(32)

3.1K 271 20
                                    

Leżąc z Luke'm na łóżku, czekaliśmy, aż wybije godzina kolacji. Chłopak zamknął drzwi od pokoju, nie chcąc widzieć nieproszonych gości, a ja postanowiłam odpuścić, widząc jego huśtawkę nastojów. Czytałam książkę, aż Luke nie objął mnie w brzuchu. Spojrzałam na niego, ale on miał zamknięte oczy, a czując jego oddech na moim prawym ramieniu, uznałam, że potrzebuje odpoczynku. Cmoknęłam go w czoło i wróciłam do lektury.

– Nie jesteś zła? – spytał zachrypniętym głosem.

– O co? – Nie patrzyłam na niego.

– Wybuchnąłem, chociaż to nie na ciebie byłem zły – wodził nosem po moim ramieniu.

– Luke, chyba nie planujesz mnie znów przepraszać? – zaśmiałam się. – Podobno nie miałeś zamiaru tego robić.

– Jesteś wredna – zmrużył oczy.

– I zakochana w takim jednym idiocie.

– Ten idiota też jest w tobie zakochany – mruknął, podnosząc się na łokciu.

– Och, nie wiedziałam. – Udałam niewzruszoną.

– Ma pani udowodnić? – Zabrał z moich dłoni książkę i odłożył ją na szafkę nocną, tym razem nie zamykając jej.

– Hm, mógłby – wplotłam palce w jego włosy.

Luke pochylił się i złączył nasze usta w rytmicznym pocałunku. Nie okazywaliśmy sobie zbyt często takich czułości, więc za każdym razem, gdy już do tego dochodziło, odczuwaliśmy z tego ogromną satysfakcję. Jakbyśmy całowali się po raz pierwszy.

Blondyn poprawił się, umieszczając się na mnie i pogłębił pocałunek. Podobała mi się ta bliskość. Wiedziałam, że chociaż na chwilę przestanie myśleć, gdzie jest i co za chwilę go czeka. Chociaż tak mogłam mu pomóc.

Nasze beztroskie pocałunki przerwało pukanie do drzwi. Luke jęknął niezadowolony.

– Jak za dawnych lat, to samo – wywrócił oczami, schodząc ze mnie. – Otwarte – wrócił do swojej poprzedniej pozycji, obejmując mnie.

Głowa Jacka pojawiła się w pokoju, a łobuzerski uśmieszek wtargnął na jego usta.

– Przepraszam, że przeszkadzam w igraszkach, ale za dziesięć minut kolacja. Ostatnie cmoki i schodzić – zacmokał, a Luke wziął poduszkę i rzucił celnie w Jacka.

– Spieprzaj. – Na reakcje Luke'a zaczęłam się śmiać. Przypomniał mi się dzisiejszy poranek.

– Sam spieprzaj, gruchocie pierdolony – pokazał bratu środkowy palec i zamknął szybko drzwi.

– Nie wierzę, że jesteśmy spokrewnieni i to on jest starszy – skarżył się.

– Wstawaj, gruchocie – spojrzał na mnie ze znudzoną miną.


Zeszliśmy na dół, trzymając się za ręce. Luke wiedział, gdzie ma iść, bo ani razu się nie zawahał. W końcu pojawiliśmy się w sporych rozmiarów jadalni, gdzie stół był pięknie zastawiony.

– Przygotuj się na falę pytań – szepnął, całując mnie w skroń.

Jak na każdej kolacji, gdzie to poznaje się drugą połówkę swojego dziecka, pomyślałam. To jednak nie była zwykła kolacja, a my nie byliśmy pewni, jakie pytania mogą paść. Dostałam jednak ostrzeżenie, by nie mówić nic o Alice i to wystarczyło.

Do jadalni wszedł Jack z pytaniem do Luke'a, które nie wydawało mi się ciekawe, ale Luke najwidoczniej był miło zaskoczony, bo szybko wdrążył się w temat. Odsunęłam się od niego, czego nawet nie zauważył i przemknęłam do kuchni. Pani domu krzątała się przy kuchence, a gdy mnie dostrzegła, uśmiechnęła się szeroko.

– Witaj. Mam nadzieje, że Luke wyszedł z pokoju – spytała, a ja zdawałam sobie sprawę z udawanego uśmiechu. Bała się, że jej syn jednak nie będzie miał ochoty na rodzinną kolację.

– Wyszedł – zapewniłam. – Rozmawia z Jackiem w jadalni.

– Och... – była wyraźnie zaskoczona. – Jak dobrze wiedzieć, że się dogadują.

– Owszem – podeszłam do niej bliżej.

– Jesteś dobrą dziewczyną – powiedziała szczerze. – Cieszę się, że Luke jest przy tobie szczęśliwy. Dzisiaj widząc jego uśmiech – zamyśliła się na chwilę – to takie cudowne uczucie. Od tak dawna nie widziałam, jak się szczerze śmieje. Jestem ci wdzięczna – dotknęła mojego przedramienia.

– Często się uśmiecha. Mamy wspaniałych przyjaciół i to nie tylko moja zasługa.

– Rozumiem. Mimo wszystko, dziękuję – przytuliła się do mnie.

– JA PIERDOLĘ, LUKE! – wzdrygnęłyśmy się obie, słysząc obcy głos.

– Ben, słownictwo! – odkrzyknęła oburzona Liz. Więc to jego drugi brat. – Nawet nie słyszałam, jak wszedł.

– Mamo, a Luke i Jack się biją – Ben udał głos dziecka, które skarży. Szybko jednak dotarło do mnie, co on powiedział. Obie z kobietą weszłyśmy do jadalni i zobaczyłyśmy, jak Luke i Jack na przemian wymierzając sobie lekkie uderzenia w żebra. Pokręciłam rozbawiona głową.

– Jak nie przestaniecie, to przysięgam, śpicie na dworze – pogroziła im obu.

– To Maddy razem ze mną – odparł dumnie Luke.

– To nie fair – oburzył się Jack.

– Kurwa, jestem w przedszkolu – Ben pokręcił głową.

– Ben, słownictwo! – upomniała go po raz kolejny. – I Maddy nie spałaby z tobą na zewnątrz, bo w środku. Jestem pewna, że zsolidaryzowałaby się ze mną. Prawda?

– Oczywiście – zaplotłam palce za plecami, a Luke uniósł brwi.

– Ej, ej! – wtrącił się Ben. – Ale kto to Maddy? To jest... ty jesteś... Osz kur... – zawahał się, patrząc na matkę – kurdę. Luke ma dziewczynę!

Podszedł do mnie szybko, a Luke zerkał przez jego ramie, by widzieć, co robi jego brat.

– Jestem Ben, ten starszy i bardziej rozważny – uścisnęłam jego dłoń.

– Miło mi cię poznać.

– Dobrze, ja idę dokańczać, a wy tu macie być spokojni – przejechała wzrokiem po całej trójcę.

Byłam taka szczęśliwa w duchu, że w ciągu kilku minut wszystko się zmieniło. Luke się uśmiechał, a gdy jego matka zniknęła w kuchni, Jack znów się na niego rzucił.

– No dzieci – Ben znów pokręcił głową, stojąc obok mnie.

– Ale lepiej by byli dziećmi, niż się szczerze nienawidzili – spojrzałam na niego, a on na mnie.

– Masz racje. Byłem szczerze zdziwiony i myślałem, że serio się tłuką. Ale widząc uśmiech Luke'a, którego nie widziałem tak długo... zrozumiałem, że wrócili moi dawni bracia.

– Wiedziałam, że przyjazd tutaj był dobrym pomysłem.

– Wszyscy za nim tęskniliśmy, ale baliśmy się, jaki teraz jest – zerknęłam na niego, a on wydawał się szybować gdzieś w wyobraźni. – Kiedyś łatwo było go wytrącić z równowagi. Baliśmy się, że jest teraz w więzieniu albo leży gdzieś pobity w rowie – spojrzał na mnie smutno. – Widok uśmiechniętego Luke'a był tak daleki, że żadne z nas nawet o tym nie myślało. A tu proszę – uśmiechnął się szeroko – ma dziewczynę, przekomarza się z bratem, uśmiecha się, no i żyje.

– Jestem tu dla niego – odparłam.

– Nie przyjechałby tu sam, prawda? – Nie musiałam odpowiadać, by domyślił się odpowiedzi. – Fajnie, że przyjechał z tobą. Przynajmniej jest weselej. – Znalazł plus.

– Nie bajeruj – prychnęłam, wracając do kuchni.

Gdybyśmy wiedzieli, że ta dobra aura pryśnie jak bańka mydlana, nigdy nie zjedlibyśmy tej kolacji...

Talks With Lover//5sos//✔Where stories live. Discover now