(30)

3.4K 269 15
                                    

Już tydzień później oboje siedzieliśmy w samolocie do Sydney, by odwiedzić rodzinę Luke'a. Ledwo obudził się tego ranka, a już nie tryskał optymizmem. Gdy koło ósmej w jego domu pojawili się chłopacy, już wiedziałam, po co przyszli. Michael często rzucał mu docinki, by jeszcze bardziej blondyn znienawidził ten dzień. Ashton'a bawił zdenerwowany Luke, który usilnie starał się uśmiechać. Calum podobnie jak Mike dogryzał na każdym kroku, aż Luke nie wytrzymał i rzucał w nich, co wpadło mu w ręce.

Na szczęście siedzieliśmy już w samolocie i chłopak mógł się zrelaksować, choć chyba nie było to takie proste. Trzymając nasze ręce splecione, czułam, jak od czasu do czasu gwałtownie ściskał mocniej moją dłoń. Mogłam się tylko domyśleć, że to powód na wspominania z jego domu rodzinnego. Oparłam głowę o jego ramię, będąc pewną, że to w jakiś sposób mu pomoże.

– Nienawidzę ich – szepnął nad moim uchem. Uśmiechnęłam się lekko.

– Dlaczego?

– Zniszczyli doszczętnie początek i tak chujoweo dnia – westchnął szybko.

– Ej – podniosłam głowę, by musnąć nosem jego nos. – Będzie dobrze.

– Chyba tylko dlatego, że będziesz obok i zamiast gapić się na nich, będę gapił się na ciebie – wyszczerzył się głupkowato.

– Zabawne – wywróciłam oczami.

– „Dziewczyna zmusiła cię do odwiedzenia mamusi? Ojoj..." – udawał głos Mike'a. – Powiedział ten, co biegał do mamusi, gdy tylko zadzwoniła, a gdy poznał Roni, to wyrzekł się mamusi.

– Serio? – spytałam rozbawiona.

– Tak było.

Rozluźnił się, aż w końcu udało mu się zasnąć. Skoro do tego doszło, oznaczało to tylko jedno. W nocy musiał długo rozmyślać, jak potoczy się ten dzień.

Gdy dolecieliśmy na miejsce, Luke zamówił dla nas taksówkę, a ja w tym czasie powiadomiłam wszystkich, że dolecieliśmy do celu. Przez przypadek dostrzegłam też nowe zdjęcie Ashley, na którym był również Chris.

~Tweet~
@ashleynotcliff Mój synek xx *załącznik*


Zawołałam Luke'a, by pokazać mu urocze zdjęcie. Uśmiechnął się pod nosem.

– Wiedziałem, że nie jest taka głupia, za jaką ma ją Ash.

Zgodziłam się z nim, choć sama w nią powątpiewałam. Ashton tęsknił za synem, więc pomyślałam, że powinnam pogadać z nią i namówić na spotkanie z Ashton'em.

***

Dopiero po wyjściu z taksówki pod dawnym domem Luke'a, zaczęło to być dla mnie stresujące. Nie znałam tych ludzi, a jedynie jego braci i to ze zdjęcia. Wypuściłam powietrze ze świstem, gdy Luke objął mnie ramieniem i pocałował w skroń.

– To był twój pomysł, kochanie – zakpił, wyczułam to. – Musisz przez to przejść.

By mu się odgryźć, chwyciłam swoją torbę na ramię pewniej i ruszyłam jako pierwsza do drzwi. Chłopak stał chwilę jak słup, ale szybko do mnie dołączył ewidentnie zły, że nie zrezygnowałam. O nie! Ja nigdy nie zrezygnuje. Stanęliśmy pod drzwiami, a ja drżącą ręką sięgnęłam do dzwonka. Pociągnęłam Luke'a, by to jego pierwszego zobaczyli. Syknął pod nosem i już chciał mnie skarcić, ale drzwi się otworzyły. Spojrzałam na chłopaka, który przypominał mi jednego ze zdjęcia. To musiał być jego brat. Ściągnął brwi, patrząc raz na mnie, a raz na Luke'a, jakby nie do końca wiedział, kim jesteśmy. Mój chłopak za to wpatrywał się na mnie, bojąc zerknąć na tego, kto otworzył drzwi. Zdjęłam mu kaptur, by szybciej go poznano i odwróciłam przodem do jego brata. Ten rozchylił usta w lekkim szoku.

