Niespodziewana wizyta

3.3K 243 19
                                    

Edward zjawił się w aucie po niecałej godzinie.
- Gdzie byłeś?! - skierowałam na niego wściekły wzrok. I w tej oto chwili jego mina stała się niepowtarzalna, a mianowicie przesączona złością. Emanował niebezpieczeństwem, a zimno, które zazwyczaj od niego biło przerodziło się w dziwne ciepło.
- Nie twój interes - powiedział sucho, odwracając wzrok.
- Edwardzie...
- Nie nazywaj mnie tak! - nagle wybuchnął.
- To jak mam cię niby nazywać panie Zaraz Cię Zjem? - rzekłam z usatysfakcjonowaną miną. 1:0 dla mnie.
- Jestem Burnts. Burnts The Soul Stealer* - posłał mi zimne spojrzenie i w niemal sekundę ułożył swoje ręce na kierownicy.
- Nie ma takiego imienia. Soul Stealer? Seriously*? - parsknęłam sztucznym śmiechem. I właśnie w tym oto momencie wyjechaliśmy z piskiem z opon. Milczał tak samo, jak ja póki nie dojechaliśmy pod mój dom.
- Skąd znałeś adres.. - urwałam, bo nachylił się w moją stronę.
- Ja wszystko wiem, Mels - rysy jego twarzy widocznie złagodniały.
- Akurat - szepnęłam, kiedy jego usta znalazły się tuż przy moich. Już prawie czułam jego smak na swoich wargach. Już prawie rozpływałam się pod jego dotykiem. I kiedy, obserwując mnie uważnie przybliżył się jeszcze bardziej, poczułam niewyobrażalne uczucie euforii, a kiedy poczułam, że nasze wargi już się stykają, przez tą niesamowitą pieszczotę automatycznie przez moje ciało przeszło tornado. Burza niekoniecznie grzecznych myśli rozbiła się o moją czaszkę. Nie wiem nawet ile trwaliśmy w tej pozycji - to nawet nie był pocałunek, a ja i tak traciłam zmysły. Miałam ochotę przylgnąć do niego, dotykać go, całować..
- Nie myśl za dużo - szepnął w moje usta, sprawiając, że zesztywniałam. I kiedy już miałam zamiar oddać się swoim zmysłom, on odsunął się błyskawicznie i wyszedł z auta. Stał tak, opierając się o drzwi. Poszłam w jego ślady i wyszłam z samochodu.
- Co to było?! - spytałam twardo, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
Wzruszył ramionami, patrząc w dal.
- Zapomnij.
O mało nie zachłysnęłam się własną śliną słysząc to co powiedział.
- O tym, że chciałeś mnie pocałować czy o tym, że właśnie zachowujesz się, jak skończony matoł?
Szarpnął mnie brutalnie za nadgarstek i przyciągnął w swoją stronę, tak że w niemal sekundę znalazłam się centralnie przed nim.
- Odwołaj to - rysy jego twarzy zdecydowanie się wyostrzyły.
- Ale co? - udałam, że nie wiem o co mu chodzi. Lepiej grać niewinną.
- Ah, tak. - zmienił pozycję i aktualnie to ja znajdowałam się przyparta do drzwiczek.
- Nie rób mi krzywdy - powiedziałam, jak gdyby od niechcenia. Przywiercił mnie swoim rozgniewanym spojrzeniem.
- Zagrajmy w grę. Na moich zasadach - wychrypiał mi do ucha.
- Nie.
- Nie pytałem cię o zdanie! Albo zagramy w grę albo zmiotę cię z powierzchni Ziemi! - wykrzyczał co dodało powagi jego słowom.
- O-okay - zająkałam się, nie będąc pewna co odpowiedzieć.
- Gra polega na tym, że spełniasz wszystkie moje oczekiwania - podjął z niebezpiecznym błyskiem w oku. Na mojej twarzy formułował się mały uśmieszek.
- No ty chyba żartujesz?! Nie ma szans!
Przygniótł mnie swoim muskularnym ciałem.
- Głupia! Wolisz śmierć niż posłuszeństwo!
- Czyli przyznajesz się, że chciałeś zrobić ze mnie niewolnicę? - parsknęłam zirytowana - wiesz co, idź do Amberly. Ta ci pomoże!
- Akurat - prychnął - to ona postawiła mi ultimatum - dodał cicho.
- Słucham? - skrzyżowałam ręce na piersi.
- Amberly. Tak, dobrze słyszysz. Albo będziesz chociaż udawać moją niewolnicę albo ona cię załatwi - powiedział ze stoickim spokojem,
- Niby czemu? A ty to co, nie bohater? Przecież jesteś od niej silniejszy.
- Chcę popatrzeć, jak kobiety się o mnie biją -
jego arogancja przesączyła wściekłością każdą komórkę w moim ciele.
- Mam dosyć! - wypaliłam - zabije mnie ten, zabije tamten! Ja już nie chcę tak żyć! Ciągły strach.. Zabij mnie! Już! Teraz!
