30. Upita miłością

2.4K 197 29
                                    

Wstałam z łóżka i otrzepałam spodnie.
- Masz rację - odezwał się po krótkim czasie.
Skierowałam ku niemu zdziwione spojrzenie, po czym ponownie skupiłam się na swoich butach. Już nawet nie obchodziło mnie, że były całe w błocie..
- Wiem, że mam.
Skinął powoli głową, ujawniając tym samym swój diabelski uśmieszek.
- Wiele osób z mojego gatunku pragnie cię dorwać i pozbawić cię głowy. W sumie ja też o tym marzę - zaśmiał się cicho pod nosem. W tym momencie zdenerwowana pomaszerowałam przed siebie.
- To czemu tego nie zrobisz?! - fuknęłam na niego, przyspieszając chód wzdłuż korytarza. Szedł za mną. Owszem, nie było go słychać, ale czuć było jego zapach. Wzięłam głęboki wdech, rozkoszując się wonią perfum zmieszanych z czymś osobliwym.. z zapachem jego skóry. Mm.
- Znam mężczyznę, który zabił twoją mamę i tatę - powiedział głośno. Zamurowało mnie.
- Mój tata żyje - pokręciłam głową w zaprzeczeniu.
Burnts złapał mnie za nadgarstek i obrócił w swoją stronę.
- Nie żyje. Już nie - szepnął, nieugięcie patrząc w moje oczy, obecnie pełne łez.
- Kłamiesz! - wyrwałam się z jego uścisku i poszłam dalej, chcąc znaleźć siostrę.
Casanova wybuchł obłąkanym śmiechem.
- Po co miałbym kłamać? Gdzie idziesz? I tak jej nie znajdziesz - zganił mnie, łapiąc za dłoń i tym razem jej nie puszczając.
- Daj mi wino. Mnóstwo wina - przełknęłam gorzką ślinę modląc się, żeby to był tylko sen.
- Dobrze - odpowiedział łagodnie i po zaledwie trzydziestu sekundach, przybiegł z jedną ogromną butelką i drinki'em w rękach.
- Wziąłem coś mocniejszego - uśmiechnął się kącikiem ust - whiskey i Sex On The Beach.
Zaśmiałam się ponuro.
- Nie chcę karmy dla kota ani.. - nie dokończyłam, bo przycisnął swój zimny palec do moich rozpalonych warg.
- Pij już. - uraziły mnie jego słowa, wręcz wbiły mi sztylet w serce. Okay..
- Może wcale nie mam ochoty na..? - nie dokończyłam, bo siłą przytrzymał mi podbródek i wlał mi część cieczy do ust.
- Wierz mi, to ci pomoże - błysnął zębami.
Kiedy ujrzałam jego dwa, całkiem małe, ale ostre, jak szpikulce kły, wyrwałam mu z ręki szklankę z drinkiem Sex'u i wypiłam przynajmniej połowę jej zawartości. Mdławy zapach zawisł w moich nozdrzach.
- Lepiej? - spytał, przypominając mi o istnieniu reklamy batona Snickers'a. Zachichotałam szaleńczo.
- Lepiej - odparłam o ton niższym głosem chcąc, żeby zabrzmiało to, jak kwestia z dialogu.
- Opowiedz mi coś o sobie - zagadnął z tym swoim lekceważącym uśmiechem.
Poczułam, jakby pojedyncze iskierki strzeliły mi do głowy. Latały sobie między moimi neuronami, zamieniając jakieś nitki w moim mózgu swoimi własnymi. Niestety, od dziecka miałam bardzo podatny mózg na tego typu rzeczy, więc alkohol.. Eh. Czuję, że źle się to skończy. Ku mojemu zdziwieniu postanowiłam wypić jeszcze jednego łyka, a potem kolejnego.. i tak dalej.. aż w końcu Casanova wyrwał mi butelkę.
- Jeszcze trochę i nic dla mnie nie zostanie - westchnął zirytowany. Zostanie, jak zabawnie zabrzmiało to słowo. Na moich ustach przez parę sekund błąkał się nieśmiały uśmieszek. Nagle przypomniałam sobie o jego pytaniu.
- Uhm. Maaaam na imię Melodyy. Większość mówi na mnie Meeeeelllll - wybełkotałam i czknęłam. Wybuchłam głośnym śmiechem.
- Już zaczął na ciebie działać? - zmarszczył brwi i dopił resztę drink'a.
- La! La! La! Nie słucham cię! Mam uszy? A może ich nie maaaa.aam? Tralalalala! - wrzeszczałam niczym opętana, wyganiając resztki zdrowego rozsądku.
Burnts rzucił mi rozbawione spojrzenie i jakimś cudem zdołał się powstrzymać od cichego chichotu.
