34. Nowe życie

1.6K 146 39
                                    

Sen to tylko imitacja rzeczywistości, tak często mawiał mój tata. Mrok pochłonął umysł mojej zbłąkanej osoby i chociaż zawsze byłam lekko tchórzliwa, to nigdy nie skarżyłam się nikomu, że moje życie było nie-fair lub, iż inni ludzie istnieją w błogiej nieświadomości, a ja już nie i nigdy nawet nie przemknęłoby im przez myśl, że istnieją takie postacie, jak wampiry. No, ale skoro istnieją ludzie to czemu i nie wampiry? Może wróżki też egzystują gdzieś w mrocznych puszczach? Chociaż tego byłoby już o wiele za wiele. Nagle jasność przedarła się przez mrok, który zataczał wokół mnie kręgi. Wtedy ujrzałam chmury. Mnóstwo chmur. I wiedziałam, że już umarłam. Byłam wręcz tego pewna, ale nagle zauważyłam mamę. Moją kochaną mamę, która zmarła wiele lat temu z powodu "choroby". Była ubrana w kusą, obcisłą czerwoną sukienkę sięgającą do połowy uda i podkreślającą jej talię osy, natomiast usta miała umalowane mocną czerwienią, a oczy podkreślone czarnym eye-linerem. Zdrętwiałam. Czyżbym tak szybko trafiła do Nieba? Przecież (...) Jak..?
- Nie umarłaś. Nie pozwolę ci skończyć tak samo, jak ja, córeczko - nagle odezwała się głosem, którego nie powstydziłby się żaden wampir. Był czysty, łagodny... tak rzeczywisty.
- Mamo, ja już nie żyję. Spójrz na mnie - wypaliłam przestraszona, bo kiedy spróbowałam na siebie spojrzeć nic nie widziałam. Nie miałam ni dłoni, ni ciała.
Rodzicielka spojrzała na mnie, albo na mojego ducha, z troską i ze łzami w oczach.
- Przede wszystkim się uspokój. Ty żyjesz. Powiedzmy, że jesteś w stanie zawieszenia, a teraz pozwól mi coś wyjaśnić. Mamy mało czasu.  Burnts się mylił. To nie ty jesteś tą, która zdradzi ludzkość zakochując się w wampirze - spuściła wzrok na swoje czarne botki.
Milczałam. O dziwo wcale, aż tak bardzo się nie denerwowałam. Możliwe, że to przez tą dziwną aurę spokoju i przez to, że nie miałam, jak zagryźć wargi...
- Jesteś Śmiercią. Masz dar przewidywania śmierci.. od teraz - z trudem wypowiedziała ostatnie słowo.
Okay, teraz już nie mogłam dalej pozostać spokojna.
-Jaką znowu cholerną Śmiercią? O co w tym wszystkim chodzi?! - panicznie podniosłam głos, chcąc uciec, ale nie mając, jak. W końcu byłam, jak mi się zdawało, przezroczysta.
- Skarbie.. na świecie istnieją wampiry, ich Łowcy i my, Obdarzeni. Uzyskałaś ode mnie dar dzięki, któremu byłaś w stanie odurzyć daną osobę. Pamiętasz ten moment, gdy zaatakowałaś przez przypadek Burntsa? Zdenerwowałaś się, a muzyka tylko dodała ci energii. Pewnie jesteś ciekawa, jak to możliwe? Otóż każdemu człowiekowi muzyka dodaje energię, tylko że jednym więcej, drugim mniej. Dla nas, Obdarzonych, energia jest niezbędna do przetrwania, a jej niezmierne pokłady zyskujemy codziennie. Wsytarczą nawet nikłe promienie słońca. Teraz, twoje ciało jest.. - mamie zaszkliły się oczy, a usta zadrżały - martwe.
Chciała kontynuuować, ale jej słowa zagłuszył mój szloch i rozdzierający krzyk. Pragnęłam cofnąć się w przeszłość. Zawiodłam mamę. Zawiodłam Luke'a. Zawiodłam wszystkich.
- Przepraszam. Przepraszam, mamusiu. Ja nie chcę umierać! Mam jeszcze tyle rzeczy do zrobienia! Mam-ooo,a t-teraz.. za późno. Żałuję, żałuję, że zakochałam się bez opamiętania w tym podłym masochiście... w - w.. B-b.. - ucięłam, dając się wziąć w ramiona rozpaczy.
Kobieta za, którą tak bardzo tęskniłam, podeszła do mnie i uśmiechnęła się słabo.
- Córuś.. nie żałuj sobie tych wspaniałych chwil, które przeżyłaś, a potem okazały się marnotractwem czasu. Mam tu na myśli pana "Casanovę" - mrugnęła do mnie porozumiewawczo, choć widać było gołym okiem, jak bardzo jest jej przykro. Kiedy już chciałam jej odpowiedzieć, przerwała mi.