– L–Luke? – zmierzył go od stóp po czubek głowy. – Jezu, brat – przylgnął do blondyna, zamykając w uścisku. Potarłam ramiona, napawając się tym widokiem. Szok Luke'a i radość jego brata były czymś naprawdę cudownym. Widać było, że młody Hemmings nie spodziewał się takiego powitania, a starszy cieszył się na widok brata.

Gdy się od siebie odsunęli, przeniesiono wzrok na mnie.

– A któż to? – Uśmiechnął się ciepło. Już chciałam się odezwać, gdy Luke mnie przyciągnął do siebie ramieniem, jakby chciał wyznaczyć pewne granice.

– To moja dziewczyna Maddy – przedstawił mnie. – Maddy, to mój brat Jack.

– Miło poznać – podał mi dłoń, a ja ją ujęłam. – I wow! Mało tego, że przyjeżdżasz, to jeszcze przedstawiasz nam swoją dziewczynę! Wchodźcie – zrobił przejście, a ja musiałam pociągnąć lekko Luke'a, by wszedł do środka.

– Nie ma odwrotu, jak już tu wejdziemy – szepnął mi na ucho w momencie, kiedy przekroczyliśmy próg. Syknął pod nosem, ale twardo nie chciał pokazać mi swojej złości, zapewne na mnie.

Usłyszeliśmy zamknięcie za nami drzwi, a obok nas szybko pojawił się Jack.

– Wejdźcie do salonu, a ja zawołam matkę – Luke ściągnął brwi, jakby nie rozumiejąc czegoś.

Weszliśmy do salonu, bo Luke doskonale znał układ pomieszczeń w tym domu, dlatego Jack zostawił nas samych. Usiedliśmy na beżowej kanapie, ale Luke zdecydowanie był pochłonięty głębokim rozmyślaniem. Chciałam go objąć, ale do salonu szybko wkroczyła kobieta średniego wzrostu o lokowanych blond włosach. Jego matka. Chłopak spiął się i odwrócił na nią wzrok.

– Synu... – kobieta zakryła sobie usta dłonią, a młody Hemmings wstał. Podeszła do niego szybko i przytuliła, a mnie znów uderzyła fala szczęścia. Zupełnie jakbym przeżywała te wszystkie emocje razem z nimi. Jack stał w progu salonu i opierał się o framugę z lekkim uśmiechem.

– Witaj, matko – wzdrygnęłam się na jego szorstki i oficjalny ton. Przełknęłam ślinę, a kobieta się w tym czasie odsunęła. Jej wzrok szybko powędrował na mnie, a jej brwi się ściągnęły.

– Mamo, nie uwierzysz! – Do pomieszczenia pewnie wkroczył starszy brat Luke'a. – Luke przyjechał przedstawić nam swoją miłość.

Luke spojrzał na mnie z miną w stylu: „zabierz mnie stąd". Nie miałam jednak takiego zamiaru, dopóki nie powiedziałby tego na głos. Taka była umowa.

– Jestem Maddy – przedstawiłam się, uśmiechając ciepło. Kobieta jakby ucieszyła się na ten gest.

– Witaj, skarbie. Jestem Liz – przytuliła mnie do siebie niepewnie.

– Miło mi panią poznać – odsunęłyśmy się od siebie, a Luke od razu splótł nasze palce ze sobą. Kobieta spojrzała na nasze dłonie i uśmiechnęła się sama do siebie.

– Usiądźcie, zrobię coś do picia, a Jack – zwróciła się do syna – dzwoń po brata.

– Jak przyjedzie – zaśmiał się, wyjmując telefon.

– W tym domu wszyscy czekaliśmy na ten dzień – wróciła do nas wzrokiem. Usiedliśmy na kanapie, a oddech mojego chłopaka nie był równy.

– Wszystko ok? – pogładziłam wierzch jego dłoni kciukiem.

– Mamy tu wytrzymać dwa dni? – spojrzał na mnie błagalnie.

– Tak, kochany mój – wytknęłam mu język.

– Nie przeproszę cię – wyczułam, że wcale nie żartował. Nie czuł się tu dobrze, ale obiecałam sobie, że zrobię wszystko, by poprawić mu humor. 

Talks With Lover//5sos//✔Where stories live. Discover now