- A co sądzisz o mnie? - podniósł brew, wyjmując korek z whiskey.
- Yym. Ehm. Ciebie chowam w skrytce! - zaśmiałam się chrapliwie, dotykając palcem mojego czoła.
Pokręcił głową, również się śmiejąc.
- Jakiej.. skrytce? - ledwo wypowiedział ostatnie słowo, zakrył usta dłonią, aby nie zachichotać. Co w tym złego? Śmiech jest zdrowy!
- Tej w mózgu! - potrząsnęłam głową - czy móóózg może się rozpłynąć? Ee.. A ty jesz mózgi? - nie powstrzymałam kolejnej fali śmiechu.
- Nie jestem zombi - burknął i złapał mnie w talii tylko po to, aby unieść moje wychudzone ciało nad swoją głową.
- Idziemy spać - zażądał, zbliżając się do pokoju.
- Nieeeee! Niedawno co wstałam! - oburzona, trzepnęłam go dłonią po plecach.
- Auuuuuuuuuuuu! - krzyknęłam, czując ból rozciągający się od koniuszek palców po nadgarstek.
- Tylko się nie zabij - mruknął pod nosem, opuszczając mnie delikatnie na łóżko.
Wyciągnęłam ręce w geście zaproszenia, ale w tym momencie zniknął. Jedyne co zostawił to trochę kurzu, który zawirował w powietrzu.
Z niechęcią zamknęłam oczy i przewróciłam się na drugi bok. Kiedy już miałam zasnąć, usłyszałam ciche:
- Dobranoc, Melody. Śpij dobrze, mój ty woreczku.
Potem była tylko ciemność, która oplotła mnie ze wszystkich stron....
.... Jasność owinęła się wokół moich spojówek. Otworzyłam oczy i od razu tego pożałowałam. Poczułam nagły zawrót głowy i pierwsze co mój organizm postanowił zrobić to wyrzucić z siebie toksyny, wydalając je na zewnątrz. Zwymiotowałam na podłogę, po czym widząc ohydną maź ponownie wykonałam tą czynność, tym razem na łóżko. Z obrzydzenia wstałam i niemal od razu zatoczyłam się do przodu.
- Woda - zażądałam, czując suchość w gardle.
Nikt się nie pojawił.
- Woda - powtórzyłam uparcie, wręcz zderzając się ze ścianą.
- Potrzebna mi woda - uściśliłam, idąc przed siebie z wyciągniętymi rękoma niczym zombie. Podpierając się ściany, brnęłam dalej. Kuchnia. Tak, kuchnia. To był mój cel. Ledwie znalazłam się przy ogromnym salonie, usłyszałam głośno włączoną telewizję. Leciał utwór Ellie Goulding "Godness Gracious"
W momencie, gdy piosenka dotarła do moich uszu, wstąpiła we mnie energia, odwaga i przede wszystkim spryt. Czułam, że jestem w stanie wszystko zrobić! Przypomniawszy sobie słowa jednej z kobiet uwięzionych w piwnicy, miałam ochotę wypróbować jej teorię. Szybko wbiegłam do pokoju, już się nie chwiejąc, ale idąc prosto przed siebie. Na sofie siedział Burnts, który oplatał w talii moją młodszą siostrzyczkę. Co on kurna wyprawia?!
- Mel. - uśmiechnęła się Greta na mój widok.
W tej cholernie dłużącej się chwili zauważyłam, jak z moich palców zaczynają wydostawać się pojedyncze wici. Pisnęłam i odskoczyłam. O co chodzi?! Potrząsnęłam dłońmi, aby pozbyć się tego czegoś. Próba nieudana. Nagle mgła spowiła mi wzrok, a ognista kula zemsty, która gdzieś tliła się w środku mnie, wreszcie wyskoczyła dając o sobie znać. Poczułam, jak coś z mojego wnętrza wyskakuje i odbija się o posadzkę. Magia? Wątpię. Krzyczałam i krzyczałam, ale jedyne co docierało do moich uszu to ta piosenka. Robiła się coraz głośniejsza i głośniejsza, jakby dodając mi energii, aż w końcu ucichła. I wtedy wszystko przybrało normalnych kształtów i kolorów. Zakryłam dłonią usta, a łzy same poleciały mi po policzkach sprzeciwiając się mojej woli.
- Nie! Nie! Tylko nie to! - upadłam na kolana, wyciągając ręce przed siebie.
*****************************
Witajcie Skarbeczki Moje :),
Dziękuję, że czytacie tą książkę :) nawet nie wiecie, jak mi miło xx
Jesteście wspaniali! Kocham was! :) xx
Wasza SecretGirlKatherine xoxo

Forbidden loveWhere stories live. Discover now