- Dobra, nie mamy czasu. Trzeba walczyć. Kiedy żyłam, miałam pewne bardzo ważne..hmm..znajomości - uśmiechnęła się na samo wspomnienie - niektórzy z nich byli bardzo potężnymi Śmierciami. Nawet potrafili przywracać niektórym życie...nieważne... ja po prostu mam pewną możliwość przywrócenia cię na Ziemię, ale musisz mnie uważnie posłuchać, jasne skarbeńku? Nie można się bać. Musisz działać i mam nadzieję, że jeszcze długo mnie nie zobaczysz, bo jeśli mnie ujrzysz... będzie to oznaczało, że umarłaś i wtedy już nie będę w stanie cię przywrócić z powrotem na Ziemię.
- Nie rozumiem... - odparłam oszołomiona tym co właśnie usłyszałam. Przywrócić życie? Ale, jak?
- Nieważne. Kocham cię i proszę ciebie nie panikuj. Znajdziesz się zaraz w innym ciele - z jej ust wydobył się dziwny obłoczek, a potem drugi. W końcu rodzicielka zaczęła kompletnie rozpływać się w powietrzu i to właśnie wtedy poczułam, jakby coś we mnie tchnęło energię - życie.
Promienie słońca przedarły się przez moje powieki, więc w końcu po dobrej minucie otworzyłam oczy i zamrugałam kilkakrotnie, aby przyzwyczaić się do światła. Zmierzwiłam ręką włosy. Tak, dokładnie ręką. Miałam ciało i to bardziej opalone niż moje wcześniejsze. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na swoją drobną dłoń. Wreszcie rozejrzałam się po pokoju, w którym się znajdowałam. Był cały w niebieskim kolorze. Wtedy zrozumiałam. Mama ukradła czyjeś życie i podarowała je mnie. Oznacza to, że rodzice tej dziewczyny, w której teraz byłam ciele, będą myśleć, że jestem ich córką, a to wszystko prowadzi mnie ku nowemu życiu. Będę mogła mieć nowych przyjaciół, chłopaka...
Szybko wyrzuciłam z siebie tą myśl. Nie mogę być egoistką. Mama dała mi drugą szansę, abym walczyła. Niestety, trudno się otrząsnąć z szoku, że przed chwilą było się w innym wymiarze, a już tym bardziej trudne jest do zniesienia to, iż jestem w innym ciele. Ciekawe co się stało z moim poprzednim? Pamiętam tylko, jak Burnts wbił kły w moją szyję, pozbawiając mnie oddechu...
Pewnie wypił całą moją krew albo gorzej, wyrzucił mnie szczurom na pożarcie. Nagle zauważyłam toaletkę na środku dużego pokoju. Wykorzystałam wszystkie moje siły i wstałam z łóżka, aby zaraz po chwili usiąść na krześle przed lustrem. Dziewczyna, którą ujrzałam w odbiciu była oszałamiająco śliczna i szczupła. Wybałuszczyłam oczy, nie widząc choćby jednej znajomej części mojej prawdziwej twarzy. Niechciana łza potoczyła się po moim zarumienionym policzku. Czarne, lekko falowane, włosy opadały lekko na ramiona, nadając mojemu wyglądowi brazylijski akcent. Na szczęście oczy miałam zielone, co prawda ta zieleń była mocniejsza niż moja poprzednia... Wzięłam głęboki wdech, chcąc zapomnieć.. najlepiej o wszystkim. Kiedy wstałam z krzesełka zauważyłam, że jestem wysoka. Zakładam, że obecnie mam metr 70. Natomiast wiekowo wyglądałam na jakieś.. 17 lat. Wszystko wyjaśniło się, kiedy do pokoju ni stąd, ni z owąd, wparowała dwójka obcych mi ludzi. Krzyknęłam głośno i odsunęłam się, aż pod samą ścianę. Serce przyspieszyło mi tempa, a żyła na mojej szyji zaczęła niebezpiecznie pulsować.
- Wszystkiego najlepszego, skarbie - słowa kobiety po czterdziestce jakimś cudem przedarły się przez mój zniewalająco głośny skowyt. Nowa mama..? Opadłam bezwładnie na podłogę i pozwoliłam sobie na zamknięcie oczu. Nie obchodzi mnie, jak wyglądam ani kim teraz jestem. Mam przed sobą misję i nie spocznę póki jej nie spełnię. Od teraz jestem maszyną do zabijania, trucizną, która uśmierca wszystkich jednym spojrzeniem. Jestem Śmiercią i moim celem jest odebrać złym osobom życie. Od teraz nie jestem Melody, a Burnts jest moim największym koszmarem tak, jak zapowiadał to od samego początku. Mylił się co do mnie, a ja myliłam się co do niego (...)
*******************
Skarbki moje! :*
Dziękuję, że jesteście ze mną od samego początku...
.... Mam smutną wiadomość :((
Zbliżamy się do końca książki..
Jeśli jakimś cudem chcielibyście jej drugą część, to napiszcie komentarz pod spodem :))
Pozdrawiam i przepraszam za tak długą nieobecność :>

Forbidden loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz