Komplikacje

3.8K 282 23
                                    

Czarne BMW wpadło w poślizg. Załamana, zakryłam rękoma twarz.
- Pomocy! - wrzasnęłam, po czym ułożyłam dłonie na biodrach. Czekałam, aż kierowca wyjdzie z samochodu albo chociaż, jak ktoś podejdzie aby mu pomóc. Wiedziałam, że ja to muszę zrobić i mimo swojej fobii względem krwi, zrobiłam obchód wokół auta, aż dotarłam do drzwi kierowcy, które były otwarte. Zaniepokojona, zajrzałam do środka. I co najdziwniejsze, nikogo tam nie było. Sapnęłam i weszłam na siedzenie, zaglądając w głąb samochodu. Nikogo nie ma. Nikogo do jasnej cholery nie ma!!! Jakim cudem!? Przecież nikt nie wyszedł z samochodu! Wystukałam numer alarmowy i zadzwoniłam do policji. Po pięciu minutach mojego ciągłego nawijania, policjantka za słuchawką, prychnęła.
- Skarbie, takie wielkie BMW* i to na dodatek SUV* nie mogło wpaść w poślizg przez jeden, mały kamyczek. Do tego, trudno uwierzyć, że kierowcy nie ma w samochodzie. Jednak jesteśmy już w drodze - poczułam się zażenowana. Potraktowała mnie, jak małolatę, a nie jak poważną obywatelkę. Rozłączyłam się niespodziewanie. Sama się dowie, że mówię prawdę. Ludzi w aucie nie ma. Kiedy zabrzmiała syrena, cała zdążyłam zlać się zimnym potem. Spływały ze mnie strużki wody, które co chwila wycierałam rękawem.
- Panna... - mężczyzna w mundurze podszedł do mnie szybko, podczas gdy jego towarzysze okrążyli samochód.
- Melody.
Parsknął sztucznym śmiechem.
- Legitymacja - zażądał.
Zrobiłam najbardziej skwaszoną minę, jaką mogłam i wręczyłam mu to o co prosił.
- Na prawdę masz na imię Melody? - uśmiechnął się pod nosem. Dopiero teraz przyjrzałam się jego malutkim zmarszczkom w kąciku ust. Brunet stał cierpliwie. Nie był wcale zasadniczo starszy.
- Tak. To znaczy.. Tak - wypróbowałam inną barwę głosu.
Uśmiechnął się szerzej,widząc moje starania.
- Wobec tego, opisz mi całą sytuację - poprosił, lokując swoje ręce na moich ramionach. Chciałam nimi potrząsnąć i zrzucić łapska policjanta, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. Błyskawicznie opowiedziałam mu wydarzenie.
- Aha. Czyli generalnie nie ma pani w tym żadnych zarzutów? - mruknął, jakby sam do siebie.
- Po prostu, Mel. - zbyłam go ręką, szczerząc się nieprzyzwoicie.
- Dobrze, możesz już iść - skrzyżował ramiona na piersi.
- O-okay - rzekłam poddana. Nie wiem na co liczyłam? Że jestem tak samo śliczna jak Amberly?
- A! Jeszcze bym zapomniał - powiedział ostrożnie, a ja nabrałam nadzieji, że chce się ze mną umówić. Wepchnął w moją kieszeń swoją wizytówkę - zadzwoń czasem - puścił mi oczko i wrócił do swojego samochodu policyjnego. Poczułam, że zabrakło mi powietrza. Dał mi swój numer! Wyjęłam owy kawałek papieru i go podarłam. Jednak jestem atrakcyjna. Może uda mi się pokonać Amberly jej własną bronią.... Następnego dnia weszłam do klasy cała poddenerwowana. Splotłam ze sobą palce i spojrzałam Amberly głęboko w oczy. Jeszcze zanim lekcja się zaczęła, powiedziała coś bezgłośnie w moim kierunku, po czym przyłączyła się do dyskusji ze swoimi nowymi znajomymi. Wszystkie mięśnie mi się spięły, kiedy usłyszałam charkot krzeseł i zauważyłam nauczycielkę Wappy.
- Dzień dobry, klaso - powiedziała spokojnie.
- Dzień dobry, pani Wappy! - zawołaliśmy donośnie. Szturchnęłam Tay. ramieniem.
- Co, Melly? - spytała cicho.
- Mogę pożyczyć długopis? - spytałam trzęsącym się głosem.
- A tak na serio to...? - kurczę! Tay. na prawdę dobrze mnie zna...
- Czy Amberly się na mnie patrzy? - spytałam wstydliwie.
Przewróciła oczami, ale skinęła głową.
- Tak.
Jęknęłam żałośnie.
- Uwzięła się na mnie..
- No co ty! Amb. jest bardzo fajna - powiedziała z grymasem na twarzy.
- Bardzo - mruknęłam pod nosem, a nauczycielka dopiero teraz, zauważywszy to podeszła do mojej ławki.
- Melodio, niedługo zostanę zmuszona do wstawienia ci jedynki jeśli masz zamiar rozmawiać na moich lekcjach!
Przełknęłam głośno ślinę, czując gulę w gardle.
- P-proszę pani - urwałam, zaczerwieniona po nasadę włosów. Czułam na sobie spojrzenia rówieśników.
- Jakoś teraz to zabrakło ci języka w buzi, huh? - nauczycielka pochyliła się nade mną.
- Przepraszam. Proszę mi wybaczyć - odparłam z trudem, mierząc się z nią wzrokiem.
- Ostatni raz. - pogroziła palcem i wróciła do biurka. Odetchnęłam, ale wiedziałam, że to dopiero początek kłopotów. Tay sięgnęła po moją dłoń z małym uśmiechem.
- Amb. już się na ciebie nie patrzy. Ona wcale nie jest taka zła, Mel.
- Doprawdy? - wykrztusiłam
- Serio. Dobrze ją poznałam. Nie ma rodziców, mieszka z ciocią, a jeśli chodzi o mieszkanie to - przerwał jej odgłos łamanego ołówka. Mojego ołówka! Warknęłam pewne przekleństwo na "k" pod nosem, po czym wrzuciłam złamany przedmiot do plecaka.
- Mel, wszystko gra? Jakaś blada jesteś...
Spiorunowałam ją spojrzeniem, a mój oddech w ciągu paru sekund stał się urywany.
- Dobrze ją poznałaś - wycedziłam, starając się ją przedrzeźnić.
- Zazdrosna? - spojrzała na mnie zdumiona, ale potem się otrząsnęła i wróciła do pisania rozwiązania w zeszycie.
Usłyszałam pukanie, a do klasy niemal od razu wparowała znana mi osoba. Serce podskoczyło mi do gardła.

Forbidden loveWhere stories live. Discover now