Przysunął swoje usta do mojej szyji i zaczął sunąć po niej nosem, sprawiając że coraz bardziej się bałam. On chyba wie co to sarkazm? Za każdym jego dotknięciem czułam wstrząsy. Co dziwne, dawał mi poczucie pewnego bezpieczeństwa. Nie byłam zdolna do jakiegokolwiek ruchu i on dobrze o tym wiedział.
- To był sarkazm - wysapałam, jak po długim biegu.
- Nie znam takiego słowa - skomentował, wgłębiając twarz w mój obojczyk. Odchyliłam głowę do tyłu, rozkoszując się.
- Idź - jęknęłam, kiedy odsunął się ode mnie na bezpieczną odległość.
- Kocham cię, kiedy jesteś taka niezdolna do niczego - zaśmiał się oszałamiająco pięknie. Zignorowałam słowo "kocham cię", kiedy usłyszałam drugą część zdania.
- To j-ja może już pójdę - wykrztusiłam i dosłownie dorwałam się do drzwi w parę sekund. Już wyciągałam klucze z kieszeni, kiedy nagle poczułam zimny powiew na szyji. Machinalnie zasłoniłam ją włosami i odwróciłam się. Auto nadal stało, jednak "kochanego" Casanovy już nie było. Spięta, wpełzłam niezauważalnie do domu.
- Tato! - zawołałam, trzaskając drzwiami.
Cisza.
- Halo? - spytałam niepewnie, wiedząc że w tym szalonym świecie wszystko jest możliwe.
Wbiegłam do kuchni i pierwsze co zrobiłam to wyjęłam z szuflady nóż. Trzymając go kurczowo, szłam po schodach. Nacisnęłam klamkę do jego sypialni i wręcz potknęłam się o próg. Na łóżku leżała Sue, bawiąca się swoją.. obrączką?
- Melody? O jesteś! - uśmiechnęła się i wstając, zadziornie podniosła podbródek.
- Ee. Heeeejjjj - powiedziałam powoli, dodając pod nosem - plastiku. Sue, dziewczyna mojego taty była tak wybotoksowaną lalą, że na prawdę nie wiem co skłoniło tatę do wybrania takiej kobiety. Jej brązowe włosy połyskiwały jakimś żelem za pewne, a zielone oczy wyglądające tak ślicznie u normalnej osoby, u niej wyglądały okropnie. Występowała w niej pewna nieszczerość, której nigdy nie mogłam tacie udowodnić.
- Nad czym tak solidnie myślisz? - zagruchała do mnie, jak do małego dziecka, kładąc rękę na moim ramieniu. Ledwo się powstrzymałam, aby nie trzepnąć jej po palcach.
- Co ty tu robisz? - spytałam, podnosząc brew.
- Mieszkam - odparła i przybliżyła swoją twarz do mojej. Dopiero teraz mogłam poczuć miętę, która pachniała jej z ust. Na pewno sobie do nich jakąś substancje wpsikała.
- Jak to? - serce zwolniło mi tempa. Odsunęła na bok mój nóż, o którym dopiero teraz sobie przypomniałam. Powinna się go przestraszyć, ale nie. Ona jest inna.
- Bierzemy ślub za dwa miesiące! - nagle zapiała, rzucając się na łóżko z impetem.
- Słucham?! - wypuściłam nóż z ręki, a dźwięk jego upadku rozbrzmiał mi w uszach i będę go pamiętać do końca życia, jako historyczny moment po najgorszej wiadomości w moim całym życiu.
- Gdzie tata?! - wściekła, podeszłam do łóżka, na którym kobieta leniwie się przeciągała.
- Poszedł na m.a.ł.e zakupy - uśmiechnęła się chytrze. Wiedziała, że tata na nią dużo pieniędzy wydaje. Wiedziała!
Nie powstrzymałam się i rzuciłam się na nią. Szarpnęłam ją za włosy i usiadłam na niej okrakiem. Chciałam wybić jej wszystkie zęby, zniekształcić jej sztuczną twarz i wydusić z niej całą prawdę. Przerażona swoimi myślami, rozluźniłam moją pięść, przez co Sue miała szansę do przewagi. Uderzyła mnie w twarz, piszcząc głośno, jakby była obdzierana ze skóry. Ja natomiast zareagowałam na to dziwnie, wręcz bardzo dziwnie. Wgryzłam się w jej nadgarstek, a potem uciekłam zdenerwowana. Od zawsze tak miałam - widząc, że przegrywam, gryzłam przeciwnika.
- A tak przy okazji, była ta twoja psiapsióła Taylor! Powiedziałam jej, żeby spadała! Miałam wyrzuty sumienia, ale już zdecydowanie one minęły!!! - wrzasnęła z furią, pochylając się nad balustradą.
- Głupia! Mój tata nigdy się z tobą nie ożeni! - żachnęłam się. Czy ja na serio nie mogę spędzić chociaż jednego dnia normalnie? W spokoju? Jest jedno rozwiązanie problemów - samobójstwo.
--------------------------------------------Tłumaczenia: Seriously* - serio,
The Soul Stealer* - dosłownie: Złodziej Dusz Dedykuję piosenkę InTheUniverse spodobała się czy niezbyt? - to pytanie kieruję do wszystkich ;)

Forbidden loveWhere stories live. Discover now