32. Pogromczyni

1.8K 145 12
                                    

"Na górze róże, na dole fiołki,
Jesteśmy razem niczym dwa pionki"
Życie bywa skomplikowane. U niektórych mniej, u innych bardziej. Siedząc za kierownicą w ukradzionym samochodzie zdałam sobie sprawę, że moje życie już nigdy nie będzie takie samo. Wystarczyła tylko chwila, aby całkowicie zmieniło swój kurs i stało się niczym z filmu akcji. Problem, jednak w tym, że to nie jest film ani książka gdzie wszystko może się dobrze skończyć. To rzeczywistość. Kto wie, ile nam jeszcze zostało minut, godzin, dni, miesięcy. Śmierć czyha na każdego z nas, ale to akurat moja rodzina ma u niej pewien rodzaj "premium", a to wszystko przeze mnie. Przez moje uczucia. Znaleziono nas, mnie i siostrę. Policja przyjechała na miejsce, a pogotowie zabrało nas do szpitala. Wiedziałam, że mam mało czasu i już zaczęłam rozmyślać nad nowym planem ucieczki. Miałam tylko nadzieję, że nie przyjdą po nas rodzice, bo wtedy już wszystko będzie na przegranej pozycji. 

- "Chłonę jasność daną nocą. Połykam łzy gorzkie, nie znające sprzeciwu. Mrok niedługo zaleje nas, gdyż on siedzi w każdym z was" - wyrecytowałam cicho wiersz Mady Grett*

- "Strach to tylko uczucie, każdy z nas je posiada, ale się nie poddawaj i wstawaj*" - kontynuuowała Greta, słysząc mój monolog. Zamurowało mnie. Skąd moja młodsza siostra może znać takie mroczne wiersze? Poruszyłam się niespokojnie na swoim łóżku i umilkłam. 

Co z tobą nie tak, Pogromczynio? Boisz się? - zarechotał diabelsko głęboki głos, tkwiący gdzieś w mojej głowie. 

Zamknij się - pomyślałam, spanikowana. 

Z wielką przyjemnością. W zamian za to, pokażę ci inny świat - odpowiedział podekscytowany.

Odetchnęłam i skupiłam wzrok na pielęgniarce, która chodziła w tą i z powrotem. Nagle ujrzałam czarne plamki, przemieszczające się w prawo i w lewo. Zamknęłam oczy myśląc, że jest to przyczyną słabego ciśnienia. Mój chrapliwy oddech stał się jeszcze cięższy, kiedy zdałam sobie sprawę z tego co powiedział mi mój drugi głos. Co miał zamiar mi pokazać i przede wszystkim jak? Odpowiedź na to znalazłam w mgnieniu oka, bo kiedy otworzyłam oczy, a przynajmniej tak mi się zdawało, nie ujrzałam pokoju szpitalnego. Byłam w lesie. Ze wszystkich stron otaczały mnie drzewa - sosny, świerki, iglaki... Jednak nie na nich skupiłam swoją uwagę. Na polanie, nieopodal, znajdowała się grupka świetnie zbudowanych mężczyzn w kapturach. Bojąc się, że mogą mnie zauważyć wycofałam się do tyłu i był to błąd, bo uderzyłam o coś twardego. Spojrzałam się za siebie i ujrzałam znajome rysy. Luke. Wytrzeszczyłam oczy widząc, jak bardzo się zmienił. Zmężniał i pachniał.. bardzo specyficznie, wręcz uwodzicielsko. Gdyby nie jego bladość na twarzy z pewnością, bym go przytuliła. Teraz, jednak odczuwałam strach. Przenikał mnie całą, nie pozwalając nawet wziąć oddechu. 

- Witaj Kaitlyn - obnażył swoje kły i złapał mnie mocno za nadgarstek. Jedyne czego pragnęłam to, aby mnie pocałował i przyznał, że to wszystko to tylko jeden, wielki żart. W końcu dzisiaj było halloween. To oczywiste, że chciał mnie nabrać. 

- Luke, puść mnie - zażądałam. Zagryzł kłami dolną wargę, po której, jak na zawołanie poleciała strużka krwi. Oboje mamy ten nawyk. Uśmiechnęłam się nieśmiało, chcąc mu zetrzeć krew chusteczką higieniczną. Już sięgałam do kieszeni spodni, kiedy nagle mnie powstrzymał, łapiąc moją drugą rękę.

- Polepszyli mnie tak samo, jak ja zaraz ulepszę ciebie - odparł na jednym tchu i bez ostrzeżenia wbił swoje kły w mój przegub. Wrzasnęłam głośno, a później...wszystko zniknęło. Kolejna wizja przybyła niemal natychmiast. Siedziałam przy toaletce, patrząc niepewnie na swoje odbicie. Mama stojąca za mną, ułożyła moje rude loczki w niesfornego koka. Zadrgały mi kąciki ust.

