2.2 A może jednak jestem coś warta?

590 55 12
                                    

Zbladł, chociaż myślałam, że to niemożliwe, aby osobniki jego gatunku mogły być jeszcze bledsze i skierował spojrzenie na stół. Milczał przez parę dobrych sekund, po czym wreszcie się otrząsnął. Przełknął głośno ślinę i odparł gorzko:
- Piękne imię – wreszcie spojrzał na mnie po raz kolejny, tym razem z niemałym zainteresowaniem.
- Dzięki – przyspieszyło mi tętno. Wszystko idzie na razie dobrze z planem – A ty, jak masz na imię? – spytałam niby obojętnie, starając się utrzymać dłonie przylepione do kolan.
- Burnts - wyprzedziła go jego kochanka – ma już dziewczynę, tak dla twojej wiadomości – dopowiedziała ostro.
"Ma już dziewczynę" zabrzmiało potężnie w mojej głowie. Poczułam gulę w gardle, ale mimo wszystko udało mi się wykrztusić:
- Niespotykane imię.
Dziewczyna zbadała mnie wzrokiem, na co Burnts zaśmiał się cicho i pochylił się, aby wyszeptać jej coś do ucha. Oczywiście, zareagowała radośnie. Uśmiechnęła się z wyższością w moją stronę. Najwyraźniej musiałam wyglądać na bardzo zdziwioną, bo chłopak zwrócił się do mnie, lekko przyciszonym głosem:
- Musimy już iść z Lacey do domu.
- Porobić różne rzeczy, których tu nie moglibyśmy zrobić – dodała, zarzucając włosy do tyłu.
Zacisnęłam dłonie pod stołem w pięści. Zrozumiałam aluzję, wręcz za doskonale. Poczułam nieprzyjemne mrowienie rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa.
- O rany! Mój chłopak na mnie czeka! Kompletnie o nim zapomniałam! Też już muszę się zbierać– miałam nadzieję, że zabrzmiało to realistycznie. Nie mogłam wyjść na ofermę w oczach Burnts'a.
Oboje spojrzeli na mnie znudzeni. Na moje policzki wkradły się dwa, mocne rumieńce. Zaczęłam pocić się ze stresu. Co mam teraz robić?
- Ojej, to ty masz chłopaka? – spytała Lacey, której nadałam przydomek „zdzira".
- A czemu miałabym nie mieć? – podniosłam zaciekawiona brew. Burnts przyglądał się nam, rozbawiony.
- Nie chcę niczego sugerować – zarumieniła się, jakby zrozumiała, że postąpiła źle.
- Ależ słucham uważnie – podparłam podbródek dłońmi, dumna z siebie.
Spojrzała panicznie na Burnts'a, który odpowiedział jej wzruszeniem ramion.
- Zapomnij.. – spuściła wzrok – ...Przepraszam – wymamrotała wreszcie.
Zdziwiona, wybałuszczyłam oczy. Przeprosin się nie spodziewałam.
- Nie ma sprawy – mruknęłam pod nosem, oceniając ją wzrokiem, jednak dziewczyna pospieszenie wstała z krzesła i zaczerwieniona odpowiedziała, że musi iść do toalety i żebyśmy na nią poczekali. Wręcz otworzyłam lekko usta ze zdziwienia. Zostawiła nas samych. Tylko on i ja. Ja i on tak, jak za dawnych czasów. Poczułam przypływ adrenaliny, jednak Burnts tylko siedział spokojnie naprzeciwko mnie. Oczywiście ten wewnętrzny spokój nie zabronił mu zadawania pytań.
- Ile masz lat? – spytał lekko zachrypniętym głosem. Oniemiała, odpowiedziałam:
- Siedemnaście - mój głos zabrzmiał niepewnie zważywszy, że nie wiem dokładnie ile mam teraz lat. Nie mam zielonego pojęcia, kiedy to ciało, w którym jestem się narodziło na ten świat.  Wiem tylko, że tyle miałam, jako Melody. Reakcja Burnts'a była nieprzewidziana. Kłapnął zębami, położył zaciśnięte pięści na stole i wstając z krzesła, pochylił się w moją stronę.
