zniknął gdzieś w domu.

– To jeśli chcecie, to możecie w każdej chwili tam pójść, a ja biorę się za przygotowanie pysznego obiadu, bo razem z ojcem mamy sporo wam do opowiedzenia – puściła nam oczko i wyszła z salonu.

Luke wypuścił głośno powietrze, jakby dopiero teraz mógł odetchnąć pełną piersią. Opadł zmęczony na oparcie sofy, nadal trzymając mnie za rękę.

Talks With Lover//5sos//✔Where stories live. Discover now