- Nie pokocha mnie tak samo, jak ja jego - westchnęłam, myślami w obłokach.

Kobieta po czterdziestce, z blond prosto układającymi się włosami, uśmiechnęła się pobłażnie i nachyliła się w moją stronę, żeby ucałować mnie w policzek. 

- Kaitlyn, kochanie, na pewno mu się spodobasz.

Ona była tego pewna, ale ja nie. Wstałam z krzesła i przytuliłam ją. Nie wiedziałam, jednak, że to był ostatni raz kiedy to zrobię...

Nagle wszystko się rozmyło i otworzyłam oczy. Wstrzymałam oddech, zastanawiając się nad tym czy ten Luke, którego widziałam, na pewno był moim przyjacielem. Przecież bezpiecznie trafił do szpitala..? A przynajmniej tak mi się wydawało (...) Kiedy zdałam sobie sprawę, że w wizjach byłam dziewczyną o imieniu Kaitlyn, zadrżałam. Głos nie kłamał. Miałam wizję i nawet nie mogłam krzyknąć z przerażenia, bo z pewnością zwróciłabym na siebie uwagę. 

Teraz wiesz, jacy są. Zabiją wszystko co się rusza, nawet siebie nawzajem umieją pozarzynać, więc zaciśnij zęby i przyjdź na Blackberry Street.  

Nie rozumiem o kim mówisz. Nie rozumiem całej tej pieprzonej sytuacji. Czy ja właśnie miałam w.i.z.j.ę? Czy to był sen? Zbyt realistyczne, nie? Halo?! Czemu Blackberry Street? Tam mieszka.. Luke. 

Za dużo pytań - odpowiedział krótko i zostawił mnie samą w moich chorych rozmyśleniach. 

Uciekać i posłuchać się głosu czy zostać i tkwić w niepewności? Spocona i zziajana, jak po długim biegu wyskoczyłam z noszy. Oczywiście,  wyciągnęłam z nadgarstka igłę. Szczerze? Igły oraz strzykawki nie robiły już na mnie żadne wrażenie. Nie po tym co przeżyłam. Greta spała. I dobrze. Nie miałam zamiaru wciągać ją w żadne kłopoty. Niech rodzice po nią przyjadą. Kiedy jakimś cudem, niepostrzeżenie wymsknęłam się ze szpitala, skierowałam się w stronę przystanku autobusowego. Miałam naprawdę ogromne szczęście, ponieważ znajdował się zaledwie czterysta metrów od budynku, w którym przebywałam. Na miejscu znalazłam się po dwóch godzinach, więc zdążyło się już nieźle ściemnić. Ciemne niebo zakrywały pojedyncze chmury. I gdzie niby teraz mam iść, panie Głosie? Prychnęłam poddenerwowana. W moim umyśle panowała cisza. Przysiadłam na ławce, chcąc uniknąć tłumu ludzi nadchodzących w moją stronę. Najwyraźniej i to nie pomogło, bo pięć osób ubranych na czarno, usiadło obok mojej wielce przestraszonej osoby. Kolejny fart. Okazało się, że nie były to wampiry. Opaleni, niezbyt ładni, mężczyźni i jedna blada, jak ściana kobieta. Wątpię, żeby ludzie przyjaźnili się z wampirami. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest ona człowiekiem. Dziwne, jednak było to, że włosy miała całkowicie schowane pod czerwoną czapką. Żadne, nawet najmniejsze pasmo, nie widniało na jej wychudzonej twarzy. Jak na zawołanie grupka osób spojrzała na mnie z zainteresowaniem. Wszyscy wyszczerzyli,całkiem białe zęby, w dziwnym uśmiechu. 

- Witaj, Melody - kobieta płynnym ruchem zdjęła z siebie czapkę, ukazując swoje rude loki. Nie musiałam jej się nawet zbytnio przyglądać, aby wiedzieć kim jest. Przełknęłam kwaśną ślinę i ledwo powstrzymałam odruch  wymiotny. 

****************************************************
Cześć, skarbki :*

Mam nadzieję, że spodobał wam się rozdział, a jeśli komuś zabrakło pana B. to muszę przyznać, że już szykuję dla was pewne pikantne wątki z tym łobuzem :)) 

*wiersze były wymyślone, tak samo, jak imię i nazwisko ich "twórczyni"

Pozdrawiam i dziękuję za wszystkie piękne komentarze, podnoszące mnie na duchu. :)) 

Forbidden loveWhere stories live. Discover now