- Doprawdy? Ciekawe – wycedził – bardzo przypominasz mi pewną osobę – wytłumaczył z zaciśniętymi zębami.
O kurczę. Błagam, aby się nie domyślił, że to ja. Mimowolnie zadrżałam.
- Wielu osobom kogoś przypominam – odpowiedziałam niemrawo. Kiedy wróci ta cała Lacey?!
Wreszcie odsunął się trochę ode mnie, usadawiając się normalnie na krześle.
- Przepraszam, trochę mnie poniosło – ułożył usta w wąską linię, zastanawiając się nad czymś.
- Choleryk? – spytałam z zawahaniem.
Kąciki ust mu drgnęły, gdy na mnie ponownie spojrzał.
- Coś w tym rodzaju – przyznał, po czym spytał – A tak między nami, mieszkasz z rodzicami?
Serio myślał, że jestem taka naiwna? Przez chwilę poczułam się, jakbym miała na czole wypisane „To ja Melody, pamiętasz mnie jeszcze?"
- Wolałabym tą informację zachować dla siebie, ale tak moim zdaniem to osoby poniżej 18 lat nie mogą same mieszkać – odpowiedziałam powoli, jakby miał mieć problemy ze zrozumieniem mnie.
- Rozumiem – spoważniał – ... i chciałbym cię też przeprosić za moją dziewczynę. Czasem bywa nieznośna. Zastanawiam się nawet momentami nad zerwaniem z nią –.. i tu spojrzał na mnie znacząco. Przyjęłam aluzję i postanowiłam mieć trochę frajdy z życia.
- Mam już chłopaka – westchnęłam z udawanym rozczarowaniem. Nie ma to, jak zwodzenie samego Casanovy, we własnej osobie. Mężczyzna zlustrował mnie wzrokiem, coraz bardziej zaciekawiony moją osobę, jednak chwilę później przyszła Lacey. Od razu załatwiła mu reprymendę na „dzień dobry".
- Nie gap się tak – skomentowała ostro w jego stronę. Chłopak obruszył się lekko, po czym zmarszczył brwi.
- Coś nie tak, skarbie? – spojrzał na nią tym swoim hipnotyzującym wzrokiem. Nawet ja poczułam nagłą chęć przytulenia się do niego. Było w nim tyle tajemniczości i mroku zarazem...
- Czy ty naprawdę nie rozumiesz tego, że ja cię kocham?! – nagle wrzasnęła zrozpaczona – nie chcę być tylko twoją kochanką! – pojedyncze łzy popłynęły jej po policzkach. Podejrzewałam, jak się czuje i przez pewien moment nawet żal mi się jej zrobiło. Spojrzałam szybko na Casanovę. Był zły, a nawet gorzej. Był wściekły. Nawet oczy przybrały mu niecodziennej, ciemniejszej barwy i gdyby nie inni ludzie, siedzący blisko nas i patrzący z zainteresowaniem na zaistniałą sytuację, zapewne już dawno rzuciłby się na nią. Wiedziałam, że jego mina niczego dobrego nie wróży. Nie tylko dla niej, ale dla nas obu.
-----------------------------------------------------
Cześć misie!
I jak wam się podobają Burnts i Lacey? Uważacie, że powinni zostać razem czy się rozejść? A co sądzicie o muzyce? ;) Liczę na waszą opinię i dziękuję za to, że w ogóle czytacie moją książkę. Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy. W końcu piszę tu już dokładnie od roku! To takie wzruszające, że mimo wszystko niektórzy z was nadal są tu ze mną i czytają tą drugą część „Zakazanej Miłości". Dziękuję, Wasza SGK :) xx

Forbidden loveWhere stories live. Discover now